poniedziałek, 30 lipca 2012

#100 GONE: Zniknęli Faza piąta: Ciemność - recenzja

Tytuł: GONE: Zniknęli Faza piąta: Ciemność
Autor: Michael Grant
Seria: Gone: Zniknęli (Tom 5)
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2012
Stron: 464

Moja ocena: 8/10









Michael Grant podbił serca wielu czytelników swoją serią „Gone. Zniknęli”. Piąta, przedostatnia część cyklu wreszcie przynosi wiele odpowiedzi, ale i stawia kolejne pytania, na których rozwiązanie będziemy musieli poczekać aż do 2013 roku. Ciekawi, co zmieniło się w Perdido Beach?

Trzy miesiące po wydarzeniach z poprzedniej części autor wrzuca nas w sam środek emocjonującej akcji. Coś złego zaczyna dziać się z kopułą, otaczającą elektrownię atomową i wszystko w promieniu 15 km od niej zaczyna przyoblekać się w nieprzejrzystą czerń, która może oznaczać tylko jedno – koniec spokoju. W zastraszającym tempie w ETAP-ie zaczyna brakować słońca, a wtedy dzieciaki stają się jeszcze bardziej bezbronne niż zazwyczaj. Z ciemności wyłaniają się potwory, a w szczególności jeden – nieśmiertelny Gaiaphage i jego wierny kompan, Drake. Czy Sam, Astrid, Quinn i pozostali zdołają odeprzeć zło, nadciągające niemal ze wszystkich stron? Będzie ciężko, gdyż do równania dołączyła nowa siła o nadludzkiej mocy i pozbawiona skrupułów.

W ciągu 65 godzin i 11 minut młodzi bohaterowie przeżyją kolejne wzloty i upadki, szczęścia i rozczarowania. O wiele więcej będzie tych drugich, gdyż ETAP to świat antyutopijny, w którym dobre rzeczy nie trwają długo, a wszystkie zasoby są ograniczone. Do tego nadchodząca ciemność zdaje się tkwić w myślach wszystkich i nie pozwala na chwilę wytchnienia. Jak zawsze obserwujemy postępy fabuły z perspektywy różnych osób – mutantów lub nie, a w tej części Grant na niektórych bohaterach skupia się po raz pierwszy. Dodatkowym i zarazem niesamowicie ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie rozdziałów z „zewnątrz”. Poczynania rodziców i tajemnice wojskowe czynią sam „efekt ETAPu” jeszcze ciekawszym i bardziej intrygującym, nadając fabule tempa i napięcia.

Michael Grant w każdej kolejnej części pokazuje nam jak nieskończone są pokłady jego wyobraźni. Piórem posługuje się znakomicie, bardzo dobrze przedstawiając zarówno młodzieńcze problemy, jak i takie, z którymi nigdy nie chcielibyśmy się zetknąć. Z łatwością sprawia, że czujemy się obrzydzeni, przerażeni i zaintrygowani, a ponad 450 stron mija w mgnieniu oka. W „BZRK” doceniłam pisarza za tę odwagę i bezpośredniość w wyrażaniu uczuć, myśli, natomiast w „Gone” do tej pory nie zwracałam na to uwagi. Dopiero teraz zauważyłam, że unika on przekleństw, a wcale nie boi się scen seksu, czy ogromnej brutalności.

Przez karty książki przenika ten typowy dla serii klimat niebezpieczeństwa, izolacji, niewiadomego. Ale także czuje się, że powoli zbliżamy się już do końca. Wiemy już, czego doświadczają i co widzą ludzie po drugiej stronie kopuły oraz jak próbują sobie z nią radzić. Zresztą, samych dzieciaków zostało już coraz mniej, a i ciągle ci sami przedstawiciele zła ostatecznie zaczęliby nas nudzić. Cieszmy się więc, że autor nie rozciąga serii w nieskończoność, a mnogość pytań, na które nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi dobrze wróży ostatniej książce z cyklu.

Czy warto było rozpoczynać kolejną, długą serię? Jak najbardziej, gdyż z tomu na tom było coraz bardziej emocjonująco. Pomysły Granta zaskoczą nawet malkontentów, bohaterowie są charyzmatyczni, fabuła ekscytująca, a jego styl pisania lekki i wciągający. „Gone: Zniknęli” warto jest mieć na półce, a wiernym fanom po emocjonującej „Ciemności” zostaje czekać na „Fazę szóstą: Światło”.

Książka została przekazana od serwisu Secretum za co serdecznie dziękuję.