sobota, 27 sierpnia 2011

#33 Konkurs!

Nagroda:
Szczęśliwiec będzie miał do wyboru jedną z trzech książek:
Kryminał (recenzja)

 Groza

Detektywistyczne


Zadanie konkursowe:
W komentarzach pod tym postem napiszcie, którą z moich recenzji uważacie za najciekawszą i dlaczego oraz wasz adres e-mail.

Wyniki:
Osobę, do której trafi nagroda wybierze tzw. maszyna losująca 9 września. Wtedy właśnie wracam z moich długo oczekiwanych wakacji w Bułgarii ;) Możecie się zgłaszać do godziny 16. Wyniki wraz z małym podsumowaniem wypowiedzi ogłoszę w ten sam dzień około 18. 


Przy okazji chciałabym się pochwalić moją wygraną na blogu Roberta 'przynadziei' Notatnik kulturalny.
Prawda, że fajna paczuszka? ;) Zapraszam na bloga Roberta, czai się tam kolejny konkurs, w którym tym razem można wygrać audiobooka.

Powodzenia! :)

czwartek, 25 sierpnia 2011

#32 Tropiciel - recenzja

Tytuł: Tropiciel
Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Stron: 512










Orson Scott Card to amerykański autor znany przede wszystkim z „Gry Endera”. Niedawno miałam możliwość recenzowania pierwszych dwóch tomów serii „Powrót do domu” i każda kolejna książka Carda tylko upewnia mnie o jego kunszcie pisarskim. Prószyński i S-ka zamiast kontynuować wydawanie na polskim rynku rozpoczętych już cykli autora, sięgnęło po jego najnowsze dzieło – „Tropiciela”. Jest to swoiste połączenie fantastyki naukowej i fantasy, w którym odnajdziemy elementy obu wymienionych wyżej dzieł. Czy autor odnalazł „złoty środek”?

Rigg to tytułowy tropiciel – widzi on ścieżki, którymi poruszają się ludzie oraz zwierzęta i potrafi je umiejscowić w czasie. Wraz ze śmiercią ojca, wyrusza w misję, by odnaleźć swoją rodzinę. Obdarzony w nieocenioną naukę polityki, wymowy oraz zachowania, drogocenne klejnoty i przydatnego kompana, Umba, udaje się w wyprawę do stolicy państwa. Po drodze równie łatwo nawiązuje przyjaźnie, jak i zdobywa wrogów, oraz uczy się wykorzystywać swą umiejętność w całkiem nowy sposób.

Świat, w którym toczy się akcja poznajemy w dwojaki sposób. Z jednej strony przemierzamy go wraz z Riggiem i Umbem, a z drugiej z perspektywy Rama Odyna, kapitana statków mających za zadanie skolonizować odległą planetę ziemiopodobną, którego podróż opisywana jest na początku rozdziałów. Każdy z bohaterów ma swoją historię, unikalne umiejętności oraz własne przeznaczenie. Przygód kosmonauty nie uświadczymy wiele, ale to głównie one nadają powieści powiew science-fiction i stanowią miłą odskocznię. Autor pozwala nam powoli, niemal na własną rękę, odkrywać historię planety oraz zamieszkujących ją ludzi. Śledzimy losy krainy otoczonej murem, do którego zbliżenie się powoduje szaleństwo, a nawet śmierć. Na pytania, co jest poza nim, oraz dlaczego historia ludzkości zaczyna się 11 191 lat temu, starają się znaleźć odpowiedzi bohaterowie. 

W książce nie spotkamy awanturniczych przygód ani wielkich bitew. Card typowo dla siebie prowadzi akcję – spowalniając ją i wprowadzając złożone intrygi polityczne. Umiejętności głównych bohaterów sprawiają, że skomplikowane paradoksy czasu potrafią zakręcić w głowie. Autor nie wszystkie wyjaśnia, gdyż wiele z nich jest po prostu subiektywnych, zależy od punktu widzenia. Nie warto się nad nimi głowić, gdyż powoduje to jedynie dodatkowe zdezorientowanie. Uchwycenie takiego trudnego, niemożliwego wręcz do opisania tematu wyszło Cardowi na dobre. Nie wiadomo kiedy bohaterom przyjdzie do głowy przenieść się w czasie, a jeśli już to zrobią – wywracają całą akcję do góry nogami, zaskakując czytelnika na każdym kroku. Wraz z dość przewidywalnym końcem powieści pojawiają się kolejne pytania, na które nie dostajemy odpowiedzi.

Planeta, zwana Arkadią, do końca książki stanowi wielką niewiadomą. Tereny za murem intrygują i kuszą czytelnika niemal tak bardzo jak samych jej mieszkańców. Wielu rzeczy się domyślimy, inne autor poda nam jak na tacy. Przy okazji delikatnie sugeruje nam, że również życie na ziemi mogło powstać w sposób przedstawiony w powieści. Wszystkiego jednak dowiemy się w kolejnej części książki, której wydanie w Stanach Zjednoczonych zaplanowano na 2012 rok. 

Z „Grą Endera” książkę tę łączy sposób i styl narracji. Z sagą „Powrotu do domu” natomiast fakt, że znowu mamy tu rządy kobiet (wprawdzie w recesji, ale jednak), a także podróż ku Przeznaczeniu. Podobieństw z „Pamięcią Ziemi” jest więcej – ograniczony świat, ludzkość na innej planecie i Ziemia, jako nieznany, nieopisany i tajemniczy Dom. „Tropiciela” czyta się szybko i przyjemnie. Zadowoli on zarówno fanów fantasy, jak i science-fiction. Ten intrygujący świat wciągnął mnie bez reszty i już teraz chciałabym poznać go dogłębniej.

Recenzja ukazała się również w serwisie StrefaRPG.pl

niedziela, 14 sierpnia 2011

#31 Piękne Istoty - recenzja

Tytuł: Piękne Istoty 
Wydawnictwo: Łyński Kamień
Rok wydania: 2009
Stron: 536









 

Przypomnijcie sobie fabułę Zmierzchu. Teraz, wyobraźcie sobie, że zamiast wampirów, mamy do czynienia z tajemniczymi Obdarzonymi, istotami, które posiadają różne moce (brzmi znajomo?) i, w skrócie, dzielą się oni na tych dobrych (niczym wampiry pijące krew zwierząt) i złych (złe wampiry). Na koniec, zróbmy zamianę płci narratora pierwszoosobowego – z żeńskiej na męską i zamieńmy Bellę z Edwardem rolami, żeby nie było to AŻ tak oczywiste. Co otrzymamy?

„Piękne Istoty” to kolejny paranormalny romans powstały na fali o wampirach, zapoczątkowanej przez „Zmierzch” Stepheni Meyer. Dla normalnego czytelnika nie sposób nie zauważyć powyższych korelacji. Para autorów, czyli Kami Garcia i Margaret Stohl wykazała się brakiem kreatywności i żądzą łatwego zarobku. Nie przeczę, na pewno wielu osobom książka przypadnie do gustu. Mamy tu wszystko, czego pragnie przeciętny nastolatek/tka (z naciskiem na tka): romans, tajemne moce, romans, brutalną historię, romans, przeznaczenie, romans, cierpienia młodych dusz i, przede wszystkim, romans. 

Głównym bohaterem i zarazem narratorem jest Ethan Wate. Wiedzie on spokojne życie w małym miasteczku, Gaitlin, póki nie zjawia się w nim pewna… (famfary) tajemnicza dziewczyna, Lena. Od razu zaskarbia sobie niechęć wszystkich rówieśników, oprócz, oczywiście, Ethana, który widzi w niej dziewczynę ze swoich snów. Bardzo realistycznych zresztą i, zapewne, proroczych. Dla nowej koleżanki zaryzykuje przyjaźń swoich kolegów, dobre relacje z bliskimi, reputację, a nawet, o zgrozo, życie. Tymczasem, tajemnicza młoda dama, nie jest zwykłą nastolatką. Dzieją się przy niej dziwne rzeczy, a jej rodzina wydaje się być opętana. Okazuje się, że nie są to zwykli ludzie, a wampiry. Ekhm, nie żadne wampiry, nie ta bajka. Są to Obdarzeni.

Ethan to męska wersja Belli. Jego romantyczne wynurzenia oczywiście nie zabierają aż tyle czasu, nie jest on też fajtłapą, ale… Przyciąganie do zakazanego, porzucenie znajomych i wzbierająca burza uczuć łączą go z bohaterką „Zmierzchu”. Z niego właśnie został skopiowany i nieco przekształcony główny rys fabularny. Wgłębiając się w detale, zauważymy parę innych pomysłów, ale nie są one innowacyjne, ani zaskakujące. Ciekawie ma się rzecz z tempem akcji. Napięcie stale rośnie, a gdy zbliża się w końcu do punktu kulminacyjnego następuje niespodziewany spadek. Autorki okazale strzeliły sobie w stopę prezentując nam nudne i rozczarowujące zakończenie, przez co cała powieść wydaje się być tylko pretekstem do… no właśnie, czego? Zarobienia pieniędzy zapewne. Kolejne części już chyba nie mogą być gorsze.

Na plus należy zaliczyć klimat powieści. Gaitlyn to małe, mroczne miasteczko, w którym wszyscy się znają i ma się wrażenie, że przez cały czas jest się obserwowanym. Również posiadłość Ravenwood sprawia wrażenie przykrego, nagryzionego przez ząb czasu miejsca. Podobało mi się, w jaki sposób stary dom ożywał i zmieniał swoje kształty. Nie potrafię w pełni docenić historycznych aspektów fabuły, ale na Amerykanach z pewnością zrobią one wrażenie – są jednocześnie rozczulające i straszne w swoich  dramatycznych detalach.

„Piękne istoty” czyta się szybko, głównie dlatego, że książka w większości składa się z dialogów. Fabuła jest nieskomplikowana i im dalej brniemy w powieść, tym jest po prostu gorzej. Na rynku przepełnionym tzw. paranormalami, które zapoczątkowała powieść Meyer, ta pozycja niczym, poza okładką, się nie wyróżnia. Nie oceniajmy jednak po wyglądzie – gdy zajrzymy do jej wnętrza okaże się bezcelową kopią „Zmierzchu”, której zapewne nawet kontynuacja („Istoty Ciemności”) nie uratuje. 

Recenzja ukazała się również w serwisie StrefaRPG.pl

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

#30 Dziewczyna Płaszczka i inne nienaturalne atrakcje - recenzja

Tytuł: Dziewczyna Płaszczka i inne nienaturalne atrakcje
Autor: Robert Rankin
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Stron: 392










Czy po książce o tak niedorzecznym tytule możemy się wiele spodziewać? Z pewnością przyciągnie on czytelników, odważnych i żądnych wrażeń, którzy sięgając po „Dziewczynę Płaszczkę…” oczekują od niej sporej dawki humoru i zabawy. Czy tytuł opublikowany w głośnej serii wydawnictwa Prószyński i S-ka „Fantastyka. Prawdopodobnie najlepsze książki na świecie” zdoła obronić swój honor i zapewnić świetną czytelniczą rozrywkę?

Akcja książki Rankina toczy się w XIX wieku. Dziesięć lat po przybyciu najeźdźców z Marsa, Ziemia zdołała odeprzeć atak, a także zmieść całą marsjańską cywilizację z ich rodzimego globu. Dodatkowo, przybysze z Wenus i Jowisza postanowili się ujawnić, po wielu setkach lat przebywania na naszej planecie. Brzmi ciekawie, lecz nieco naiwnie, prawda? Swoistym centrum działań i komunikacji z obcymi jest nie, jak można by się spodziewać, Nowy Jork, a Londyn. To właśnie w tym pięknym mieście, poznajemy George’a Foxa i jego mentora, profesora Coffina. Z wagonem o nazwie „Najbardziej chwalebne nienaturalne atrakcje” podróżują oni po cyrkowych jarmarkach, wystawiając swój popisowy numer – sformalizowanego Marsjanina. Jako że jego termin ważności zbliża się do daty wygaśnięcia, zaczynają szukać nowego eksponatu do zaprezentowania widzom. Wśród tak nietypowych postaci  jak podwójny hinduski chłopiec, któremu z klatki piersiowej wyrasta pasożytniczy bliźniak, czy Rosyjski Chłopiec o Psiej Twarzy, napotykają na plotki o legendarnej Dziewczynie Płaszczce. Wyruszają więc na jej poszukiwanie, napędzani wiarą w tajemniczą przepowiednię i  popędzani kopniakami Przeznaczenia.

Umiejętnie czerpiąc z historii, ale i fantastyki, Rankin potrafi zadziwić czytelnika na każdym kroku. Najazd obcych, jak sam pisze, był identyczny z tym z „Wojny Światów” H.G.Wellsa.  Przez karty książki przewijają się takie postacie jak Nikola Tesla, Winston Churchill, Charles Babbage czy… Adolf Hitler. Niektóre z nich dosłownie wskrzesza z grobu informując nas w przypisach, że historia po prostu bywa omylna. Co więcej, jego ignorancja dotycząca faktów naukowych na temat braku możliwości życia na innych planetach w układzie słonecznym, a już tym bardziej swobodnego podróżowania między nimi i adaptacji do warunków innego globu, potrafi nieco zirytować czytelnika, ale w końcu, w fantastyce wszystkie chwyty są dozwolone.

Zdawać by się mogło, że cały pomysł na fabułę brzmi prosto, wręcz banalnie. Ot, poszukiwawcza wyprawa, która z pewnością napotka na pewne problemy, ale skończy się happy endem. Nic z tych rzeczy. Rankin wymyślił sobie o wiele bardziej skomplikowaną fabułę, w której nic nie jest takie, na jakie wygląda. Niektórzy z głównych bohaterów, do których w trakcie obłędnych przygód profesora i jego adepta,  dołączy również tajemnicza Ada Lovelace (również postać historyczna) oraz małpa, zmyślnie nazwana Darwinem,  są lepiej rozbudowani, inni gorzej. Przemiana George’a z cyrkowego błazna w „lorda” i niezwykle zaradnego i sprytnego chłopaka nie jest do końca wiarygodna i wystarczająco uzasadniona. Czytelnikowi łatwiej zrozumieć pobudki jego mentora. Niemniej jednak szybko zaczynamy kibicować wybranym postaciom i z wypiekami na twarzy śledzić ich fascynujące przygody, pełne zwrotów akcji i przedstawicieli innych ras.

Czas przy lekturze upływa zadziwiająco szybko. Rankin ma spójny, lekki styl, przy którym nie poczujemy zgrzytów. Skupia się bardziej na ogóle historii, zamiast na detalach. Dla niektórych może być to zaleta, jednak mi brakowało czasem wyjaśnienia szczególnych aspektów techniki, która jest dość ważna w tym gatunku fantastyki. Kolejnym mankamentem jest niewielka ilość humoru. Komentarze autora, zarówno te w przypisach jak i w treści potrafią wywołać uśmiech na twarzy, jednak nie w takich ilościach, jakich byśmy oczekiwali.

„Dziewczyna Płaszczka” to prawdziwy steampunk. Alternatywna historia połączona z iście wystrzałową fantastyką pióra Rankina nie pozwoli się nudzić. Przymykając oko na jej niewielkie wady, zostaniemy wciągnięci w awanturniczą przygodę, której surrealizm da się nam we znaki. Czytelników wymagających górnolotnych frazesów i rozmyślań filozoficznych – „Dziewczyna Płaszcza i inne nienaturalne atrakcje” na pewno rozczaruje. Tym, którzy szukają w literaturze rozrywki, dobrze spędzonego czasu i satysfakcji z lektury – polecam.

Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Międzyplanetarna pogoń za sławą