niedziela, 28 lipca 2013

Nowa Fantastyka 05/2013 i Nowa Fantastyka 06/2013 - omówienie

W ostatnich miesiącach miałam bardzo mało czasu na czytanie, więc jeśli już udało mi się znaleźć chwilę, wolałam wgłębiać się w powieści niż w opowiadania. Te dwa numery Nowej Fantastyki przeczytałam już jakiś czas temu i w końcu wypadałoby je omówić. Zrobię to pokrótce, bo przecież jeszcze został mi numer lipcowy, a tu już prawie sierpień...

Na pierwszy rzut oka widoczna jest konsekwencja w doborze okładek - porzucono ładne rysunki na rzecz zdjęć z filmowymi bohaterami. Sama treść artykułów także uległa pewnym zmianom - więcej pisze się o filmach, czy bardziej popkulturalnych tematach. Ale zacznijmy od początku.

W numerze majowym poczytacie o:
  • genezie Iron Mana w związku z premierą trzeciego filmu z nim w roli głównej
  • koncepcji monomitu w prozie Neila Gaimana
  • ewolucji nerdów na przestrzeni lat 
  • następcy "Planescape: Torment", który powstaje sfinansowany przy pomocy Kickstartera
  • najbardziej fantastycznych światach, które zostały przeniesione na karty i gry planszowe (Błażej Kubacki naprawdę potrafi zachęcić)
  • tym, jak stworzyć opis, według Michaela J. Sullivana
  • wynikach konkursu na opowiadanie
Jeśli chodzi o sedno numeru, czyli opowiadania to stanowczo lepiej wypadli autorzy zagraniczni. Z polskich najbardziej w pamięci zapadła mi "Grewolucja" Pawła Majki, ale głównie dlatego, że ze względu na liczne neologizmy, nie dało się tego czytać. Proza zagraniczna z kolei to przede wszystkim Jeff VanderMeer (w pogmatwanym tekście "Appoggiatura", ale jego fani nie będą zaskoczeni), a także dwa ciekawe teksty mniej znanych pisarzy - Atheny Andreadis oraz Jeremiaha Tolberta, z którymi warto się zapoznać.


W numerze czerwcowym o wiele lepiej wypadły opowiadania, a to za sprawą genialnego Kena Liu. Ale od początku. W ramach publicystyki poczytacie o:
  • historii ekranizacji komiksów o Supermanie z okazji premiery "Człowieka ze stali"
  • tym, jak samemu wydać książkę i czy można się na tym wybić (bardzo wnikliwy tekst Marka Grzywacza)
  • wskrzeszaniu wymarłych gatunków rodem z Jurassic Parku, pióra Wawrzyńca Podrzuckiego (którego tekstów bardzo mi brakowało)
  • wywiad z Drew Pearce'em, scenarzyście m. in "Iron Mana 3", "Pacific Rim" oraz "Sherlock Holmes 3"
  • wzlotach i upadkach "Star Treka"
  • "Baśniach" Billa Willinghama
  • sposobach na redagowanie prosto od Michaela J. Sullivana
Tak jak wspominałam, opowiadania w siódmym numerze tego roku to mistrzostwo. Mamy tutaj także teksty raczej przeciętne, ale te lepsze zupełnie je przysłaniają. Ale po kolei. "Skomplikowana ciemność" Lucyny Grad to wyróżnienie w konkursie literackim "Nowej Fantastyki". I faktycznie, jest to świetnie napisany utwór, który jednakże nie porywa. "Widma z czternastej dzielnicy" Jewgienija T.Olewniczaka to trzy historie, które łączy przeplatanie melancholii z naprawdę pokręconą rzeczywistością. 

Wśród pisarzy zagranicznych mamy tu takie nazwiska jak Mike Carey, czy Ken Liu, ale to ten ostatni zdobył moje serce, nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni. "Drugi oddech" Carey'a będzie fajnym przeżyciem dla fanów jego twórczości, ale jest szansa, że namówi na lekturę także tych, którzy spotykają się z nim po raz pierwszy. "Mono no aware" Kena Liu tym razem dzieje się głównie w kosmosie, ale tak jak zawsze, autor nie zapomina o swoich japońskich korzeniach, pięknie opisując ten kraj i jego ludzi. Jest to historia piękna, poetycka i głęboka, a jednocześnie uniwersalna i dla każdego. Wzruszenia gwarantowane.

W obu wydaniach także pełno recenzji i innych tekstów, ale numer lipcowy polecam szczególnie. Dajcie się przekonać :)

wtorek, 23 lipca 2013

Zapowiedzi Hard SF ze stajni Powergraphu! "Nowi ludzie" i "Holocaust F"


Rafał Kosik, "Nowi ludzie"

"Nowi ludzie" krążą w zapowiedziach już od 2011 roku. Czy w końcu uda się wydać tak długo oczekiwany zbiór opowiadań Rafała Kosika? Będzie to już druga antologia pisarza, po dość chłodno przyjętym "Obywatelu, który się zawiesił". Kosik jest bezsprzecznie moim ulubionym polskim autorem, chociaż uwielbiam go w długich formach skierowanych do dorosłych. Jeżeli nie macie nic przeciwko opowiadaniom i tak samo jak ja oczekujecie kolejnej poważnej powieści tego pisarza - może "Nowi ludzie" będą dla Was idealni.


Cezary Zbierzchowski, "Holocaust F"

Ta pozycja z kolei "wisi" od co najmniej 2010 roku. Miejmy nadzieję, że warto było tak długo na nią oczekiwać i Hard SF faktycznie bedzie Hard. Z Kosikiem raczej nie ma takiego problemu. Tutaj okładka sugeruje, że również nie będzie. Prapremiera odbędzie się na Polconie. W teorii :)

Myślę, że warto tutaj zacytować Rafała Kosika z wywiadu na lubimyczytac.pl:

(...) Nie jest to dziwne, bo czytelnicy SF to elita, a elita niestety nie jest liczna. Ciekawa sprawa, że SF choć mniej chętnie czytane od innych rodzajów fantastyki, zdaje się być prestiżowe i dla autorów, i dla czytelników. (...) Pisanie SF w Polsce ociera się o działalność charytatywną. 
Trochę to smutne, ale z drugiej strony fajnie być w elicie. A science-fiction to na pewno mój ulubiony gatunek, dlatego bardzo czekam na obie pozycje. A jak to wygląda u Was?

poniedziałek, 15 lipca 2013

[Filmowo] "Iluzja" ("Now you see me") - recenzja

„Iluzja” to film, który jako jedyny w ostatnim czasie skutecznie przyciągnął mnie do kina. Zombiaki i mega-roboty (transformersy all over again) to nie moja działka. I chociaż wiem, że „World War Z” i „Pacific Rim” ponoć nadają się do oglądania głównie na dużym ekranie, to nie żałuję przepuszczenia szansy na ich zobaczenie. Okazało się, że był to najlepszy możliwy wybór. Naprawdę, dawno tak dobrze nie bawiłam się w kinie!

The closer you look, the less you see

Daniel Atlas -  (Jesse Eisenberg, czyli pan Zuckerberg z „The Social Network”), Merrit McKinney (Woody Harrelson, gość kojarzący się bardziej z rolami jajcarzy), Henley Reeves (znana z komedii romantycznych Isla Fisher) oraz Jack Wilder (Dave Franco, „Wiecznie żywy”, „21 Jump Street”) to czwórka iluzjonistów, którzy zostają zwerbowani przez tajemniczego zleceniodawcę i razem, jako „Czwórka jeźdźców” oczarowują swoją publiczność. Już w pierwszym show okradają bank, a im dalej będzie tylko bardziej widowiskowo…



To jednak tylko połowa perspektywy, z której oglądamy „Iluzję”. Drugą jest widok ze strony FBI, które rzecz jasna zainteresowało się grupą magików, którym udało się okraść bank położony we Francji. Głównym detektywem jest Dylan Rhodes (Mark Ruffalo, aktor grający Hulka w „Avengersach”), a towarzyszy mu sympatyczna Francuzka, Alma Dray (Melanie Laurent). Na ekranie często pojawia się także Morgan Freeman w roli demaskatora iluzjonistów, Thaddeusa Bradleya oraz Michael Caine jako Arthur Tressler, który objął pieczę nad naszą czwórką. Tak doborowe towarzystwo aktorów z pewnością składa się na sukces filmu, ale nie tylko ono o nim stanowi.

Want to know how they did it?  Just say the magic word.

„Iluzja” to przede wszystkim uczta. Bardziej uczta dla oczu niż dla duszy, ale jednak w trakcie seansu czujemy się coraz bardziej „syci”. Wszystkie efekty specjalne sprawiają wrażenie niewymuszonych, a my z łatwością dajemy się oczarować. W końcu, „im bliżej się przyglądasz, tym mniej widzisz”. Także fabuła stoi na wysokim poziomie i można spokojnie porównywać ją do innych filmów o podobnej tematyce – „Prestiżu” czy „Iluzjionisty”. Może do tego pierwszego trochę jednak brakuje tej głębi i magii, ale dawno nie oglądałam produkcji o takich przyjemnych zwrotach akcji i bez podawania widzowi wszystkiego na tacy.


Przez pierwszą połowę seansu w kinie co chwila rozlegał się śmiech, co najważniejsze – niewymuszony. W ogóle aktorzy wysoko postawili sobie poprzeczkę i naprawdę podołali zadaniu. Nikt nie odstawał od reszty, a wyróżniała się szczególnie para detektywów, zachowujących się jak stare małżeństwo. Obserwowanie przemian w bohaterach było naprawdę przyjemne. Co ciekawe, chociaż w teorii czwórka Jeźdźców powinna być w centrum uwagi, częściej obserwowaliśmy ich działania z perspektywy FBI. Niewiele z samych sztuczek było nam poznać przed tym, jak się one działy. Zazwyczaj były wyjaśniane już po fakcie, wgniatając nas w fotel.

First rule of magic: always be the smartest person in the room.

Zakończenie, jak to bywa w filmach o magicznych sztuczkach, był zaskakujące, chociaż dało się przewidzieć jego pewne aspekty. Zostawia także wiele miejsca na spekulacje i domysły, a nawet na ewentualną drugą część… Chociaż wątpię, żeby reżyser, Luis Leterrier, się na nią zdecydował. Niektóre produkcje lepiej zostawić w spokoju. Leterrier to człowiek odpowiedzialny za takie tytuły jak „Starcie tytanów”, czy obie części „Transportera”. To jednak dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego nazwisko i mam nadzieję, że „Iluzja” będzie początkiem jego dobrej passy.



Warto wspomnieć także o oprawie dźwiękowej i efektach specjalnych, które dobrze ze sobą współgrały. Niektórym sztuczki zaprezentowane na ekranie mogą wydać się nieco przerysowane i zbyt bajkowe, za bardzo odbiegające od rzeczywistości. Także technologia, której używali Horsemeni byłaby bardziej odpowiednia dla filmów science-fiction. Nie do końca została także przesądzona kwestia mentalizmu, którą posługiwał się Merrit McKinney, a także czy hipnoza była prawdziwa.

Na „Iluzję” warto iść do kina. Ten film w domowym zaciszu nie straci wiele, ale wspaniale ogląda się go na dużym ekranie, mogąc rozłożyć się w fotelu i śmiać na kubełkiem popkornu. To próba powrotu do bardziej skomplikowanych fabuł niż te, które możemy oglądać od jakiegoś czasu, a także nawiązania do najlepszych filmów gatunku. I to trzeba przyznać, że próba udana. Doborowe aktorstwo, beczka humoru, mnóstwo akcji, a do tego niebanalna fabuła i piękne obrazy – oto przepis na świetny film, a takim jest „Iluzja”.

Zwiastun:


Gify tumblr

Reżyser: Louis Leterrier
Scenariusz: Boaz Yakin, Edward Ricourt, Ed Solomon
Muzyka: Brian Tyler
Data premiery: 28.06.2013 (Polska), 21.05.2013 (Świat)

Obsada: 
Jesse Eisenberg
Mark Ruffalo
Woode Harrelson
Isla Fisher
Dave Franco
Melanie Laurent
Morgan Freeman
Michael Caine

środa, 10 lipca 2013

Tam i z powrotem. Tom 2. Podróż - recenzja

Autor: Tomasz Duszyński
Tytuł: Tam i z powrotem. Tom 2. Podróż
Seria: Tam i z powrotem. Podróż (#2)
Wydawnictwo: Paperback
Rok wydania: 2013
Stron: 348

Moja ocena: 7+/10









Całkiem niedawno recenzowałam pierwszym tom serii „Tam i z powrotem” Tomasza Duszyńskiego. Książka przemówiła do mnie połączeniem literatury młodzieżowej z licznymi nawiązaniami do popkultury. Z tego zestawu wyszła humorystyczna space-opera, w której zaczytają się zarówno młodsi, jak i starsi czytelnicy. Druga część to była jedynie formalność, a jednak – Duszyńskiemu udało się mnie zaskoczyć i zrobił to w bardzo dobrym stylu.

Maxa Barskiego zostawiliśmy w sytuacji dość dramatycznej. Właśnie stracił jednego z najlepszych poznanych w kosmosie przyjaciół. Co gorsza, do opanowania kosmosu przez Drakka zostało bardzo mało czasu. Jednakże dzięki dwulicowej naturze łowcy, Yehra Magra i pomocy starych znajomych, Drakka zostają unicestwieni. Zdawałoby się, że po uratowaniu Wszechświata i wkroczeniu tzw. trzeciej siły, która ma pilnować pokoju, to już koniec. Barski pożegnawszy się z przyjaciółmi wreszcie leci na Ziemię, do upragnionego domu, do rodziców. Jednakże coś tam nie gra...

Na stu pierwszych stronach akcja pędzi i osiągnąwszy punkt kulminacyjny rodzi w czytelniku pytanie – co będzie na kolejnych dwustu? Duszyński ma niejednego asa w rękawie, dostarczając nam nowych ciekawych bohaterów i pokłady emocjonującej rozrywki. Okazuje się, że jest to powieść głębsza i poważniejsza niż by się to mogło zdawać na pierwszy rzut oka. Autor mógłby spokojnie rozwlec ją, a nawet zawrzeć całość w jednym tomie, ale miał na tę historię o wiele większe plany.

Do znanych nam ras i starych bohaterów dołączają nowi, którzy bardzo szybko zaskarbiają sobie sympatię czytelnika. W obliczu kolejnego wroga, którym są tak zwani Energetycy, Max wraz z przyjaciółmi znowu musi stawić im czoła. Teraz zagrożona jest cała Federacja, a nawet Ziemia. Tym razem czuć, jak powaga tematu przebija przez karty książki. Przez większą jej część brak tych charakterystycznych nawiązań do popkultury. Ich ucieleśnieniem jest Planeta Obłędu, ale służy ona bardziej pokazaniu powagi sytuacji i zmiany perspektywy, niż rozbawieniu.

Także i ten tom czyta się błyskawicznie i z przyjemnością. Chociaż rozdźwięk między oboma częściami jest dość znaczący, bezsprzecznie stanowią one jedną całość. Do bohaterów ciężko się nie przywiązać, a częste zwroty akcji zapewniają świetną rozrywkę. Stylowi Duszyńskiego nie można nic zarzucić. Bardzo dobrze wywiązał się z zadania, pisząc porządną space-operę, w której może nie odkrywa „kosmosu”, ale opisuje swój świat bardzo spójnie i poprawnie. To, co na początku, głównie patrząc na okładkę, wydawało się infantylną i wtórną serią, okazało się mieć drugie i trzecie dno, mnóstwo humoru i wartościowych, edukacyjnych elementów.

„Tam i z powrotem. Podróż” zabierze Was w podróż tam (w kosmos) i z powrotem (na Ziemię). I wierzcie mi, tak jak Max Barski, nie będziecie wcale chcieli wracać!

Mój osobisty akcent na okładce :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

[Serialowo] Skins 7 - sezon 7, czyli powrót do korzeni?

Serial Skins przeżywał swoje wzloty i upadki, a ja trwałam razem z nim. Po genialnych dwóch pierwszych seriach nastąpił spadek formy, ale nadal trzymali poziom. Niestety, sezon 5 i 6 to było totalne dno, którego nie dało się oglądać... Twórcy chyba to zauważyli i wzięli pod uwagę, robiąc wiernym fanom serialu najlepszy prezent, jaki mogli sobie wymarzyć. W siódmej odsłonie, której premiera była 1 lipca wracamy do, dla mnie i dla wielu, najlepszej bohaterki całego serialu - Effy.


Ale jeśli za nią nie przepadacie, nie martwcie się! Poznamy także losy innych bohaterów, m.in.:
  • Cassie (1 generacja) 
  • Cooka (2 generacja)
  • Naomi i Emily (2 generacja)

Odcinek pierwszy, czyli Skins Fire (1) skupia się na Effy, chociaż pojawia się w nim także Naomi. Te dwie dziewczyny są sobie przeciwstawione i choć na pierwszy rzut oka bardzo się między sobą różnią, to Effy wcale nie zmieniła się aż tak. Nadal jest bardzo bezpośrednia, pali, pije. Zrezygnowała jedynie z narkotyków, co wyszło jej na dobre. W końcu ma świetną pracę, w której nieźle sobie radzi i jakoś poniekąd ułożyła sobie życie. Mieszkanie z Naomi trochę mnie dziwi, ale może w kolejnym odcinku twórcy wyjaśnią jak doszła do miejsca, w którym jest teraz. Na pewno wiele także się zepsuje, a w odwiedziny wpadnie Emily, co zapowiedział teaser.


Postać, która w pierwszych dwóch sezonach była jedynie barwnym dodatkiem do pozostałych charakterów, już wtedy zawładnęła sercami widzów Skins. Kolejne, w których grała jedną z pierwszoplanowych ról umocniły jej pozycję. Po spadkowej formie serial wreszcie powraca i to z przytupem. Effie, którą widzimy to całkowicie odmieniona bohaterka, z którą łatwiej będzie się utożsamić dorastającym wraz z serialem widzom. Siódma seria zapowiada się naprawdę dobrze. Nie zabraknie dramy, wulgaryzmów i seksu. Are you ready?

 Effy kiedyś i teraz:


A tu zwiastun:


 Do notki i powrotu do serialu zainspirował mnie ten post. Gify z tumblr.

czwartek, 4 lipca 2013

#177 Nakręcana dziewczyna - recenzja

Tytuł: Nakręcana dziewczyna
Autor: Paolo Bacigalupi
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Stron: 560

Moja ocena: 7/10










Paolo Bacigalupi dał się poznać w serii „Uczta wyobraźni”, w której najpierw została wydana powieść. To sztandarowa pozycja z gatunku fantastyki ekologicznej, która nie wszystkim przypadnie do gustu.

W niedalekiej przyszłości, w Królestwie Tajlandii zmagają się ze sobą dwa główne ministerstwa – Handlu i Środowiska. Oba mają różne cele, ale równie brutalne środki. Określa je także kolor koszul, odpowiednio – czarne i białe, a ich widok, szczególnie tych drugich, wprowadza przerażenie wśród społeczeństwa. W tak trudnej sytuacji państwa zmuszony jest działać Anderson Lake, przedstawiciel zagranicznych inwestorów, zarządzający fabryką produkującą sprężyny. W czasach, w których światem rządzą firmy kaloryczne, Królestwem miotają intrygi polityczne, a interes jednostki jest ważniejszy od interesu społeczeństwa, Anderson potajemnie próbuje wykraść informacje tajlandzkiego banku genów.

Historię obserwujemy także z drugiego punktu widzenia, kapitana „białych koszul”, Jaidee’ego. Jest to jedyna postać, co do której motywacji nie ma wątpliwości. Jako pracownik Ministerstwa Środowiska, jego głównym celem jest ochrona państwa, a przy tym nadzór nad nielegalnym importem, co z kolei jest nie na rękę Ministerstwu Handlu. Osią książki jest rywalizacja między tymi dwoma praktycznie niezależnymi jednostkami. Interesy „farangów”, czyli zagranicznych przedsiębiorców, również mają duży wpływ na fabułę. W międzyczasie przez karty książki przewijają się także chińscy imigranci, tzw. „żółte karty”, w postaci Hock Senga, którego interesuje tylko własny los.

Świat przedstawiony „Nakręcanej dziewczyny” jest ciekawie zarysowany i bardzo spójny. Chociaż obszar, który poznajemy jest dość niewielki (nie wiemy dokładnie co stało się z resztą planety, poza wybranymi obszarami, dostajemy jedynie pewne wskazówki). Autor skupił się na opisywaniu realiów Królestwa Tajlandii, jej mieszkańców, chińskich nielegalnych imigrantów lub tzw. "farangów”. Wszyscy oni widzą w tym kraju szansę dla siebie, czy to na nowe życie, czy choćby na jego godny koniec. Bangkok to miasto usilnie opierające się napierającej ze wszech stron sile wody, pokonujące wszelkie przeciwności. Dzięki bogatym zbiorom genów nigdy nie brakuje żywności, która nie jest tak trująca jak poza jego granicami. Dlatego przyciąga do siebie ludzi, dla których nie ma innego miejsca w świecie.

Na tym tle kontrastowo wybija się na pierwszy plan tytułowa Emiko, potocznie zwana "nakręcanką". Jest ona wynikiem japońskich eksperymentów genetycznych, jedną z tzw."Nowych Ludzi". W przeciwieństwie do wizji innych autorów, Bacigalupi nie wynosi tej nowej, sztucznej rasy na piedestał, a wręcz sprowadza na margines, jako gorszych, wyklętych przez społeczność, a w Tajlandii wręcz zakazanych. Nie są oni też idealni - w zależności od modelu, obdarzono ich małą odpornością na wszechobecny żar lejący się z nieba, a każdy nieostrożny ruch może zdradzić ich prawdziwe pochodzenie. Emiko jest więc towarem deficytowym, który bogacze kupują i wykorzystują jej naturalną wolę poddańczą. Jej życie jednak zmienia się, gdy napotyka na swojej drodze Andersona. Dla dziewczyny to Bangkok jest więzieniem, a nadzieją są odległe, wręcz mityczne wioski "nakręcańców".

Tak jak w „Złomiarzu” mamy tu do czynienia z wizją genialną, a jednocześnie bardzo niepokojącą, bo aż tak realistyczną. Bez problemu można sobie wyobrazić taki obrót spraw. Zamiast łudząco humanoidalnych androidów dostajemy umyślnie wyróżniającą się nową formę śmiertelników. Ludzkość przegrywa z żywiołami, które sama na siebie sprowadziła zmianami w klimacie Ziemi. Zmagania z epidemiami, przeludnieniem, nielegalną imigracją – to wszystko składa się na jedną z wypadkowych kierunków, w których idziemy. Może nie za 20 lat, ale za 70-100 – wyobrażenie Bacigalupiego może okazać się prawdziwe.

„Nakręcana dziewczyna” to powieść bez kompromisów, idealna dla dojrzałego odbiorcy. Mniej oczytanym i preferującym mniej skomplikowane fabuły wyda się zbyt złożona, wręcz ciężka w lekturze. Ta książka to fantastyka ekologiczna, czy też biopunk w najtwardszym wydaniu. Nie bez przyczyny jej pierwsza edycja w Polsce ukazała się w serii „Uczta wyobraźni” – najbardziej wymagającej, a zarazem najbardziej zaspokajającej czytelnicze fantastyczne gusta.

Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl.
 Link do recenzji w serwisie: Fantastyka ekologiczna dla wymagających