czwartek, 27 września 2012

#119 Małe info

Do soboty (maksymalnie niedzieli) nie będzie mnie na Waszych blogach, bo lecę na te 3 dni do Szwecji. Głównym punktem programu jest zwiedzenie uczelni partnerskiej w Hamlstad, ale może da się coś jeszcze zobaczyć (np. w Malmo).
 
Miłego weekendu i do usłyszenia!

wtorek, 25 września 2012

#118 Gra Endera (audiobook) - recenzja

Tytuł: Gra Endera (audiobook)
Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Rok wydania: 2011
Lektor: Roch Siemianowski
Czas (min): 782

Moja ocena: 10/10






"Gra Endera" to książka, którą Orson Scott Card podbił serca czytelników fantastyki, a w szczególności science fiction, na całym świecie. Spokojnie można zaliczyć ją do klasyki gatunku, a zarazem literatury bardzo wciągającej i emocjonującej. Nie jest to czysta fantastyka naukowa - dużo tu wnikliwej psychologii w odniesieniu do jednostki, ale także społeczeństwa jako całości. Książkę czytałam już jakiś czas temu i dzięki portalowi Audeo nadarzyła się świetna okazja, by przypomnieć sobie tę epicką historię. Szczególnie, że 1 listopada 2013 roku planowana jest premiera filmu na jej podstawie.

Ludzkość cudem przeżyła dwie inwazje ze strony Robali - obcych, których technologia kilkakrotnie przewyższa naszą. Jedyną nadzieją jest znalezienie kogoś, kto pokieruje ziemską armią i odeprze kosmitów na zawsze. Tym kimś zdaje się być tytułowy Ender, ale przed nim jeszcze długa droga. Musi wykształcić w sobie najlepsze odruchy żołnierza, umiejętność dowodzenia innymi, a także chęć do walki. Chociaż chłopiec w momencie rekrutacji ma dopiero 6 lat, jego dzieciństwo kończy się o wiele wcześniej. Jest trzecim z rodzeństwa - nadmiarowym dzieckiem, na które zezwolenie wydał rząd. Z tego powodu jego brat, Peter, go nienawidzi. Ale o nim to już zupełnie inna historia, o której także przeczytacie w powieści. Dominującym wątkiem bez wątpienia jest szkolenie Endera na odległej stacji kosmicznej, jego zmagania z innymi dziećmi, z komputerem, ale także z dowódcami, których intencje nie zawsze są jasne. Równie jednak ciekawa jest równoległa opowieść, z rodzeństwem naszej nadziei ludzkości w roli głównej.

Orson Scott Card prowadzi nas poprzez okres dorastania Endera, które odbywa się w ogromnie przyśpieszonym tempie. Ten chłopiec rzadko kiedy w życiu był szczęśliwy, może tylko przebywając ze swoją siostrą, Valentine. To zresztą ona będzie jego wytchnieniem, ostatnim wspomnieniem, którego będzie się rozpaczliwie chwytał podczas wykańczających fizycznie i psychicznie treningów. Czasami wydaje się nam to wręcz niewyobrażalne, że to nad wyraz rozwinięte dziecko, tak inteligentne, tak elokwentne, to wciąż jedynie dziecko. Autor stworzył jednakże wiarygodną historię, zarówno w przypadku samego rozwoju psychologicznego postaci, ale także co do postępowania rządów w obliczu inwazji. Ziemia w wizji Carda dzieli się na Amerykę i Układ Warszawski, rządzone przez jednego człowieka - hegemona. Jedynym, do czego można się przyczepić to zakończenie - wyraźnie nakierowane pod kolejne części Sagi. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby uczynić "Grę Endera" osobną historią, zamkniętą w jednej książce. Okaże się to jednak po lekturze następnych tomów, na które nie mogę się doczekać.

"Gra Endera" to pierwszy wysłuchany przeze mnie audiobook. Z początku bałam się, że nie będę mogła skupić się na słowie mówionym i będę się "wyłączać", ale taki stan trwał bardzo krótko. Szybko przyzwyczaiłam się do uruchamiania nagrania podczas codziennych czynności, przy których aż się prosi o jakieś niebanalne tło dźwiękowe. Także grając, czy przeglądając strony, zamiast zwykłej muzyki puszczałam audiobooka i prędko doszłam do syndromu "jeszcze jednego rozdziału". Głos Rocha Siemianowskiego okazał się idealny do lekkiego i zwięzłego stylu pisarza. Akcentował on zmiany rozmówców, ale nie nazbyt wyraźnie, a jego ton był przyjemny i nie irytował ucha (jak to się zdarza przy innych lektorach - wiem, bo słuchałam paru darmowych kawałków promocyjnych innych utworów). Ostatnie 9 plików to opowiadanie, napisane przez Carda specjalnie dla polskich czytelników, co jest bardzo miłym dodatkiem.

Książka słuchana ma to do siebie, że nie jest takim tanim substytutem zwykłego papieru, jak w przypadku e-booków. Tak naprawdę jest to rzecz nawet od nich lepsza, gdyż można "czytać" podczas wykonywania innych czynności, więc poniekąd zyskujemy cenny czas na przeczytanie kolejnych powieści. Tym samym cena audiobooka jest tylko niewiele niższa niż w przypadku wersji papierowej. Chociaż może 13 godzin nagrania brzmi przerażająco - wierzcie mi, mija w oka mgnieniu, a potem chce się tylko więcej i więcej. Platforma Audeo dostarcza pliki w formacie mp3, który odtwarza większość telefonów komórkowych i odtwarzaczy muzyki. Dodatkowo, na iPhone'y i urządzenia z Androidem stworzono specjalną aplikację, za pomocą której można ściągnąć zakupione książki, a następnie ich odsłuchiwać.

Orsona Scotta Carda nie sposób nie znać, jeśli zaglądacie na mojego bloga. Recenzowałam całą sagę "Powrót do domu", a także "Zaginione wrota" i "Tropiciela". Przy każdej okazji wspominałam, że właśnie tą książką autor zasłynął i cieszę się, że w końcu dane mi było ją dla Was recenzować. To prawdziwa Klasyka, przez duże "K". Wciągająca, emocjonująca, interesująca fabularnie i przyjemna stylistycznie. Jak widać, sprawdza się nawet w postaci audiobooka, którego można słuchać wszędzie i w każdej sytuacji.

Za audiobook serdecznie dziękuję portalowi Audeo.pl 

niedziela, 23 września 2012

#117 Wejście w zbrodnię - recenzja

Tytuł: Wejście w zbrodnię
Autor: Jill Hathaway
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2012
Stron: 296

Moja ocena: 5/10










Uwielbiamy czytać powieści o mordercach, nie da się temu zaprzeczyć. Co, jeśli w pewnym momencie znaleźlibyśmy się w jego głowie? Fenomen kryminałów i thrillerów jest rzeczą nie do końca wyjaśnioną. Dlaczego tak bardzo uwielbiamy zabójców, a im krwawiej i inteligentniej, tym lepiej? Na to pytanie sami nie potrafimy odpowiedzieć. Niemniej, zawsze oni nas fascynowali i z przyjemnością poznajemy ich umysły. Co jednak, gdyby los potraktował nas brutalnie i obdarzył umiejętnością faktycznego "wchodzenia" do głowy mordercy?

Tym przekleństwem (a może darem?) została naznaczona Sylvia Bell, bohaterka książki „Wejście w zbrodnię”. Byłaby typową nastolatką, gdyby nie narkolepsja, na którą choruje od pewnego czasu. Jej nagłe omdlenia przestały już wszystkich dziwić. Jednak, co by było, gdyby wiedzieli, że to nie nerwica natręctw nie pozwala jej dotykać rzeczy należących do innych, a fakt, że potem, gdy jest nieprzytomna, może widzieć świat ich oczami, choć wcale tego nie chce. W ten właśnie sposób zostaje świadkiem morderstwa. Z biegiem czasu przestaje się bać swojej umiejętności, a nawet uczy się z niej korzystać i używać zgodnie z własnym życzeniem. Czy jednak to wystarczy, by zapobiec kolejnym zbrodniom? Szczególnie, że kolejnym celem wydaje się być jej siostra.

Powieść z nastolatką w głównej roli nie byłaby pełna, gdyby nie występowali w niej także dwaj bohaterowie płci męskiej. Pierwszy to wierny przyjaciel, drugi - nowy chłopak w sąsiedztwie. Autorka „Wejścia w zbrodnię” stanowczo zbyt wiele miejsca poświęca rozterkom kobiecym i młodzieńczym, jak na zwykły kryminał. Trzeba jednak przyznać, że świetnie stopniuje napięcie tak, że od książki nie można się oderwać. Wszystkie podsyłane tropy starają się mydlić nam oczy, ale ostatecznie ani trochę nie jesteśmy zaskoczeni. Zakończenie niestety całkiem rozczarowuje.

Ani okładka, ani tytuł książki nie zapowiadały tak wyraźnego elementu stricte fantastycznego, bez którego powieść w tej formie w ogóle nie miałaby racji bytu. Warto to odnotować, gdyż nie wszystkim wielbicielom kryminałów taki sposób prowadzenia fabuły przypadnie do gustu. Dodając do tego naiwny wątek romansowy, główną bohaterkę - nastolatkę oraz niewielką objętość, otrzymamy mierną powieść kryminalną przeznaczoną głównie dla młodzieży, wbrew temu, co napisano na okładce.

Jill Hathaway nie można odmówić lekkiego stylu i pióra, gdyż lektura mija szybko i bez wielkich zgrzytów. Wątek fantastyczny, stanowiący jej nieodłączny element, został misternie wtopiony w fabułę. Jeśli szukacie lekkiej książki na jeden wieczór, przy której nie trzeba za dużo myśleć, a czas mija szybko, "Wejście w zbrodnię" będzie idealne. Bardziej ambitni czytelnicy, niestety, rozczarują się.


Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Oczami zabójcy

piątek, 21 września 2012

#116 Polcon 2012 - relacja

Polcon to konwent, który co roku odbywa się w innym miejscu i organizują go różni organizatorzy (najczęściej zrzeszone grupy fantastów). Tym razem zawitał do Wrocławia - miasta, w którym studiuję. Tak się szczęśliwie złożyło, że mogłam uczestniczyć w nim przez cały okres jego trwania. Długo się zabierałam do tej relacji, ale to nie dlatego, że nie wiedziałam co napisać i było słabo, o nie. Było naprawdę fajnie, a więcej o tym poniżej.


Pierwsze wrażenia

Zaczęło się już w czwartek sporą kolejką. Akredytacja miała być od 10, a ruszyła dopiero po 11... I tak, do godzin popołudniowych ludzie jeszcze stali w kolejkach. Jako że miałam akredytację medialną ta mnie ominęła, ale widać było niezadowolenie ludzi - w końcu mijały bardzo ciekawe punkty programu tylko przez złą organizację. Na szczęście ci, którzy wykupili noclegi w szkole (swoją drogą bardzo oddalonej od budynków Uniwersytetu Przyrodniczego, w którym konwent się odbywał) mogli otrzymać akredytację na miejscu. 

Wyprawka polconowicza (tu Harashikena-dzięki!)
Kolejnym niezbyt pozytywnym akcentem było potraktowanie mediów, którzy przecież o tym konwencie będą pisać - dostaliśmy jedynie skromne plakietki ("normalni" uczestnicy otrzymali zawieszki na szyję, do których smycze w pewnym momencie się... skończyły), a o program musiałam się dodatkowo wykłócać. Nie wyobrażam sobie łażenia po terenie konwentu bez znajomości schematu godzinowego, a chyba na to "media" miały być skazane. Z takim czymś spotkałam się po raz pierwszy, a niesmak pozostał.

Lokalizacja

Jak już wspominałam, swoje budynki organizatorom Polconu udostępnił Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu. Jego lokalizacja w skali miasta jest świetna (pamiętając o wiele gorsze lokalizacje Coolkonu czy Dni Fantastyki 2011) - znajduje się przy dużym centrum handlowym i węźle komunikacyjnym. Z dojazdem problemu nie było, jedynie późnym wieczorem brakowało czasem autobusów, z których ostatnie jechały po 23, a przecież zabawa trwała niemal do rana. Naprzeciwko budynków konwentu mieści się klub Cynamon, w którym można było raczyć się napojami i dorwać swoich ulubionych autorów.


Sale konwentowe porozrzucane były po dwóch budynkach i ich czterech, i dwóch piętrach. Taki rozkład nastręczał wiele problemów z odszukaniem sal prelekcyjnych. Niektóre punkty programu były przenoszone do innych lokacji, a korytarze nie wystarczały na pomieszczenie wszystkich chętnych na, przykładowo, spotkanie autorskie z Andrzejem Sapkowskim. W ogóle, akurat to spotkanie powinno było się odbywać w jeszcze większej sali, gdyż nie wszyscy chętni zmieścili się do środka. Lokalizacja księgarni Solaris, czyli czwarte piętro, to kolejny strzał w stopę. A już spore rozczarowanie sprawił mi brak jakichkolwiek promocji, czyli sprzedaż książek po cenach okładkowych.


Plusem był na pewno hall, w którym pomieścili się wszyscy sprzedawcy planszówek/koszulek/książek/przypinek, a także świetne figury Obcego i Predatora. Na pierwszym piętrze natomiast był gamesroom, umieszczony na antresoli. Mimo pozornie dużej ilości stołów, czasem trudno było znaleźć sobie miejsce - cieszył się naprawdę ogromnym zainteresowaniem. Sama spędziłam tam wiele godzin w przerwach między ciekawymi punktami programu, grając w Munchkina, Labirynt, czy, najlepszą  według mnie grę tego roku, Talizman (z serii Magia i Miecz). 


Program

Od spotkań autorskich, przez prelekcje naukowe, książkowe, gier komputerowych, mange i anime, po konkursy z nagrodami, słowem: dla każdego coś dobrego. Na każdym większym konwencie jest zatrzęsienie punktów programu, a już szczególnie na Polconie. Bardzo rzadko trafiały się przerwy między ciekawymi prelekcjami, a w sobotę ciężko było się zdecydować na jedną, bo czasem odbywały się nawet trzy bardzo interesujące równocześnie. 

Najbardziej wartościowym i często niepowtarzalnym elementem są prelekcje z autorami, zwłaszcza tymi z zagranicy. Tym razem głównymi gwiazdami byli Edward Lee i Peter V. Brett. Szczególnie ten drugi cieszył się popularnością, a w programie znalazły się aż dwa z nim spotkania, jedno za pośrednictwem tłumacza, a drugie już w pełni po angielsku, prowadzone przez polskiego pisarza, Marcina Mortkę, który jest jednocześnie autorem przekładu książek Bretta na polski. Ta godzina została w pełni wykorzystana, nie tracąc czasu na niepotrzebne gadanie. Została nawet chwila na lekturę fragmentu kolejnego tomu "Malowanego człowieka" - "Daylight War" (i to innego niż ten opublikowany na stronie konwentu - link), który zapowiada naprawdę ciekawe zabiegi fabularne.


Dziwnym trafem to jednak Andrzej Sapkowski miał największą frekwencję na swoim porannym, piątkowym spotkaniu. Sala była stanowczo za mała, aby pomieścić wszystkich fanów tego pisarza. Zaprezentował on parę kontrowersyjnych stwierdzeń, a także ciekawych historii, więc warto było tam być. Odwiedziłam także spotkania z Rafałem Kosikiem, Marcinem Mortką, Jarosławem Grzędowiczem i Andrzejem Ziemiańskim. Zawitałam na świętowaniu jubileuszu redakcji Nowej Fantastyki, a także na ciekawych rozmowach o tym jak zadebiutować w tym miesięczniku (z udziałem Kosika, Marcina Zwierzchowskiego i Macieja Parowskiego) oraz o stanie polskiej fantastyki (wypowiadali się Robert M. Wegner, Rafał Kosik, Michał Cetnarowski, Anna Kańtoch i Milena Wojtowicz). W piątkowy wieczór najbardziej obleganą prelekcją była premiera "Wendy" Jakuba Ćwieka. Niestety, jeszcze na nią trochę poczekamy, ale Kuba naprawdę narobił nam wszystkim smaku. Ten "paranormal romance" będzie zabójczy, a i jego dystrybucja to ciekawa sprawa, do której wrócę po premierze.


Nie obyło się również bez prelekcji naukowych, na które naprawdę lubię chodzić, a po frekwencji było widać, że nie tylko ja. Adam Cebula zaprezentował publiczności elektrownie atomowe oraz trochę o efekcie cieplarnianym, czy epoce lodowcowej. Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, Paweł Rudawy, przedstawił bardzo ciekawą prelekcję o wpływie środowiska kosmicznego na życie na Ziemi, a Artur Skowroński opowiedział o rzeczywistości rozszerzonej. Dodatkowo, zasłuchałam się w Marku Oramusie o "Wszechświecie, jako nadmiarze". Mniej z nauką miały wspólnego punkty o głównych grzechach recenzentów, Stanisława Krawczyka, oraz przegląd seriali AXN Sci-fi, Michała Lisieckiego i Jakuba Rzepeckiego. To tylko te, na których byłam, a wierzcie mi, że gdybym miała Zmieniacz Czasu Hermiony... Ale pomarzyć można.



W sobotni wieczór wszyscy zaproszeni ruszyli na galę nagrody Zajdla. Pomijając formę nominowania i głosowania, która dla wielu jest kontrowersyjna, jest to bardzo prestiżowe wydarzenie, którego podniosłość zepsuł nieco prezenter. Mylił się, a krótkie sylwetki autorów były zerżnięte prosto z Wikipedii (jeden z nominowanych nieco się zdziwił słysząc, że od trzech lat nie mieszka w Polsce). Poza odrobiną śmiechu, było też wzruszająco, bo zaległą nagrodę dla Janusza Zajdla odebrała jego żona, Jadwiga Zajdel. O zwycięzcach pisałam tutaj. Po uroczystości goście oraz przedstawiciele mediów ruszyli na bankiet.



Pozostałe i podsumowanie

Przy bocznym wejściu, w którym odbywała się akredytacja, znajdowała się jadłodajnia, w której naprawdę tanio i dobrze można było zjeść. To chyba najlepsze rozwiązanie z tych, z którymi do tej pory spotkałam się na konwentach. W drugim budynku konwentu z kolei można było pograć w Rock Band oraz inne gry konsolowe i komputerowe. Jego parter z kolei to mekka dla fanów mangi i anime, pełna tematycznych koszulek, kubków, przypinek, zakładek, replik mieczy, a nawet klocka z Minecrafta, czy kostki z Portala. Jak zwykle, świetnym akcentem był oczywiście cosplay, który warto zobaczyć na własne oczy.


Ten Polcon, mimo ewidentnych wad i braków, był naprawdę udany - pobito chociażby na nim rekord frekwencji. Za rok będzie się starała go poprawić grupa Awangarda z Warszawy i mam nadzieję, że zawitam także tam. Kolejnym, ostatnim już pozytywem konwentu była możliwość spotkania z jednym blogerów - Harashikenem. Może za rok będzie nas więcej? Jakby co to w międzyczasie jest jeszcze Pyrkon... Jeśli jeszcze nigdy nie byliście na konwencie, zachęcam gorąco i niech ku temu służy ten tekst.

Po pełną fotorelację zapraszam tutaj.

Relacja pisana dla serwisu StrefaRPG.pl

wtorek, 18 września 2012

#115 Opowieści praskie - recenzja

Tytuł: Opowieści praskie
Autor: Tomasz Bochiński
Wydawnictwo: Almaz
Rok wydania: 2012
Stron: 237

Moja ocena: 8/10










Wydawnictwo Almaz jest całkiem nowe na naszym rynku, a już zdążyło w nim trochę namieszać. Tańsze książki, bo w formie zinów, oraz odważne podejście do tematyki, w szczególności science fiction, zagwarantowały uwagę czytelników. Nie mało ma tu do powiedzenia także jakość wydawanych powieści - utrzymująca się na równym, wysokim poziomie.

"Opowieści praskie" to druga książka z oferty oficyny autorstwa polskiego pisarza. Tym razem nie jest to fantastyka naukowa, a współczesna miejska baśń, urban fantasy, w którą Tomasz Bochiński ubiera ukochaną sobie dzielnicę Warszawy - Pragę. To właśnie ona jest tu główną bohaterką, a ludzie stanowią do niej jedynie dodatek. W dziewięciu opowiadaniach poznajemy magię (i to dosłownie) ulic oraz ich mieszkańców. Miejsce akcji jest stałe, zmienia się tylko perspektywa, z której obserwujemy ewolucję Pragi oraz czas akcji - głównie obecnie, ale nie raz przeniesiemy się do przeszłości, czy kilka lat wprzód.

Z naszą stolicą nigdy nie miałam wiele wspólnego, ot odwiedziłam ją ze trzy razy, a jej dzielnic znam tylko tyle co z krzyżówek. Tym chętniej zagłębiłam się w opowieści, w których Tomasz Bochiński ukazuje nam czarujące, fantastyczne oblicze Pragi, części Warszawy, która cieszy się, powiedzmy sobie szczerze, niezbyt dobrą sławą. Jednakże autor w pełni zdaje sobie z tego sprawę i jego celem nie jest wybielenie historii dzielnicy, ani przedstawienie jej w jak najlepszym świetle. Jesteśmy wręcz raczeni zgoła ponurymi obrazami nieprzyjaznych ludzi, niebezpiecznych ulic, w które aż strach się zapuszczać nawet w środku dnia.

Mimo tak złowrogiego charakteru, Praga ma wiele uroku, szczególnie przedstawiona słowami Bochińskiego. Stworzył on klimat, który jednocześnie przyciąga i odpycha. Dialogi między bohaterami wydają się być wzięte żywcem z ulicy, a dłuższe opowieści przeplatane są "Menelską balladą". Niektóre postacie pojawiają się cyklicznie, dzięki czemu zaczynamy ich wypatrywać. Autor nie waha się przed podejmowaniem trudnych tematów - śmierci, religii, magii, biedy i gangów. Nade wszystko jednak czuć, że chce on zachować historię dzielnicy i jej mieszkańców, spowolnić nieunikniony postęp, uchować jej nieskalaną pamięć w swoim sercu.

Chociaż wszystkie opowiadania są przyjemnie napisane i czyta się je z ciekawością, moim faworytem zostaje tekst "Cudowny wynalazek pana Bella". Nie znajdziemy tu morderstw, gangów, mafii, pijackich burd - jedynie czystą magię, czar, który udało się Bochińskiemu wydobyć z prostego elementu każdego domu. Wzruszające i skłaniające do przemyśleń i marzeń typu "jakby to było...".

"Opowieści praskie" to zbiór opowiadań, które wywołują mnóstwo emocji oraz zahaczają o wiele różnych tematów. Ciężko rozpatrywać te teksty z osobna, gdyż dopiero razem tworzą spójną historię o osobliwym klimacie, przedstawiającą historię Pragi, pełną magii i grozy. Lektura, chociaż momentami ciężka i trwająca dość długo jak na 237 stron, spodoba się nie tylko warszawiakom, czy prażanom. Jest to świetna okazja dla wszystkich, którzy chcieliby się zanurzyć w rodzimej urban fantasy, a przy okazji poznać fantastyczne oblicze jednej z dzielnic Warszawy.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Almaz

poniedziałek, 17 września 2012

#114 Garść aktualności

Ostatnie dni były dla mnie zabiegane, przez co nieco zaniedbałam bloga. Po powrocie z wakacji odwiedziłam jeszcze Zieloną Górę i jej Fantastyczne Bachanalia, dopiero teraz mam chwilę na powrót do czytania i recenzowania.

Przy okazji, pochwalę się, że nawiązano ze mną dwie nowe współprace:

- z portalem Audeo (audiobooki, właśnie słucham "Gry Endera", dla przypomnienia :)


- z wydawnictwem Paperback


Niedługo można spodziewać się recenzji oraz relacji z Polconu i Bachanaliów. I przepraszam za chwilowe "porzucenie" bloga, mam nadzieję, że mi wybaczyliście i tęskniliście ;)

środa, 5 września 2012

#113 Nowa Fantastyka 09/2012 - omówienie

Na tegorocznym Polconie we Wrocławiu miałam przyjemność uczestniczyć w obchodach 30-lecia Nowej Fantastyki. Z przyjemnością wzniosłam toast i zjadłam kawałek przepysznego torta, życząc Redakcji miesięcznika kolejnych stu lat wydawania pisma, ba, tysiąca! Ich idea jest jak najbardziej wzniosła i oby czytelników im przybywało, oby misja popularyzowania fantastyki nigdy nie straciła na znaczeniu.

Tyle wtrącenia, przejdźmy teraz do samej zawartości najnowszego numeru. O "Jasnej stronie mocy" wypowiada się Jakub Winiarski we wstępniaku, nawiązując do masakry na premierze najnowszego Mrocznego Rycerza i podejmując bardzo ciekawy temat, nad którym warto byłoby pomyśleć - skąd w nas to zainteresowanie Ciemną stroną mocy? Jerzy Rzymowski przedstawia natomiast fantastyczne zapowiedzi września, m. in. "Drood" Dana Simmonsa, czy film "Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa". 

Jubileuszowy tort
Do akcji wkraczają felietoniści (do których powrócił Peter Watts!, ale cii... o tym za chwilę). Niedawny laureat nagrody Zajdla, Jakub Ćwiek, nawiązując do wizyty Danikena na Polconie, pisze o dystansie fantastów do siebie. Michael J. Sullivan przedstawia trzy najważniejsze zasady tego "Jak zacząć" przygodę z pisaniem. Rafał Kosik wypowiada się na temat umierających języków i słuszności tego procesu. Łukasz Orbitowski ubolewa nad swoją pamięcią, która rejestruje to, jak o czymś opowiedział, a nie jak to faktycznie było, w kontekście filmu "Horror Express". I tu docieramy do Wattsa, który po krótkiej przerwie powraca z serią "Ślepopisanie". Może temat jego felietonu nie jest zbyt fantastyczny, ale na pewno kontrowersyjny - odnosi się do Igrzysk Olimpijskich i wyrównywania szans zawodników.

Wernisaż okładek NF
W artykułach tym razem równowaga literatury i kina z domieszką komiksu oraz lamusa. Jan Żerański w "Tajemnicy Karola Dickensa" nawiązuje do powieści Dana Simmonsa, "Drood", która już niedługo w księgarniach. Opiera się ona na niedokończonej książce Dickensa, z którą wiążą się tajemicze okoliczności. Piotr Pieńkosz w "Domowym piekiełku" zgłębia motyw domu jako jednego z najchętniej wykorzystywanego w horrorach. Marcin Zwierzchowski przedstawia drugą część artykułu "Chaos absolutny" z okazji remake'u "Pamięci absolutnej" o burzliwych losach oryginału. Agnieszka Haska i Jerzy Stachowicz w "Płaskiej Ziemi z lamusa" podejmują temat wiary w to, że Ziemia jest płaska (ostatnio pisali o pustej Ziemi). Michał Chudoliński w "Powrocie (do przeszłości) Strażników" zapowiada nam nową erę bohaterów, tym razem od DC i wzburzenia fanów. Andrzej Kaczmarczyk w "Dziedzictwie Diuny" omawia kontynuacje tej kultowej powieści w postaci książek, filmów i gier.

Sednem numeru, jak zwykle, są opowiadania. Tym razem mamy ich pięć, dwa polskie i trzy zagraniczne.
Ewa Bury, "Khulle" - autorka bardzo mnie wymęczyła. W teorii tekst opowiada o losach jednej z nielicznych ocalałych po jakiejś globalnej katastrofie, ale robi to dość ospale. Jej wizja mogłaby być ciekawa, gdyby nie szwankowało wykonanie.
Adam Synowiec, "Do zwartego zaklęcia" - ciekawy tekst, w którym autor czerpie z popkultury oraz tworzy własny, oryginalny system magii. Czyta się szybko i przyjemnie.

Maciej Parowski kroi tort :)
Proza zagraniczna to przede wszystkim Mike Carey i Jeff Vandermeer.
Mike, Linda, Louise Careyowie, "Opowiastki o siedmiu dżinach" - jest to zbiór krótkich opowiastek z motywem przewodnim - potężnych dżinach, spełniających życzenia. Niektóre są trochę przewidywalne, ale wrażenie zostawiają pozytywne.
Jeff Vandermeer, "Sytuacja" - autor nie bez powodu kojarzony jest głównie z nurtem New Weird. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Przeczytajcie to opowiadanie. Poplątane, pogmatwane, dziwne, ale wiadomo, co autor chciał przekazać i zrobił do bardzo dobrze.
Florian Heller, "Analk" - krótki tekst, opowiadający o Austriakach na księżycu. Tak naprawdę nie można napisać więcej, żeby niczego nie zdradzić i nie odebrać tej odrobiny zabawy. 

Do tego w numerze jak zawsze: recenzje książek ("Fionavarski gobelin", "Reamde"...), filmów ("Mroczny Rycerz powstaje"...), komiksów ("Resident Evil"...), gier ("Runes of Magic") i konkursy (do wygrania takie książki jak "Rakietowe szlaki VI", czy "Cień anioła").

Dodatkowo wywiad z Davidem Weberem, którego pełną wersję oraz dodatkowe materiały znajdziecie także w darmowym PDF-ie, do ściągnięcia tutaj. A za miesiąc, między innymi, nowe opowiadanie Catherine M. Valente!

PS. A jutro wyjeżdżam na wakacje, nie będzie mnie tydzień, nie tęsknijcie ;)  Może jakieś posty się pojawią, jak zdążę coś przygotować, we'll see.

niedziela, 2 września 2012

#112 Podsumowanie sierpnia

W sumie to sierpień pod względem książkowym był dla mnie dnem dna. Na swoje usprawiedliwienie mam praktykę, na którą wstawałam o 6:30 (więc poranne czytanie odpada), wracałam o 18, szłam spać o 23 (więc i nocne czytanie odpada). W jedną stronę jechałam trzema autobusami ok. godziny, co jako jedyne dawało mi jakiś czas z książką. Do tego moje dwa dni wolne wykorzystałam sobie na Polcon, żeby przez 5 dni słuchać autorów, pozbierać autografy i ogólnie dobrze się bawić. Relacja jakoś wkrótce, jak się w końcu wezmę.

Przeczytałam 4 (słownie: cztery) książki o łącznej liczbie stron 1768, co daje 57 strony/dzień.

1. Aleksandar Tesic, "Zakon smoka" - 8/10
2. Krzysztof Gonciarz, "Wybuchające beczki - zrozumieć gry wideo" - 7,5/10
3. Marcin Mortka, "Listy lorda Bathursta" - 9/10
4. Liliana Bodoc, "Saga o Rubieżach. Tom 1" - 8/10

Do tego pojawiło się również omówienie Nowej Fantastyki 08/2012, minirecenzja opowiadań nominowanych do Zajdla, wrażenia z filmu Mroczny Rycerz i stosik.

W tym miesiącu:
- ciąg dalszy stosu - tym razem wersja recenzencka
- recenzje "Listów lorda Barthusta" Marcina Mortki oraz "Sagi o Rubieżach" Liliany Bodoc
- relacja z Polconu 2012
- omówienie Nowej Fantastyki 09/2012
- z dawna zapowiadany i oczekiwany konkurs
... i na pewno o wiele więcej, chociaż nie wiem jak to będzie, bo a) wyjeżdżam na upragnione i długo wyczekiwane wakacje oraz b) zamierzam odwiedzić Bachanalia w Zielonej Górze :)

A jakie są Wasze plany na wrzesień i jak minął Wam sierpień?