piątek, 30 września 2011

#37 Ślepowidzenie - recenzja

Tytuł: Ślepowidzenie (Blindsight)
Autor: Peter Watts
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2011













Science-fiction, w którym występują wampiry i to takie, które nie błyszczą? „Pierwszy kontakt” z Obcymi, w którym nie ma znamiennych w skutki walk i bitew, a sami kosmici nie wychodzą ludziom z brzucha? To wszystko tylko w „Ślepowidzeniu” Petera Wattsa. Wyruszcie w podróż przez miliony kilometrów do miejsca, w którym wszystko traci znaczenie i zyskuje je na nowo, a w obliczu innej cywilizacji zastanowimy się nad sobą samymi.

W roku 2082 ludzkość osiągnęła niemalże szczyt postępu technologicznego. Zaczęto powolną ekspansję w odległe obszary kosmosu, jednakże nie my odnaleźliśmy inne życie we wszechświecie, a ono nas. W ślad za sygnałem z odległych krańców Układu Słonecznego wyrusza ekipa badawcza, na czele której stanie wampir. Tajemniczy obiekt, identyfikujący się nazwą Rorschach zdaje się być nastawiony pokojowo. Oczywiście, do czasu…

Na wstępie należy zaznaczyć, że „Ślepowidzenie” to powieść very hard science-fiction. Nawet bardziej science, niż fiction. Mnogość zwrotów naukowych wyróżnia tę książkę na tle innych. Terminologia medyczna, psychologiczna i fizyczna sprawia, że przeciętnemu czytelnikowi lektura będzie szła bardzo ciężko. W porównaniu do innych autorów gatunku, A. C. Clarke’a czy O. S. Carda, a nawet niedawno recenzowanej przeze mnie debiutanckiej książki Wattsa, „Rozgwiazdy”, ilość naukowej paplaniny jest ogromna i przytłaczająca. Pasjonaci wiele razy skorzystają z wikipedii, jednakże kwestia całkowitego zrozumienia książki najpewniej zostanie nierozstrzygnięta. Z wykształcenia będąc naukowcem, autor przygotował się do napisania powieści co najmniej bardzo dobrze, oferując zainteresowanym obszerną bibliografię i spis źródeł.

W „Ślepowidzeniu” Watts bierze typowe, przerabiane już setki razy schematy i serwuje je nam w nowatorskiej formie. Wspomniane na początku wampiry nie są słodkimi, błyszczącymi się stworzeniami, ale z drugiej strony nie są również potworami. Ich miejsce wśród ludzi jest ustalone, bo to właśnie ludzie przywrócili wymarły gatunek homo sapiens vampiri, do życia. Dziesiątki razy szybciej myślący i inteligentniejszy od ludzi, wampir Sarasti, nieprzypadkowo stoi na czele wyprawy. Dowodzi czwórką świetnie wykreowanych postaci. Siri Keeton to pozbawiony połówki mózgu żargonauta, potrafiący bezbłędnie odgadnąć myśli innych ludzi. Isaac Szpindel zajmuje się biologią. Na tak ważnej i niepewnej misji nie mogłoby zabraknąć kogoś, kto wie jak się zabija. Jest więc również i żołnierz, Amanda Bates. Na dokładkę mamy lingwistkę, Susan James, której osobowość dzieli się na cztery oddzielne i zupełnie różne osoby.

Watts wobec spotkania ludzi z obcą cywilizacją stawia wiele ważnych pytań o istotę człowieczeństwa i inteligencji. W jakże ciekawy i chyba najbardziej prawdopodobny sposób przedstawia on samych obcych. Nie są oni krwiożerczymi, bezmyślnymi istotami, a już przede wszystkim nie są do nas podobni. Mając do dyspozycji nieznaną technologię mają nad nami przewagę i wykorzystują ją beznamiętnie. Ludzie wobec obcej siły nie mają wiele do powiedzenia. Autor obnaża braki naszych mózgów, wykorzystując do tego psychologiczne chwyty, które są tym gorsze, że w większości występują naprawdę już teraz, bez konieczności przebywania obok artefaktu Obcych.

Lekkość stylu sprawia, że lektura prze do przodu i byłaby błyskawiczna, gdyby nie hamujące ją fragmenty pełne niezrozumiałych terminów naukowych. Jednakże bez nich, „Ślepowidzenie” nie byłoby takie samo. Większość rzeczy, które Watts przytacza jest niesamowicie interesująca (przykładowo eksperyment myślowy „Chiński Pokój”, lub też samo zjawisko ślepowidzenia) i zachęca do zgłębiania naszego mózgu, czy chwili refleksji nad nami samymi. Nie można również zarzucić książce braku akcji – dzieje się wiele, choć wszystko wydaje się być zbyt skomplikowane. Obok śledzenia wypadków misji kosmicznej mamy swoiste flash-backi do przeszłości głównego bohatera, pozwalające nam lepiej poznać ten futurystyczny świat i psychologię jego mieszkańców.

Przyszłość przedstawiona w powieści Wattsa jest bardzo realna. Kto wie, może właśnie tak jak to opisał skończy ludzkość? W naszym interesie jest postarać się, by to technologia służyła nam, a nie na odwrót, by wśród komputerów i botów, nie zapomnieć o drugim człowieku. Choć długo zastanawiałam się po lekturze „Ślepowidzenia”, w jaki sposób je skomentować, wiem jedno: warto przebrnąć przez naukową powłokę, by odnaleźć pod nią głębszy sens. A przy okazji nieźle się bawić.

poniedziałek, 26 września 2011

#36 Najlepszy Blog Książkowy Roku 2011

Jakoś tak się złożyło, że biorę udział w konkursie na Najlepszy Blog Książkowy Roku 2011 ;) Poza tym tytułem można również wygrać nagrodę Czytelników, stąd właśnie mój post. Wiem, że szanse na wygrane mam marne, ale nie zaszkodzi zrobić reklamy również innym książkowym blogom (pełna lista tutaj).

Co trzeba zrobić? Wyślijcie na adres konkursy@duzeka.pl swoje imię i nazwisko, w temacie wpisując nazwę bloga (w moim wypadku My fantasy and sci-fi books - kącik Immory).

Żeby nie było, dla głosujących przewidziane są nagrody książkowe :)



Korzystając z okazji, reklama! :) Niedługo na blogu:
  • mała relacja z Bachanaliów Fantastycznych 2011, z ciekawymi zdjęciami
  • recenzja "Namiestniczki t.1" W. Szkolnikowej
  • recenzja "Ślepowidzenia" P. Wattsa
  • inne ciekawe rzeczy :P
Tak więc, zapraszam i do przeczytania!

niedziela, 18 września 2011

#35 Istoty Ciemności - recenzja

Tytuł: Istoty Ciemności
Autor: Kami Garcia & Margaret Stohl
Wydawnictwo: Łyński Kamień
Rok wydania: 2011
Stron: 462












„Piękne Istoty” okazały się niczym innym jak kolejną kopią „Zmierzchu” Stephenie Meyer. Obdarzeni, niczym wampiry, dzielą się na tych dobrych i złych, a główny bohater książki to męska wersja Belli. Szanse na to, by kontynuacja była choć trochę lepsza zaprzepaściło zakończenie, jakie zaserwowały nam autorki. Po „Istotach Ciemności” spodziewałam się nudy, miłosnych wynurzeń i całkowitej powtarzalności zdarzeń z poprzedniczki. Co otrzymałam?

Niestety nie uda mi się uniknąć spoilerów, więc jeśli jednak was nie przekonałam i nadal chcecie przeczytać „Piękne Istoty” pomińcie ten akapit. Data naznaczenia Leny przesunęła się o rok w czasie. Ani czytelnik, ani Ethan do końca nie wie, co się stało, ale jakoś przechodzi nad tym do porządku dziennego. Młodzi mogliby być razem w spokoju, ale Obdarzona zachowuje się irracjonalnie, odpycha głównego bohatera od siebie, zostawiając go na pastwę Linka i nowej uczennicy bibliotekarki Marion, Liv. Czyżby głos Leny w głowie Ethana ucichł na zawsze? Dlaczego jest tak nieprzewidywalna, raz miła, a raz zimna? Czy w ogóle są jeszcze razem? Te i wiele, wiele innych pytań (wierzcie mi, naprawdę wiele) stawia Ethan i za wszelką cenę stara się znaleźć do nich odpowiedzi, i, co najważniejsze, odzyskać  dawną Lenę.  Wszystko zmierza do upragnionego końca… A nie, bo to są przecież Kroniki Obdarzonych, więc pewnie będzie jeszcze parę części.

Przewidywalność i powtarzalność fabuły jest podczas lektury dobijająca. Nie pomagają tajemnicze korytarze Obdarzonych pod biblioteką, nie pomaga kotka Lucille (chyba moja ulubiona postać). Swoją drogą, zauważyliście ten natłok imion na „L”? Do starych bohaterów dochodzą nowi, a ich historie są konsekwentnie rozbudowywane, choć nadal mało interesujące. Motywacje Leny wydały mi się płytkie i za mało wiarygodne, natomiast nieustępliwość Ethana nudna. Panie Garcia i Stohl mają wyraźny problem z uśmiercaniem ukochanych postaci, przez co w dalszej części książki czytelnik wręcz czeka, aż dawno niewidziany lub zmarły Obdarzony wyskoczy zza pobliskiego rogu.

Fanów „Zmierzchu” ucieszy wiadomość, że pojawia nam się „Jacob”! Biedny, rozdarty pomiędzy Edwardem i Jacobem Ethan nie wie, co zrobić i dzieli się z nami swoimi wynurzeniami na temat miłości, dziewczyn i innych typowych dla jego wieku spraw. Niekiedy wydawał mi się wręcz gorszy od Belli, biorąc pod uwagę również przegadanie książki. Każda akcja zostaje spowolniona i wypełniona przez dialog, podczas gdy Istoty Ciemności czekają ze swoimi niecnymi planami, aż nasi bohaterowie w końcu się zorganizują.

Choć wydanie książki z zewnątrz cieszy oczy, w środku jest źle. I nie chodzi mi tylko o treść, ale o redakcję. Literówki, błędnie oznaczane kwestie dialogowe denerwują i przeszkadzają w czytaniu. Poza tym, styl autorek uległ znacznemu pogorszeniu. Pierwsze 100 stron czyta się ciężko, jakby każde zdanie było pisane na siłę, bez konkretnego pomysłu. Później nie jest niestety lepiej. Pojawiające się znikąd wszechmocne postacie w ostatniej sekundzie przed śmiercią bohaterów, ogólny brak logiki i konsekwentności to kolejne, ciężkie zarzuty.

Chcąc znaleźć coś, co mi się podobało, muszę się najpierw otrząsnąć z negatywnych wrażeń, jakie pozostawia książka. Interesującym, choć nie do końca wykorzystanym pomysłem są korytarze Obdarzonych. Rozległe, pełne tajemnic i dziwnych istot labirynty były najlepszym miejscem akcji w obu częściach. Nadal trzyma się mroczny klimat, choć na pewno wiele traci przez powyższe wady. Wśród mdłych postaci na czoło wybija się kotka, Lucille - niezależna, wyniosła i pewna siebie. Sceny z jej udziałem znosiłam nieco lepiej.

Drugi tom Kronik Obdarzonych nie zaskoczył mnie. Był równie słaby jak część pierwsza, może nawet trochę gorszy. Na pewno wielu osobom cała seria przypadnie do gustu. Mnie – niezbyt. Klimat miasteczka i tajemniczość labiryntów pod nim nie zrównoważą złego wrażenia, jakie zostawiają wynurzenia Ethana, kiepski styl i całkowita wtórność i przewidywalność. Choć dostałam to, czego się spodziewałam, ani odrobinę więcej, czuję się rozczarowana. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że „Istoty Ciemności” choć odrobinę pozytywnie mnie zaskoczą.

Za książkę do recenzji dziękuję serwisowi StrefaRPG.pl

sobota, 10 września 2011

#34 Rozwiązanie i powroty

And the winner is...


Varia
Gratuluję! Przepraszam za mały poślizg, ale bardzo dużo nowych postów dodaliście podczas mojej nieobecności i starałam się je poogarniać :) Szkoda, że tak mało osób się zgłosiło, ale trudno. Ze zwyciężczynią skontaktuję się mailowo.

Jak niektórzy wiedzą, wróciłam wczoraj z wakacji w Bułgarii. Przeczytałam jedynie 1,75 książki, z czego jedna cała to Namiestniczka, której grubość myślę, że mnie trochę usprawiedliwia :) Takie słabe statystyki jednak świadczą tylko o tym jak udany to był wyjazd. Najlepiej bawiłam się w aquaparkach w Słonecznym Brzegu i Nesseberze, a tu parę zdjęć:

Dopadła mnie swoista niemoc i jakoś nie mogę wziąć się do pisania recenzji. Ale postaram się i mam nadzieję, że już niedługo przeczytacie u mnie o Namiestniczce i Istotach Ciemności.
Do przeczytania więc :)