środa, 4 grudnia 2013

Elizabeth L. Silver, "Przed egzekucją" - recenzja

Autor: Elizabeth L.Silver
Tytuł: Przed egzekucją
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2013
Stron: 416

Moja ocena: 5/10












Ostatni raz kara śmierci została wykonana w Polsce w 1988 roku. Mimo wątpliwości natury moralnej czy etycznej, jakie budzi taki wyrok, poparcie dla niej w naszym kraju jeszcze parę lat temu wyniosło niemal 65 procent. Jednak co raz mniej krajów zasądza karę śmierci, a jeszcze mniej ją wykonuje (często dochodzi do ułaskawienia). Jednym z nich są Stany Zjednoczone, gdzie w 32 stanach egzekucje nadal są zasądzane. Elizabeth L. Silver przenosi nas do Pensylwanii, w której więzieniu na śmiertelny zastrzyk oczekuje Noa P. Singleton.

Noa została oskarżona o morderstwo Sarah, młodej kobiety w ciąży. Na swoim procesie nie broniła się, nie wypowiedziawszy nawet słowa. Skończyło się wyrokiem, o które walczyło oskarżenie – karą śmierci. Dziesięć lat później, pół roku przed „dniem X”, odwiedza ją matka ofiary, prawniczka Marlene Dixon, wraz z młodym adwokatem, Oliverem. Chcą oni walczyć o ułaskawienie dla Noa, gdyż kobieta zmieniła swoje nastawienie i uważa, że nikt nie zasługuje na tak ostrą karę. To jednocześnie szansa dla głównej bohaterki, ale także konieczność spojrzenia w przeszłość i przeżycia wydarzeń z tamtego okresu ponownie. Dzięki dwutorowej narracji (także z perspektywy listów Marlene pisanych do Sarah) możemy osądzić ją sami.

Elizabeth L. Silver starannie przygotowała się do stworzenia swojego debiutu. Wielokrotne wywiady i odwiedziny u ludzi skazanych na karę śmierci przyniosły efekty w postaci rzeczywistego obrazu skazanej oczekującej na egzekucję. Chociaż otoczona innymi kobietami, jest samotna, a odwiedziny Olivera, a nawet Marlene Dixon przynoszą jej nadzieję, ulgę i ukojenie, do którego nie byłaby skłonna się przyznać przed samą sobą. Podobną wnikliwość pisarki można zaobserwować przy ciekawostkach, które zręcznie wplata w opowieść – o autentycznych postaciach morderców, ostatnich słowach skazanych, czy o sposobie wyboru jury.

Jako prawniczka, autorka zna system sprawiedliwości i korzysta ze swojej wiedzy, przedstawiając nam arkana procesu głównej bohaterki. Choć momentami zachowanie Noa zdaje się nie mieć sensu albo być wręcz niemądre, żaden element fabuły nie był niezamierzony i wszystko staje się jasne w miarę zmierzania do końca powieści. Mimo to, Silver nie uchroniła się od błędów. Nad stylem musi jeszcze dużo popracować, ale jeszcze bardziej wyraźny jest chaos wątków i nierównomierne rozłożenie akcji. Raz zwalnia, gdy Noa rozmyśla w więzieniu, innym razem przybierając na prędkości. Szczególnie zaskakuje wysokie tempo zakończenia, odstające od reszty książki. Nie znaczy to, że czyta się ją źle, jednakże przeskoki fabuły, a zarazem zmiana szybkości wydarzeń nieco nuży i skłania do wyczekiwania na ciekawsze momenty.
„Przed egzekucją” to debiut amerykańskiej autorki, Elizabeth Silver, która zawarła w nim swoje prawnicze doświadczenia oraz fascynację karą śmierci. Pod warstwą intrygującej historii i elementów kryminalnych znajdujemy pytania o sens tego największego wyroku, a także o moralność ludzi, którzy podejmują o nim decyzję. Przygnębiający jest ostateczny wydźwięk powieści, w którym zdaje się, że tak naprawdę niewiele zależy od nas samych, a duży wpływ na los człowieka mają inni ludzie oraz zrządzenia losu. Książka nierówna i niezbyt optymistyczna, lecz skłaniająca do refleksji.

Recenzja ukazała się najpierw na portalu dlalejdis.pl: Winna?

niedziela, 1 grudnia 2013

Michael Cobley, "Ziarna Ziemi" - recenzja

Autor: Michael Cobley
Tytuł: Ziarna Ziemi
Seria: Ogień ludzkości (#1)
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Stron: 504

Moja ocena: 9/10

 









Wyobraźcie to sobie. Odbieramy sygnał z kosmosu, od pierwszego obcego gatunku, który poznajemy. A ten – chce nas zniszczyć. To typowy, znany schemat, powtarzający się w wielu książkach tego typu. Bez szans na wygranie wojny, tym razem jednak możemy dać sobie szansę na przetrwanie. Wysyłamy w odległe strony wszechświata trzy statki. Statki pełne ludzi różnych narodowości, mające stanowić nadzieję na przetrwanie ludzkości. Dokąd dolecą? Czy w ogóle dolecą? Czy będą mieli do czego wracać? Jeśli działoby się to w rzeczywistości, pewnie byśmy się nie dowiedzieli.

Na szczęście, to tylko książka. A w książce wszystko może się zdarzyć.

Ludzkości na ratunek rusza Federacja, czyli zjednoczenie różnych ras pod jedną banderą. Wspólnie pokonują wroga i oddychają z ulgą. Ale statki już odleciały, ziarna Ziemi rozniosły się po wszechświecie. Czy będzie z nich udany plon? 150 lat później od tych wydarzeń dowiadujemy się, że tak.
Pierwszy ze statków doleciał na planetę Darien, by w zgodzie i pokoju z pierwotnymi mieszkańcami zakładać miasta, prosperować i odkrywać tajemniczą historię rasy Uvovo. Gregori, Ziemianin, i Chel, tubylec, zajmują się badaniem zagadkowych ruin. Jednocześnie, genetycznie ulepszona kobieta-naukowiec, Catriona zwiedza bujne puszcze księżyca planety, Nieviesty, poznając tajemnice natury, zwanej Segraną. Z początku wszystko wydaje się być jak najbardziej racjonalne. Później mistycyzm i fantastyczność starożytnych miejsc czy wydarzeń sprawia, że wraz z bohaterami zaczynamy wierzyć w wyjątkowość tego świata.

Sielanka nie trwa długo, bo kolonię odkrywa nie kto inny jak sami wysłannicy Ziemi, teraz Ziemiosfery, będącej w przymierzu z Federacją, na której obszarze znajduje się glob. Tutaj do akcji wkraczają kolejni bohaterowie, zagrywki polityczne, a nawet ruchy oporu i bomby. Ambasadorzy innych ras zainteresowani są tylko przejęciem planety oraz jej starożytnymi ruinami, tymi samymi, które bada para głównych bohaterów. Atmosfera zagęszcza się z minuty na minutę, aż do akcji wkroczyć musi siła, która przez tyle wieków trwała w uśpieniu.

Przenikanie elementów fantasy do science-fiction to może nie nowość w gatunku, ale na pewno powiew świeżości. To także idealna okazja dla obawiających się zbyt ciężkostrawnej lektury na odważenie się i spróbowanie z czym to się je. Aspekty naukowe zostały nieco odsunięte na bok, ale to koszty wprowadzenia do fabuły, a niewykluczone, że więcej dowiemy się w kolejnych tomach trylogii. Na lekki styl, dzięki czemu kolejne strony przewraca się tak szybko, na pewno miała wpływ także tłumaczka, Agnieszka Hałas. Wbrew moim początkowym obawom dała sobie radę i sprawiła, że książkę czyta się jeszcze przyjemniej.

Liczni bohaterowie dostają swoje krótkie rozdziały, przeplatające się ze sobą. Nie jest ich jednak tak wielu, by się pogubić, a dostajemy szeroki obraz na wydarzenia w książce. Wielowątkowość fabuły uzasadniona jest rozpięciem akcji na cztery tomy. Nie raz zostaniemy zaskoczeni rozwiązaniami, które stosuje autor – jednym z ciekawszych są narodowości załóg na arkach. Na Darienie wylądowali na przykład: Skandynawowie, Szkoci i Rosjanie. Innym interesującym pomysłem jest przedstawienie ambiwalentnego stosunku kolonistów do sztucznej inteligencji. Z jednej strony, mieszkańcy Dariena obawiają się jej i czują do niej niechęć po jej awarii, gdy po raz pierwszy lądowali na planecie. Z drugiej sami widzimy, że obywatele Ziemiosfery efektywnie z jej korzystają. Mimo wszystko, za każdym razem, gdy ambasador Ziemi rozmawia ze swoją SI, odczuwa się pewien niepokój.

„Ziarna Ziemi” to lektura nie tylko dla fanów fantastyki naukowej, ale i fantasy. Michael Cobley skupia się bardziej na aspektach socjologicznych niż naukowych, tworzy wiele wątków, obejmujących licznych bohaterów. Widać, że książka została pomyślana jako seria i z jednej strony to dobrze – przyjemny i porządnie napisany pierwszy tom daje nadzieję na emocjonującą podróż w kolejnych. Z drugiej, teraz trzeba na nią niestety poczekać przynajmniej do stycznia 2014 roku.

Recenzja ukazała się najpierw na portalu dlalejdis.pl: Na skraju wszechświata