piątek, 31 sierpnia 2012

#111 Zakon smoka - recenzja

Tytuł: Zakon smoka
Autor: Aleksandar Tesic
Seria: Kosingas (tom 1)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Stron: 504

Moja ocena: 8/10









Aleksandar Tesic w swojej debiutanckiej powieści zrobił coś, na co do tej pory nikt się nie odważył. Pokazał, że jego rodzima, serbska mitologia dorównuje stopniem rozbudowania bardziej popularnym - egipskiej, greckiej, czy rzymskiej, a przy tym jest równie ciekawa i zajmująca. Żeby uchować treści przekazywane niemal tylko drogą ustną przed zapomnieniem, zdecydował się spisać je w formie powieści, która idealnie wpasowuje się w gatunek fantastyki. Czy jednak taki eksperyment się powiódł?

"Zakon smoka" to pierwsza część trylogii. Jak sam autor pisze we wstępie, akcja całej serii zamyka się w 365 dniach poprzedzających bitwę na Kosowym Polu. Historyczne fakty umiejętnie przeplata z elementami czysto fantastycznymi, w które jednakże kiedyś wierzono na serbskich ziemiach. Mity te powstawały przez wiele lat, ewoluując i zajmując miejsce w sercach i głowach ludzi. Na kartach książki śledzimy losy mnicha i zarazem rycerza z Zakonu Smoka, Gabriela oraz księcia Marko. Tego drugiego dotyczy dawna przepowiednia: ma on odegrać główną rolę w zwycięstwie nad siłami Hadesu. Aby stać się Kosingas - najlepszym z wojowników, wraz ze swym towarzyszem wyrusza na wyprawę, podczas której musi zdobyć niezbędne artefakty i dojrzeć do nowej roli.

Rok 1388, w którym dzieją się losy głównych bohaterów, to nieustająca walka religii chrześcijańskiej z pogańskimi wierzeniami. Cały tom opowiedziany jest z perspektywy starego już Gabriela, który dyktuje historię skrybie. Znajdziemy w nim wiele dopowiedzeń od samego mnicha, jak również spersonalizowaną formę rozdziałów. Akcja "Zakonu smoka" zamyka się w czasie miesiąca. Na wrażenia narzekać nie możemy, ale serbski pisarz niekiedy w dość nachalny sposób przedstawia zapomniane obyczaje. Para bohaterów wędruje od wioski do wioski i z powrotem, spowalniając tym samym akcję, pod pretekstem ukazania kolejnego chłopskiego rytuału, czy następnego pomniejszego demona. Obyczaje te są niesamowicie ciekawe, budzą zdumienie, a czasem i przerażenie. Nie ma jednakże co się dziwić, wszak na utrwalenie starych podań autor ma jedynie trzy tomy powieści, w której musi jeszcze zawrzeć elementy fabularne, czy dotyczące bohaterów. A te ostatnie są naprawdę interesujące.

Gabriel i książę Marko to jedyne postacie, których historię śledzimy przez całą książkę. Mają one czas się rozwinąć, a szczególnie widoczne jest to przy protagoniście - z początku niechętny, sceptyczny, zły na cały świat, staje się dojrzałym mężem, zaczyna zauważać w nim odcienie szarości. Mnich z kolei nie jest typowym rycerzem i zabójcą potworów. Choć pewne elementy fabuły mogą przypominać te z "Malowanego człowieka" Petera V. Bretta, to Gabrielowi daleko do Arlena. Kosingas nie raz zastanowi się nad losem stworzeń i pożałuje ich morderstwa. Przez to jest niesamowicie ludzki i bliższy naszemu sercu. Do tego dochodzi także strach przed śmiercią, ale jednocześnie pogodzenie z jej nadejściem po wykonaniu zadania.

W "Zakonie smoka" Tesic połączył dwie rzeczy, które teoretycznie stoją po przeciwnych stronach barykady i udają, że się nie widzą. Jak inaczej wytłumaczyć jednoczesną obecność Kościoła, wierzącego w jednego Boga oraz bożków, pomniejszych bóstw i demonów, które faktycznie budzą się do życia na obrzeżach Serbii? Pisarz konsekwentnie pokazuje, jak wiele może uczynić zwykła wiara - stwarza ona potwory, a także zmusza do przelewania krwi w ofierze. Jednakże przy tym nie wolno jej zaniedbywać, bo wśród niebezpiecznych stworzeń istnieją także dumne elfy i pojedyncze osobniki, które nikomu nie wadzą, oferując jedynie dobroć.

Ciekawe, kiedy my, Polacy, doczekamy się tak odważnego kroku ze strony naszych pisarzy? Bo w to, że mają oni talent i wprawę do napisania wciągającej powieści fantasy, opartej na mitologii słowiańskiej, nie wątpię. Nie sposób odmówić im także ambicji. Mogłaby to być dla niektórych jedyna okazja na poznanie własnych korzeni i religii, którą wyznawali nasi przodkowie, przed przyjęciem chrześcijaństwa. "Zakon smoka" skłonił mnie do zapoznania się z historią Serbii, z którą do tej pory nie miałam do czynienia. Idealnym dopełnieniem treści książki byłyby szkice, o których wspomina mnich i szkoda, że zabrakło na nie miejsca.

Debiutancka powieść Tesica to imponująca próba utrwalenia serbskich mitów i obyczajów. Myślę, że jest jak najbardziej udana. Zachowując ciągłość akcji i jej urozmaicenie, autorowi udało się przedstawić wiele elementów tej kultury, a na pozostałe ma jeszcze dwa tomy. Jeśli szukacie fantastycznej książki o ciekawej fabule i barwnych bohaterach oraz jesteście skłonni poznać nową mitologię, nie wahajcie się ani chwili.

Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Serbskie obyczaje w fantastycznej otoczce

sobota, 25 sierpnia 2012

#110 Laureaci nagrody Zajdla - świeży news z Polconu

Właśnie wróciłam z uroczystej Gali Nagrody Fandomu im. Janusza A. Zajdla i towarzyszącego jej bankietu. Na szczegółową relację (i foty) czas będzie po zakończeniu Polconu, więc pozwólcie, że przekażę Wam najświeższe wieści:

Nagrodę im. Janusza A. Zajdla za Opowiadanie roku 2011 otrzymał:

Jakub Ćwiek,"Bajka o trybach i powrotach"

Nagrodę im. Janusza A. Zajdla za Powieść roku 2011 otrzymała:

Maja Lidia Kossakowska, "Grillbar Galactica"

Co ciekawe, słusznie obstawiliśmy zwycięstwo Ćwieka. I dobrze, bo to świetny człowiek jest, a do tego fajnie pisze :)


A i smutna wiadomość dzisiejszego dnia: nie żyje Neil Armstrong. I świat stał się odrobinę gorszy.

środa, 22 sierpnia 2012

#109 Opowiadania nominowane do Zajdla - minirecenzja

Tak jak kiedyś nieśmiało zapowiadałam, prezentuję krótkie recenzje opowiadań nominowanych do Zajdla. Jako że Polcon już jutro (!), głosy oddaje się podczas jego trwania, a w sobotę odbędzie się wręczenie nagród, nadszedł najwyższy czas na przeczytanie tekstów, w szczególności, że zostały tak przyjemnie zebrane i opublikowane.

Anna Brzezińska 
Opowiadanie Anny Brzezińskiej zostawiłam sobie na sam koniec. Ala nadal nic. Nie mogę zdzierżyć dziwnej maniery i stylu pisania tej autorki. Niech za przykład posłuży pierwsze zdanie nominowanego tekstu, pod tytułem "Żar":
Pierwszy raz widziano żar-ptaka w powiecie makariewskim gubernii niżnonowogrodzkiej i zaraz potem dziady proszalne pochwycili wieść o cudzie i ponieśli ją szeroko poprzez mglisty, oszkliwiony od mrozu kraj.
Dość powiedzieć, że tak jest (a nawet gorzej) przez ok. 17 stron i to drobnym druczkiem. Nie chcę w tym momencie ujmować nic pisarce, bo wiem, że wiele osób się w niej rozczytuje, ale to już któreś moje podejście, ponownie zakończone fiaskiem.


Jakub Ćwiek
"Bajka o trybach i powrotach" to bardzo przyjemne opowiadanie, które czyta się szybko, bezboleśnie. Napisane z przekąsem i z typowym dla Ćwieka umieszczaniem elementów popkultury w swoich tekstach. Całość również przypomina tytułową bajkę, gdyż większość zostaje opowiedziana ustami jednego z ukrywających się przed okupantami ludzi. Czekają oni na powrót
Na uwagę zasługuje podejście do zegarów i wojny. Ciekawi, jak te dwie rzeczy się łączą?
Jak dla mnie jeden z faworytów do nagrody. Ale, ale... Przed nami jeszcze paru konkurentów, którzy nie odpuszczą tak łatwo.



Stefan Darda
"Spójrz na to z drugiej strony" - nie jest to czysta fantastyka, do której się przyzwyczailiśmy. Jest to opowiadanie obyczajowe, z elementami horroru i fantastyki, która zostaje wpleciona w życie głównej bohaterki. Posiada ona siostrę bliźniaczkę, z którą zdaje się mieć pewną telepatyczną nić porozumienia, która momentami przeradza się w coś więcej.
Nie jest to tekst ambitny, ale czyta się go dobrze i szybko. Składa się głownie z dialogów, a akcja nawet na moment nie zwalnia. Chociaż nie jest to typowa fantastyka, to za zaskakujące i inne podejście do tematu, Darda dołącza do Ćwieka w gronie moich faworytów. I oczywiście za to zakończenie ;)



Magdalena Kozak
"Strasznie mi się podobasz" to kolejny tekst z pogranicza obyczaju i fantastyki. Magdalena Kozak przedstawia w nim poniekąd swoje doświadczenia z frontu wojennego - w Afganistanie spędziła pół roku, jako lekarz. Można sądzić, że w opowiadaniu główną bohaterką jest więc ona sama. Bardzo barwnie przedstawiła realia wojny, które nagle dla mnie - osoby w ogóle nie zainteresowanej militariami - stały się jasne i ciekawe, a jednocześnie przerażające.
Według mnie za mało tu fantastyki, żeby przyznać autorce nagrodę. Jednakże jej styl pisania polubiłam i chętnie sięgnę po pełnoprawne powieści.



Marceli Szpak (?)
"Obcy" zaczyna się z grubej rury, w stylu Anny Brzezińskiej:
– Jerona! A tyn durś ino na tych słodach siedzi! – wściekła się Woźnicowo.
– Puć no sam, giździe! Zaś cie wyciepła?
Ale, jakby ignorować dialogi, to czyta się dobrze. Autor przedstawia bardzo innowacyjne podejście do tematu przybyszów z kosmosu, którzy mają 4 metry wysokości i żywią się węglem. Prawda, że ciekawe? Mimo wszystko, nie jest to tekst godny Zajdla, czegoś w nim zabrakło.


Zapraszam do głosowania, kto według Was powinien dostać Zajdla. Ja waham się między Ćwiekiem a Dardą, pewnie zdecyduję już podczas Polconu. Czy ktoś z Was podjął decyzję o wybraniu się? I co sądzicie o opowiadaniach, może ktoś już czytał? Przypominam, że są one dostępne tutaj.

wtorek, 21 sierpnia 2012

#108 Nowa Fantastyka 08/2012 - omówienie

Kolejny miesiąc, kolejny numer Nowej Fantastyki. Filmy znowu zajmują w nim widoczne miejsce, ale już nie tak wyraźne.

Temat z okładki, czyli "Testujemy Pottermore" to omówienie portalu powstałego przy współpracy z J.K.Rowling, który każdy pottermaniak dawno kojarzy i zna. Dlatego przedstawione przez Annę Kaiper funkcjonalności nie będą dla nich nowością, a ci, którzy za Potterem nie przepadają i tak nie wciągną się w świat Pottermore'a. W "Klasyce grozą podszytej" Przemysław Pieniążek przedstawia nowy gatunek literatury - tzw. mashupy, czyli przeróbki klasycznych utworów w powieści z udziałem wampirów, zombie, robotów, etc... 

Z bardziej filmowych tematów z kolei mamy "Chaos absolutny", czyli pierwszą część artykułu Marcina Zwierzchowskiego, nawiązującą do nadchodzącego remake'u "Pamięci absolutnej" oraz do burzliwej historii samego oryginału. Wawrzyniec Podrzucki w "Mutafantastycznych" podaje ciekawe przykłady użycia manipulacji genami w fantastyce. Mniej związany z literaturą i filmem jest kolejny tekst Marcina Zwierzchowskiego, "Konwent 2.0", czyli głównie o "Polconie", który w najbliższych dniach będzie obywał się we Wrocławiu, a także o pozytywnym trendzie nie-fantastów na konwentach. I tak dochodzimy do ostatniego artykułu w numerze, a zarazem, według mnie, najlepszego - "Cenzura to bzdura", Marka Grzywacza. Traktuje on o wszędobylskiej cenzurze, która dotyka zwiastunów filmów, ale i ich treści, a nawet tytułów. O wielu rzeczach słyszałam po raz pierwszy, a są one tak zabawne w swojej idiotyczności, że warto zapoznać z nimi również nie-fantastów.

W felietonach mamy jak zwykle ten sam zestaw autorów, którzy nadal mają niezłe pomysły na tekst. I tak Ćwiek w "(Nie)kibic siedzi z dala..." pisze o swoim podejściu do sportu w obliczu Euro 2012. Rafał Kosik uzasadnia wiarę w "Ingerencję z góry" podczas budowy starożytnych budowli - jak Stonehenge, czy egipskie piramidy. Jerzy Rzymowski w drugim odcinku "SeriaLovych zwJeRzeń" przedstawia "American Gothic", czyli naprawdę straszny serial. A z filmów Łukasz Orbitowski poleca "Incident At Loch Ness", pokręcony, ale zabawny obraz. Na koniec Michael J. Sullivan daje bardzo użyteczne rady piszącym co do zaufania czytelnikowi i tkania fabuły. Jak dotąd to chyba najciekawszy i najbardziej wymagający aspekt pisarstwa, który przedstawia autor.

Proza polska tym razem, dla odmiany, nie jest zła i nie odbiega zbytnio poziomem od tej zagranicznej.
"Lisiczka" Małgorzaty Wieczorek to ambitny, długi tekst, który czyta się przyjemnie, ale końcówka jest nieco zbyt abstrakcyjna. Dla fanów Chin i smoków.
"Mistrz" Tomasza Zawady, czyli odkrycie ze strony www.fantastyka.pl nie zachwycił mnie. Jest to tekst krótki, mało fantastyczny. Tym razem dla fanów Japonii i samurajów.
"Tajemna historia Nowej Huty" Jewgienija T. Olejniczaka to opowiadanie cięższego kalibru. Podzielone na krótkie rozdzialiki, trochę abstrakcyjne, trochę tajemnicze i trochę dziwne. Przeszkodą mogą być ruskie słowa, które nie zostały przetłumaczone.

Opowiadania zagraniczne trzymają naprawdę wysoki poziom, ale poziomem abstrakcji dorównują naszym rodzimym.
"Jipi i elektroniczny paranoik" Neala Stephensona to bez wątpienia tekst numeru. Ciekawie napisane, podejmuje trochę futurystyczny temat wiarygodnie i intrygująco. Schizofreniczna sztuczna inteligencja i bomby - mieszanka iście wybuchowa.
"Mamo, jesteśmy Żenią, Twoim synem" Toma Crosshilla osiąga szczyty, wspomnianej już, abstrakcji. Eksperymenty na dziecku, fizyka kwantowa i ciekawy styl.
"Racice i szałas Abdela Dżamili" Saladina Ahmeda - sam tytuł opowiadania mówi wiele o tym, co znajdziemy w środku. Także sugestywne szkice obok wywoływały we mnie nawet obrzydzenie. 

Jak zawsze, znajdziemy tu zapowiedzi, recenzje książek, filmów ("Prometeusz" 1/6 - ktoś tu za wysoko ustawił poprzeczkę), komiksów, czy seriali ("So say we all", czyli 4 sezon Battlestar Galactica - polecam!). Na deser konkursy - do wygrania chociażby "Korona śniegu i krwi".

A dla fanów "Gry o tron" nie lada gratka - w elektronicznej wersji miesięcznika zamieszczono wywiad z samym George'em R.R. Martinem (do pobrania ze strony miesięcznika: www.fantastyka.pl).

niedziela, 19 sierpnia 2012

#107 Stosik sierpniowy - nabytki własne

Tym razem prezentuję stosiki złożone w całości z książek nabytych przeze mnie (nie do recenzji :P). Stos recenzencki pojawi się jakoś za dwa tygodnie, bo muszę znaleźć wszystkie egzemplarze i je jakoś zebrać w jednym miejscu. Nie przedłużając:


Od góry:
1. Dan Wells, "Nie jestem seryjnym mordercą" - prezent urodzinowy dla siostry.
2. Isaac Marion, "Ciepłe ciała" - pod wpływem dobrych recenzji w necie, pobrane na fincie
3. Charles Stross, "Stan wstrzymania" - wymiana z Vicky
4. Lauren Destefano, "Atrofia" - także pod wpływem blogosfery, także z finty ;)
5. Rafał Kosik, "Obywatel, który się zawiesił" - ostatnia książka Kosika dla dorosłych w mojej kolekcji
6. Umberto Eco, "Imię róży" - z finty


A tu stosik z nagrodami, od góry:
7. Feliks W.Kres, "Północna granica" - od przynadziei za 88888 wejście - dzięki! :)
8. Adam Blade, "Kroniki Avantii, Maska śmierci" - wygrana na gildia.pl
9. Taylor Stevens, "Informacjonistka" - wygrana na portalkryminalny.pl
10. Krzysztof Spadło, "Marzyciele i pokutnicy" - wygrana w konkursie u giffin - dzięki! :)

To by było na tyle. Najszybciej pewnie pojawi się recenzja "Obywatela, który się zawiesił", a czas na resztę nadejdzie prędzej czy później ;)

Czytaliście któreś z tych książek? Macie na którąś ochotę?

środa, 15 sierpnia 2012

#106 Wybuchające beczki. Zrozumieć gry wideo - recenzja

Tytuł: Wybuchające beczki. Zrozumieć gry wideo
Autor: Krzysztof Gonciarz
Wydawnictwo: KG Tofu Media
Rok wydania: 2011
Stron: 192

Moja ocena: 7,5/10










W myśl zasady „ktoś musi nie grać, żeby lepiej grać mógł ktoś inny” powstała książka popularnego polskiego vlogera, recenzenta i, przede wszystkim, gracza. Krzysztof Gonciarz to postać znana wszystkim fanom gier (a jeśli nie to najwyższy czas ją poznać!), szef pierwszej telewizji internetowej dla graczy – tvgry.pl. Od dawien dawna oglądałam filmiki z jego udziałem (czy to wideorecenzje, czy na youtubie - uwaga na specyficzny humor!), a w końcu dane było mi sięgnąć po jego pierwszą książkę. Jeśli kochacie gry wideo, musicie ją przeczytać!


Tematem przewodnim „Wybuchających beczek” jest kwestia zrozumienia mechanizmów rządzących grami, ale nie z technologicznego punktu widzenia a z tzw. gameplayowego. Dlaczego np. seria The Sims osiągnęła tak ogromny sukces? A co składa się na szaleństwo panujące na punkcie tak niepozornej gierki jaką jest Angry Birds? Jeśli chcecie wiedzieć, z jakiego powodu coś nam się podoba (lub wręcz przeciwnie), wiele przykładów, tez i teorii Gonciarz kreuje na kartach swojej książki. Stwierdzę nawet, że bez podobnego podejścia i ignorując przedstawiony w niej punkt widzenia, nie można w pełni recenzować, czy krytykować gier. Ta niepozorna pozycja otwiera oczy na wiele spraw, na które normalnie nie zwracamy uwagi. 

Bez dwóch zdań, jest to książka dla ludzi, którzy grami się interesują. Gonciarz nie tłumaczy każdego używanego terminu, dlatego te podstawowe jak „gameplay”, „level design” czy „immersja” powinniśmy znać jeszcze przed lekturą. Tym samym, docelowa grupa czytelników zostaje ograniczona do graczy nie-sezonowych, którzy zagłębiają się w nowe światy nie tylko na smartfonie czy Facebooku. Jednakże, produkcje mobilne i przeglądarkowe nie zostały potraktowane po macoszemu. Gonciarz przywołuje przykłady znane bardziej lub mniej, które możemy spotkać na każdej obecnie liczącej się platformie.

Autor nie odkrywa Ameryki. Jego tezy dla niektórych będą oczywiste, a innych zmuszą do rewaluacji swojego doświadczenia w grach. Każdy wspomniany w książce przykład wywoływał we mnie ochotę na ponowne zagranie w dany tytuł, bądź przekonanie się na własnej skórze, czy faktycznie posiada tak innowacyjne elementy. Bo po to głównie przywoływane są dane produkcje – by zilustrować, w jaki sposób dobrze lub źle została wykonana konkretna rzecz. Pod względem inspiracji do grania mamy tu ogromne możliwości, obok których żaden miłośnik gier nie przejdzie obojętnie. Każdy z kilkunastu krótkich rozdziałów, pogrupowanych tematycznie, poświęcony został różnym aspektom, na które warto zwracać uwagę. Autor nie opisuje wszystkiego od deski do deski, a jedynie wskazuje palcem pewien temat i popycha nas do szukania o nim informacji, odkrywania go na własną rękę.

Czytałam tę książkę praktycznie tylko w komunikacji miejskiej i w przerwach między lekturą nie mogłam się doczekać, aż ponownie zagłębię się w te fantastyczne światy. Na każdą pozycję, którą już mam za sobą, byłam zmuszona popatrzeć inaczej, dostrzec coś, na co wcześniej nie zwróciłabym uwagi. Proces produkcji gry jest ogromnie czasochłonny, drogi i wymaga wielu godzin pracy, dlatego w każdym tytule dobrze jest znaleźć coś, nad czym deweloperzy skupili się najbardziej i wykonali najlepiej. Miło jest zwiedzać lokacje, by za kolejnym razem odkryć coś nowego. Gonciarz wpaja nam, że warto po prostu znać się na grach i starać się wnieść do nich coś nowego, pomóc przecierać nieznane szlaki.

Po lekturze „Wybuchających beczek” już nigdy nie spojrzę tak powierzchownie na grę wideo i postaram się krytykować je lepiej. A jako początkujący programista, który chciałby kiedyś tworzyć tego typu produkcje, na pewno wezmę sobie do serca wiele z uwag zawartych w tej książce. Myślę, że jeśli jesteście zainteresowani tym tematem, nie możecie przejść obok tej pozycji obojętnie. I nie bójcie się, czyta się szybko, a bogaty styl Gonciarza umila czytanie. Naprawdę polecam.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

#105 Prawdziwe morderstwa - recenzja

Tytuł: Prawdziwe morderstwa
Autor: Charlaine Harris
Seria: Aurora Teagarden (Tom 1)
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2012
Stron: 284

Moja ocena: 7/10









Każdy mól książkowy marzy o pracy w bibliotece. Najlepiej płatnej trzy razy tyle, co w rzeczywistości. A każdy fan kryminałów marzy o prowadzeniu emocjonującego śledztwa i byciu w centrum wydarzeń.

Te marzenia spełniły się Aurorze Teagarden, głównej bohaterce „Prawdziwych morderstw” Charlaine Harris. Aurora to zwyczajna bibliotekarka – cicha, zamknięta w sobie, ale o wybujałej wyobraźni i nietypowych zainteresowaniach. Wraz z grupką ludzi ze swojego miasta raz w tygodniu spotykają się w ramach „Prawdziwych morderstw” – swoistego kółka, na którym omawiają dawne, nierozwiązane lub kontrowersyjne sprawy zabójstw. Niewinne hobby przeradza się w coś o wiele poważniejszego, gdy jeden z członków zostaje zamordowany, a miejsce zbrodni upozorowane tak, by przypominało to, którego miała dotyczyć dyskusja tego wieczora. Tym samym, Aurora zostaje wplątana w serię morderstw, które musi popełniać ktoś, kogo zna…

Śledztwo dotyczy zamkniętego grona osób, które pojawiały się regularnie bądź okazjonalnie na spotkaniach kółka. Tylko oni mieli wiedzę o odbytych i planowanych tematach wykładów. Także ci sami członkowie padają ofiarą mordercy. Ze względu na to, książkę można porównać do powieści Agathy Christie, "I nie było już nikogo”. Jednak Brytyjka to zupełnie inna klasa kryminałów, do której Harris jeszcze bardzo daleko. Na tym podobieństwa się kończą, gdyż miejsce akcji nie jest odosobnione, a grono bohaterów elastyczne. Autorka każdą postać stara nam się chociaż pobieżnie przedstawić, ale i tak niekiedy ich imiona mi się myliły.

Charlaine Harris ma specyficzny styl pisania. Jedni go kochają, inni nienawidzą. W moim przypadku, z początku lektura szła mi bardzo opornie. "Prawdziwe morderstwa" są raczej skierowane do kobiet, gdyż wiele tu wtrąceń, które nie wnoszą nic konkretnego do fabuły. Autorka opisuje rozterki bibliotekarki, zarówno te miłosne jak i takie w stylu "moja przyjaciółka przeprowadziła się do innego miasta", czy "ależ mam piękny salon, ale muszę poprawić tę poduszkę, bo krzywo leży". I wcale tutaj nie przesadzam. Trzeba mieć silną wolę, aby przebrnąć przez te niepotrzebne opisy i dotrwać do momentu, w którym fabuła się rozkręca. Dzieje się to około setnej strony,  ale muszę przyznać, że warto czekać.

Obok kryminału pojawia się również wątek miłosny. Jest on tym bardziej irytujący, że Aurora zdaje się nie móc zdecydować, którego z dwóch adoratorów woli. Fakt, iż ponoć wcześniej przez długi czas nie mogła sobie znaleźć żadnego potencjalnego kandydata na wybranka swego serca powoduje, że jest to jeszcze dziwniejsze. Nagle znajduje się w środku dochodzenia o morderstwo i w dodatku randkuje co drugi dzień. A czasem nawet dwa razy dziennie. Stąd, książka ta przeznaczona jest definitywnie dla kobiet, które może znajdą w bohaterce cząstkę siebie i będą potrafiły się z nią utożsamić. Bo mimo wszystko, jest to zwykła dziewczyna, jakich wiele, którą spotkały niecodzienne rzeczy.

„Prawdziwe morderstwa” to pierwsza część serii o Aurorze Teagarden. Ten intrygujący kryminał z wątkiem miłosnym spodoba się głównie żeńskiemu gronu czytelniczek. Warto przymknąć oko na początkowe powolne tempo akcji, które potem przyśpiesza, a sama książka wciąga bez reszty. Po kolejne tomy chętnie sięgnę z nadzieją, że Harris będzie lepiej prowadzić fabułę i daruje sobie niepotrzebne opisy.

Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Bibliotekarka na tropie zbrodni

piątek, 10 sierpnia 2012

#104 Opowieści praskie - zapowiedź


Tytuł: Opowieści praskie
Autor: Tomasz Bochiński
Wydawnictwo: Almaz
Stron: 237

Data wydania: 14.08.2012

Zaproszenie na spacer po warszawskiej Pradze większość z Czytelników potraktowałby zapewne jak ponury żart. A jednak warto zobaczyć jedyną dzielnicę stolicy ocalałą z wojennej pożogi. Piękne parki, wspaniałe ZOO, stadion narodowy, odrestaurowane secesyjne kamienice.

Jednak wieczorem... wieczorem proponuję, by zostali z nami jedynie ci, którzy są gotowi na ryzyko. Na Starej Pradze w okolicach bazaru Różyckiego, Brzeskiej, czy trochę dalej, na Stalowej, możemy spotkać ludzi, którzy nie będą patrzeć z sympatią na obcych. Nie lękaj się jednak, Czytelniku, będę twoim przewodnikiem. W labiryncie zaniedbanych uliczek, na podwórkach-studniach czy też w obskurnych bramach albo podejrzanych knajpach poznasz poetów, pisarzy, żołnierzy z wielu wojen, muzyków, ale także mistrzów włamu, genialnych fałszerzy, niezrównanych graczy w trzy karty. Książąt występku. Dotrzymają nam towarzystwa panie trudniące się negocjowalną miłością. 

Część napotkanych postaci nie będzie pochodzić z naszego czasu, część nie będzie nawet ludźmi. Tu już nawet ja, prażanin z dziada pradziada, nie mogę gwarantować bezpieczeństwa. Cóż, jest ryzyko, jest zabawa. Odważni proszę za mną! Skręcamy z Targowej w Ząbkowską, porzucamy nudną rzeczywistość, zanurzamy się w magicznych Szmulkach.


Ta książka o dość małej objętości bardzo mnie ciekawi. Wydawnictwo Almaz odeszło w tym wypadku od zwyczajowego wydawania SF, ale znając ich dobór pozycji można liczyć na coś bardzo dobrego. Czy ktoś również czeka, tak jak ja? Zdradzę Wam, że recenzja u mnie pojawi się wkrótce.

Moje recenzje książek wydawnictwa Almaz:
1. "Księżyc prawdopodobieństwa", Nancy Kress
2. "Przybysze z ciemności. Inwazja" Michaił Achmanow

wtorek, 7 sierpnia 2012

#103 Mroczny Rycerz powstaje - wrażenia z filmu

Trylogia Nolana to specyficzne podejście do tematu Batmana, dużo mroczniejsze, poważniejsze i nakręcone z epickim rozmachem. Po fantastycznym "Mrocznym Rycerzu" oczekiwania wszystkich były wygórowane, szczególnie mając w pamięci świetną kreację Heatha Ledgera jako Jokera. Czy obraz "The Dark Knight Rises" ("Mroczny Rycerz powstaje") sprostał tym wymaganiom? To już zależy od tego, jak bardzo były wysokie. Ale niezaprzeczalnie stanowi godne zakończenie serii.

Tym razem przeciwnikiem Batmana jest Bane - niegdyś okrutnie potraktowany, nosi na twarzy maskę, która łagodzi ból. Tak jak Joker, jest amatorem chaosu, ale z większym rozmachem. Dostaje się do Gotham i przeprowadza w mieście prawdziwą rewolucję. Uwaga, spoilery: Pozbywszy się Mrocznego rycerza i większości policji, ma niemal wolną rękę i wykorzystuje ją w niecny sposób - kładzie ręce na sponsorowanym przez Wayne Industries paliwie termojądrowym i tworzy z niego bombę. Wyspa odcięta od świata może liczyć tylko na siebie... Po prawej, jeśli nie boicie się spoilerów, macie emotikonkowe przedstawienie fabuły (klik aby powiększyć). A ci, którzy film już widzieli na pewno chociaż uśmiechną się pod nosem ;)

Muszę przyznać, że pierwsza godzina filmu (trwającego notabene 2:45 h) trochę mi się dłużyła. Dużo gadaniny, Bale jakiś taki owłosiony, Anne Hathaway nieco irytująca, a głos Bane'a spod maski zbyt głośny i świszczący. Ale już później akcja się rozkręca, Bruce Wayne w końcu się goli, "kotka" rzadziej się pojawia i zaczynają nas zaskakiwać pierwsze zwroty akcji. A będzie ich trochę... Wszystko oczywiście zmierza do "wybuchowego" finału...

The Dark Knight Rises
Czy reżyser w pełni spełnił pokładane w nim nadzieje? Według mnie tak. Nastawiłam się na emocjonujący film, który mnie wciągnie, wzruszy, zaskoczy i będzie mi się go dobrze oglądać. Malkontentom na pewno nie spodoba się, że Gotham jest nieco mniej mroczne. Słyszałam również narzekania na grę aktorów, w mojej opinii zupełnie nietrafione. Wszyscy zagrali równie dobrze, nawet Anne Hathaway, która z początku wydawała mi się niedopasowana do roli Seliny. Nolan szczególnie przypodobał sobie Josepha Gordona-Lewitta (zagrał także w Incepcji, zresztą podobnie jak grający Bane'a Tom Hardy), a temu aktorowi nie sposób odmówić uroku i talentu.

"The Dark Knight Rises" to obraz, który podzielił publiczność (prawie jak Prometeusz, nieprawdaż?). Stało się tak dlatego, że Heath Ledger wspaniale wykreował Jokera, a i "Mroczny Rycerz" był niemal arcydziełem. Zatem poprzeczka zawieszona była bardzo wysoko. Mnie oglądało się go świetnie. Muzyka autorstwa Hansa Zimmera jak zwykle stworzyła niezapomniany klimat, mimo że trochę mniej mroczny. Film na pewno Wam się spodoba, jeśli nie będziecie od niego oczekiwali nie-wiadomo-czego, a po prostu odprężycie się w fotelu i pozwolicie Nolanowi, Bale'owi, Oldmanowi, Hathaway, Cotillard, Freemanowi, Gordon-Levittowi i Hardy'emu zabrać się w podróż do świata Mrocznego Rycerza po raz ostatni.

Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Jonathan Nolan, Christopher Nolan
Muzyka: Hans Zimmer
Zdjęcia: Wally Pfister


Obsada:
Christian Bale
Gary Oldman
Tom Hardy
Joseph Gordon-Levitt
Anne Hathaway
Marion Cotillard
Morgan Freeman i inni

Data premiery (Polska): 27 lipca 2012

A tutaj macie zwiastun:


Widzieliście? A może macie zamiar się wybrać?

sobota, 4 sierpnia 2012

#102 Podsumowanie lipca

Lipiec był dla mnie książkowo średni, w porównaniu do zwykłych, niewakacyjnych miesięcy, w których jednak trzeba robić coś na studia. Wprawdzie miałam praktyki, ale zdalne, więc czasu na czytanie (szczególnie rano i wieczorem) było sporo, w teorii. W praktyce jednak jest jeszcze dużo innych rzeczy do roboty w wakacje, dlatego wynik jest raczej marny...

I tak, przeczytałam 6 książek o łącznej ilości stron wynoszącej 2304, czyli jedyne 74 strony/dzień.

1. C. S. Friedman, "Uczta dusz" 8/10
2. Ole Tornberg, "Krzyk pod wodą" 7/10
3. Orson Scott Card, "Zaginione wrota" 8/10
4. Michael Grant, "Gone: Zniknęli. Faza piąta: Ciemność" 8/10
5. Charlaine Harris, "Prawdziwe morderstwa" 7/10
6. Orson Scott Card, "Dzieci Ziemi" 7/10

Do tego pojawiło się również omówienie lipcowej Nowej Fantastyki, w kinie obejrzałam "Prometeusza" i "Mroczny rycerz powstaje" (wrażenia wkrótce). Zorganizowałam także jeden konkurs, który niestety musiałam odwołać. Niedługo powtórka :)

W tym miesiącu w planach stosik, ponowna odsłona konkursu oraz recenzje:
- Charlaine Harris, "Prawdziwe morderstwa"
- Aleksandar Tasic, "Zakon smoka"
- Krzysztof Gonciarz, "Wybuchające beczki - zrozumieć gry wideo"

A także notki dotyczące:
- Nowej Fantastyki 8/2012
- Filmu "Mroczny rycerz powstaje"

Na pewno pojawią się jeszcze jakieś inne recenzje, ale dobór lektur będzie spontaniczny, więc na razie nic nie gwarantuję :P

A jakie są Wasze plany na sierpień i jak minął Wam lipiec?

czwartek, 2 sierpnia 2012

#101 Dzieci Ziemi - recenzja

Tytuł: Dzieci Ziemi
Autor: Orson Scott Card
Seria: Powrót do domu (Tom 5 i ostatni)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Stron: 376

Moja ocena: 7/10









Orsona Scotta Carda fanom fantastyki nie trzeba przedstawiać. Autor kultowej Sagi o Enderze, czy powieści dla młodzieży „Tropiciel” i „Zaginione wrota” w swoim czasie popełnił także serię „Powrót do domu”. Dopiero w tym roku w Polsce po raz pierwszy ukazała się jej ostatnia część, która zamyka pięciotomową podróż ludzkości z planety Harmonia na Ziemię nadzorowaną przez superkomputer, Nadduszę. W jakim stylu kończy się nasza przygoda?

Na Ziemi nie został już nikt z dawnej grupy przybyszów z Harmonii. Jedynie Shedemei, którą przed starzeniem powstrzymuje powłoka gwiezdnego sternika oraz długoletnia hibernacja, wraz z Nadduszą, patrolują z wysoka glob. Zastanawiają się, gdzie podziewa się Opiekunka, na której wezwanie niegdyś odpowiedzieli, i jaki jest jej plan. Bo do tego, że go ma, nie ma żadnych wątpliwości. Ludzie na planecie, żyjący wśród aniołów i kopaczy, zaczynają doznawać prawdziwych snów, których głównym przekazem jest jedno – zjednoczenie trzech nacji. Śródludzie jednakże niechętnie pozbędą się swoich ziemnych niewolników, a życie obok nich byłoby udręką. Opiekunka nie będzie miała prostej roboty szczególnie, że załoga „Basiliki” krzyżując jej plany z orbity, chce wymusić jakąkolwiek bezpośrednią reakcję.

„Dzieci Ziemi” pokazują, jak daleko serii „Powrót do domu” jest do etykietki oznaczonej science fiction. Card skupiał się na społeczeństwach i zmianach w nich zachodzących, aczkolwiek fantastyka naukowa zawsze była obok. Dopiero w tym ostatnim tomie można zauważyć, że technika była jedynie tłem dla wydarzeń, które miały decydujące znaczenie w ukazaniu przemian ludzkości. Kosmiczne wyprawy, zaawansowane technologie, a nawet komputer, Naddusza, były tylko pretekstem do pokazania powrotu marnotrawnych synów do domu. I właśnie tak należy traktować ten cykl – nie jako sagę science fiction, lecz jako studium psychologii pojedynczych jednostek, a także całych narodów, społeczeństw.

Ostatni tom cyklu powinien zamykać wątki, ale też je wyjaśniać. Tutaj Card mnie rozczarował i podejrzewam, że trochę oszukani poczują się i inni czytelnicy i fani serii. Zabrakło puenty, podsumowania i chociażby zakreślenia dalszych losów nowych mieszkańców Ziemi. Jedynie geneza Opiekunki ma jakiś sens, aczkolwiek jest on zbyt głęboki i nieuchwytny. Możemy się tylko domyślać, w jakim kierunku potoczą się losy ludzkości, a także aniołów i kopaczy. Autor uciskaniu tych ostatnich poświęcił wiele miejsca, ale zabrakło tu spojrzenia z szerszej perspektywy na wspólne życie tak różnych ras. 

Z początku lektura była dla mnie naprawdę trudna, ze względu na mnóstwo nowych bohaterów, których genezę imion autor objaśnił we wstępie książki. Ironicznie, wprowadził tym samym jeszcze więcej zamieszania, wzbudzając niechęć. Niestety, nie spotkamy tu nikogo znanego wcześniej, oprócz Shedemei, ale pojawiają się oni w legendach krążących wśród mieszkańców, a ich imiona służą do nazywania miejsc geograficznych. Mimo to, nie przyzwyczajałam się do nowych bohaterów długo. Card poświęca im wiele miejsca, rozbudowując ich i uzasadniając wszystkie przemiany w nich zachodzące. I tak mamy tu historię potomków króla, którzy zaprzyjaźniają się z Akmą, niegdyś sponiewieranym chłopcem. Głoszą oni nową religię, w której Opiekun jest tylko mrzonką, a kopacze to niegodne, okropne stworzenia, których miejsce jest daleko poza granicami państwa ludzi i aniołów. 

Fabuła w książce służy głównie do pokazania przemian w społeczeństwach na Ziemi, a także celów działań Opiekunki. Chociaż z zapartym tchem śledzimy powstającą nową religię, reakcje ludzi oraz posunięcia Nadduszy i Shedemei, brakuje tu zakończenia godnego całości serii. Owszem, wszystko rozpoczęte w tym tomie, także się w nim kończy, lecz jako ostatnia część cyklu, „Dzieci Ziemi” powinny także zamykać i wyjaśniać szersze aspekty, poruszane przez wszystkie księgi. Gdyby powstała kolejna książka należąca do „Powrotu do domu”, do tej nie miałabym żadnych zastrzeżeń – czytało się ją szybko, akcja płynie wartko, a przemiany społeczne przedstawione zostały ciekawie i wiarygodnie. Niestety, nie będzie już kolejnych części, dlatego po ukończonej lekturze zostaje ogromny niedosyt.

Za książkę dziękuję panu Marcinowi i wydawnictwu Prószyński i S-ka