środa, 30 listopada 2011

#47 Podboje sukuba - recenzja

Tytuł: Podboje sukuba
Autor: Richelle Mead
Wydawictwo: Amber
Rok wydania: 2010
Ocena: 7/10












„Podboje sukuba” to druga część serii amerykańskiej autorki, Richelle Mead. Po debiutanckiej „Melancholii sukuba” istoty te weszły do współczesnego kanonu stworzeń paranormalnych. Pisarka nie tylko przetarła drogę nowemu gatunkowi, który od tamtej pory często spotkamy w innych powieściach tego typu, ale przygody seksownej i uwodzicielskiej Georginy wychodzą ponad poziom, stanowiąc pierwszorzędną rozrywkę dla dorosłych.

Powieść  kontynuuje wątki z poprzedniej części i wymaga jej znajomości do pełnego zrozumienia perypetii Georginy Kincaid i jej znajomych. Do starego grona dołącza Bastien – przyjaciel głównej bohaterki, który w społeczeństwie aniołów i demonów stanowi jej męski odpowiednik – uwodzi kobiety i to im zabiera energię życiową. Wraz ze swoim pojawieniem wywołuje w Georginie falę wspomnień z poprzednich lat bycia sukubem, ale także z życia jako śmiertelniczka. Jej związek z Sethem jest nieokreślony, gdyż każda chwila seksualnego zbliżenia pozbawiłaby go ładnych paru lat życia. Na dodatek sama dziewczyna nie jest pewna, czy to już miłość i czy uda jej się żyć w tak pokręcony sposób. Jakby tego było mało, na głowę zwala jej się kolejny problem – członkowie zaprzyjaźnionego zespołu niespodziewanie osiągają szczyty popularności. Przypadek, czy może maczał w tym palce nieśmiertelny?

Wykreowane przez Mead postacie szybko zdobywają sympatię czytelnika.  W odróżnieniu do „Melancholii sukuba” tutaj Georgina pokazuje, iż poza tym, że jest sukubem, jest także normalną dziewczyną, która poniekąd żałuje swoich dawnych wyborów. Będąc w związku z facetem, którego nie może bezkarnie dotknąć, musi jednocześnie się „pożywiać” na innych mężczyznach, pielęgnując swoją pozycję w piekielnym półświatku. Trzy główne wątki z osobnikami płci męskiej w roli głównej przeplatają się w życiu Georginy . Po jednej stronie mamy właśnie Setha, z drugiej zaś stoi dawny przyjaciel, który prosi ją o przysługę, a w księgarni, w której dziewczyna pracuje, dzieje się coś niedobrego z jej kolegą po fachu.

Relacje niebo-piekło od początku serii były kontrowersyjne ze względu na jawną współpracę istot dobrych i złych oraz ich sprzysiężenie przeciwko chaotycznym mieszańcom, którzy zakłócają dawno ustalone granice. Tym razem bardziej przyziemne sprawy wyszły na pierwszy plan, chociaż demony i anioły nie potrafią się powstrzymać przed maczaniem swoich palców w życiach śmiertelników. Wizja autorki może nie jest zbyt oryginalna, za to wykreowana została w ujmujący sposób, sprawiając, że nawet rezydenci piekieł wydają się być całkiem w porządku.

Niemal każda strona książki wypełniona jest po brzegi akcją i nie sposób się nudzić czytając ją. Minusem jest jej objętość – niecałe 300 stron mija w oka mgnieniu. Richelle Mead udowadnia, że potrafi pisać lekko, a zarazem z polotem, a jej literackie pomysły nie kończą się na młodzieżowych historiach o wampirach. Przeciwnie, przez karty powieści wręcz przebija napięcie seksualne, a sceny erotyczne pojawiają się parokrotnie. W kolejnych częściach autorka zapewne pójdzie dalej w tę stronę. Do tej pory w Polsce wydano pięć tomów, a światowa premiera szóstego planowana jest na styczeń 2012 roku. 

Obie najsłynniejsze serie Mead powstawały mniej więcej w tym samym okresie. W przeciwieństwie do „Akademii Wampirów” cykl o Georginie Kincaid nie jest powieścią młodzieżową, choć również należy do gatunku paranormal romance. Jest to literatura stricte rozrywkowa, idealna na leniwy jesienno-zimowy wieczór.

środa, 16 listopada 2011

#46 Stosik nie-fantastyczny (prawie)

Niby niedawno jakiś stos był, a tu już kolejny mi się zrobił. Otaczają mnie góry książek, seriously. Ja nie wiem kiedy ja to przeczytam, ale ślinka mi cieknie jak tylko na nie patrzę ;] Tym razem, dla odmiany, uzbierał mi się stosik kryminalny, a nie fantastyczny. Jedynie Clarke się przemycił ;)


 Leżące (od góry):
1. Reginald Hill, "Dalziel & Pascoe. Ścięte głowy" - prezent za tysięczny komentarz na blogu Viv ;) (ta śliczna zakładka na dole to jej dzieło!)
2. Gordon Reece, "Myszy i koty" - wygrana w konkursie na Gildii. Siostra już czytała i poleca.
3. Arthur C. Clarke "Spotkanie z Ramą" - kompletowania Clarke'a ciąg dalszy. Prezent urodzinowy od siostry :)
4. Jose Carlos Somoza, "Przynęta" - do recenzji od kobieta20.pl. Teraz czytam i na razie jestem zachwycona.
5. Alex Kava, "Kolekcjoner" - bardzo lubię tę autorkę :)

Na stojąco:
6. Harlan Coben, "Mystifkacja"
7. Harlan Coben, "Zaginiona"
Nie wiem jakim cudem jeszcze nie przeczytałam tych książek, uwielbiam Cobena. Czas nadrobić zaległości, bo w księgarni już kolejne jego powieści czekają...

Miał być stosik urodzinowy, a wyszło jak wyszło - tylko jeden prezent się uchował. Ale nic straconego, za parę dni kolejny stos - tym razem w większości urodzinowy, za to w pełni fantastyczny (a nawet głównie fantastyczno-naukowy :D). Niedługo przerwę swoją serię recenzji książek sci-fi, ale nie na długo ;)
Stay tuned.

poniedziałek, 14 listopada 2011

#45 EVE. Era empireum - recenzja

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2011
Stron: 592












Gry MMORPG niezmiennie cieszą się dużą popularnością wśród nastoletnich (i nie tylko) graczy. Rozbudowane światy, wielka swoboda decyzji i kontakt z innymi amatorami spędzania czasu online to jedne z wielu rzeczy, które je określają i przyciągają do siebie ludzi. Nie inaczej jest w EVE, w jej przypadku dodatkową zachętą jest miejsce akcji – rozległy wszechświat, który daje nieskończone wręcz możliwości. Kto nie zagrał, nigdy się nie dowie, jak unikalne jest to doświadczenie. Doświadczenie, które Tony Gonzales spróbował przedstawić na kartach książki „EVE. Era Empireum”. 

Ludzie dawno temu opuścili Ziemię. Zasiedlili wiele planet odległych od niej o miliony lat świetlnych. Podzieleni na potężne frakcje stoją w obliczu katastrofy - w Nowym Edenie nastał kres pokoju. Gdy parę jednostek chce osiągnąć absolutną władzę i poddanie innych, wielkie nacje zaczynają mieć problemy z utrzymaniem chwiejnej równowagi. Tibus Heth, kierowany przez tajemniczego Brokera, obala wielkie korporacje, a klon Falke’a Grange’a przeżywa zamach na swoje życie, lecz zarazem traci pamięć. Plany wielkich osobistości padają niczym domek z kart, naprzeciwko buntownikom wychodzą jednak ci, którym zależy na losach świata. W tę skomplikowaną sytuację mimowolnie zostają wplątani zwykli obywatele, których przeżycie zależy od prawidłowych wyborów i szczęśliwych zrządzeń losu.

Fabuła książki dzieli się na rząd głównych wątków, z których każdy jest równie ważny. Nie mamy tu tak zwanego głównego bohatera, ale wiele postaci mniej lub bardziej znaczących. Choć ich imiona potrafią się mylić, na niemal sześciuset stronach, autor zdołał nadać im osobowość i zapewnić sympatię (lub antypatię) czytelnika. Śledzimy ich losy, dowiadując się przy tym o tak różnych kulturach wszystkich frakcji, poznając cywilizacje i ich religie, obserwując rozwijające się procesy społeczne. Akcji niczym z filmów sensacyjnych znajdziemy tu jak na lekarstwo. To właśnie na ukazanie tych przemian i ludzkich pragnień postawił Gonzales. Niejednokrotnie zmusi czytelnika do chwili namysłu nad istotą klonowania, intensywnego zbrojenia, niewolnictwa, czy nierówności społecznych.

Nie zawsze do końca czuć, że akcja dzieje się w odległej przyszłości, w głębokim kosmosie. Wszystkie technologiczne nowinki, które pojawiają się w powieści są traktowane nieco po macoszemu, bez wgłębiania się w szczegóły i tajniki ich działania. W niektórych przypadkach wysoce rozwinięta technika traktowana jest wręcz jako magia – tajemnicza i niemożliwa do poznania. Jednocześnie poprzez płynny styl autora powyższe mankamenty nie wydają się być wadą. Lektura płynie szybko i bezboleśnie, rzadko tylko przyprawiając o zawrót głowy, wspomnianym przeze mnie wyżej natłokiem nazwisk.

Pierwszą rzeczą, która zwraca uwagę w przypadku tej książki jest jej wygląd zewnętrzny. Większy niż normalnie format, wiele stron i przejrzyste litery zapowiadają długą, acz emocjonującą lekturę. Gabaryty nie sprzyjają noszeniu jej w torebce, a i liczba znaków na stronę jest większa niż w innych powieściach, przez co czas czytania znacząco się wydłuża. Miłym elementem są oznaczenia rozdziałów według symbolu nacji, której losy zostają aktualnie przedstawione. Najbardziej brakowało mi mapki   wpływów lub jakiegokolwiek przedstawienia wszystkich frakcji. Autor uparcie skraca ich nazwy do form władzy jakie w nich panują, czym dodatkowo spowalnia czytanie.

Choć „Era Empireum” to książka powstała na bazie MMORPG, by w pełni zrozumieć i cieszyć się lekturą, nie trzeba być zatwardziałym graczem. Jest to z pewnością pewien sposób promocji gry, za którą niestety trzeba płacić. Gdyby nie moja silna wola i chroniczny brak czasu książka ta zachęciłaby mnie do zagrania w grę, która zapowiada się wybitnie interesująco. Po odpaleniu 14-dniowej darmowej wersji demo mam ochotę na więcej, czego zasługa na pewno po części leży w powieści Gonzalesa.  

Książka osiąga swój cel – zachęca do kupienia EVE Online, a zarazem zapewnia ambitną rozrywkę z wysokiej półki. Nie jest to space opera, prędzej typowa powieść science-fiction, w której autor poprzez ukazanie przyszłości komentuje obecne wydarzenia. Jest ona idealnym uzupełnieniem, a także wprowadzeniem do świata EVE. Zadowoli zarówno czytelników nie zainteresowanych grą, jak i jej miłośników.

Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję

piątek, 11 listopada 2011

#44 Statki Ziemi - recenzja

Tytuł: Statki Ziemi
Autor: Orson Scott Card
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Seria: Powrót do domu (Tom 3)












Orson Scott Card to autor znany przede wszystkim z Sagi o Enderze. Wierniejszym fanom nieobcy jest jego cykl „Powrót do domu”. Z pewnością więc ucieszy ich wieść o wydaniu trzeciego już tomu serii, który w Polsce ukazał się po raz pierwszy.

W „Pamięci Ziemi” i „Wezwaniu Ziemi” poznajemy Nadduszę – superinteligentny komputer, który czuwa nad mieszkańcami Harmonii, aby nigdy nie wpadli na katastrofalne w skutkach myśli, tak jak ich przodkowie na Ziemi. Po 40 milionach lat maszyna zaczyna szwankować, podejmuje więc decyzję o sprowadzeniu grupki ludzi na ich macierzystą planetę. Długi proces zdobywania zaufania mieszkańców Basilici, a także przygotowywania wybrańców do wyprawy dobiegł końca wraz z najazdem wrogiego generała. Szesnaścioro osób, w większości rzuconych na pastwę pustyni wbrew swojej woli, czeka długa podróż, podczas której będą musieli nauczyć się współpracy i pokory wobec bezlitosnych praw natury.

Naddusza dwoi się i troi, aby wszystko poszło po jej myśli. Ludzie jednak na każdym kroku zaskakują ją swoją inwencją, zazdrością i zapatrzeniem w siebie. Zadanie jej przeznaczone okazuje się być jeszcze trudniejsze, a jego pomyślne zakończenie nie raz stanie pod znakiem zapytania. To właśnie na portretach psychologicznych postaci autor skupił się najbardziej. Każdą stara się opisać i przeznaczyć jej choć mały fragment powieści, a ich kreacja stoi na naprawdę wysokim poziomie. Niektóre z nich znamy już z poprzednich części. Siostry Sevet i Kokor miały swoje pięć minut w ostatnim tomie, więc tym razem to ich mężowie wychodzą z cienia. Zapamiętanie imion szesnastu podróżników nie będzie trudnym wyzwaniem, lecz Card utrudnia je nam jak może. Na odległą o tysiące lat świetlnych Ziemię dotrą potomkowie głównych bohaterów, więc podczas podróży drużyna wędrowców systematycznie się rozrasta, dodając nam mnóstwo nowych imion i koneksji rodzinnych.

Sama podróż jest naprawdę trudnym wyzwaniem dla tych, których na wyprawę nie przywiódł głos Nadduszy. Niektórym trudno będzie przestawić się z panującej w Basilice zasady zawierania kontraktu małżeńskiego na rok – na pustyni taki związek ma trwać całe życie. Choć wszystkie postępowania postaci są racjonalnie wytłumaczone, podparte jej historią i opisem charakteru, nie tego szukamy u Carda. Brakuje tu rozmachu znanego z „Gry Endera”, szybkiej akcji i wielowątkowej fabuły. Jedna rzecz wciąż pozostaje nieznana i niezmiennie intryguje czytelnika – co znajdziemy na Ziemi? Jaki okaże się jej Opiekun? Czy naprawa Nadduszy powstrzyma mieszkańców Harmonii przed samozagładą?

Opisy codziennego życia i „zaglądanie” do głów bohaterów zamazują nam główny wątek cyklu. Niestety, ale na podróż na ziemię musimy poczekać do kolejnego tomu. Myślę, że Card w tej powieści nadwyręża cierpliwość swoich czytelników. „Statki Ziemi” jako środkowa część serii wydają się być wciąż wstępem do właściwych wydarzeń, co do których istoty w pewnym momencie zwątpiłam. Sam moment kulminacyjny możemy znaleźć na ostatnich kartach książki, co z pewnością jest mało satysfakcjonujące. Obok „fiction” stanowczo brakuje tu „science”. Naddusza, choć jest komputerem, wydaje się być niemalże Bogiem, wtapiając się w pustynny klimat Harmonii. Podróż z Basilici na Ziemię, trwająca przez trzy tomy, nadal nie wyszła poza planetę, a na kolejny tom zapewne przyjdzie nam trochę poczekać…

Po „Statkach Ziemi” spodziewałam się czegoś nieco innego. Choć nadal świetnie napisana i wciągająca, nie jest to powieść na miarę środka cyklu – dzieje się tu stanowczo za mało. Cała historia jednakże jest niesamowicie intrygująca i możemy być pewni, że Card nas czymś zaskoczy. Następny tom na pewno zagości na mojej półce - zachęcam do tego także i was.

Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 

 Link do recenzji w serwisie: Zaburzona Harmonia

czwartek, 3 listopada 2011

#43 Wielka Inwersja - recenzja

Tytuł: Wielka Inwersja
Autor: Catherino Asaro
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok wydania: 2011













Wśród nowości na półkach księgarni ciężko znaleźć coś wartościowego. A jednak, obok ton paranormali uchowała się książka wydawnictwa Fabryka Słów. Ta perełka to męska powieść science-fiction z babskiego punktu widzenia.

Ludzkość w kosmosie podzielona jest na trzy frakcje: ziemski Sojusz, imperium Skoliańskie oraz Eubian, zwanych potocznie Handlarzami. Sauscony to jugernautka. Choć teoretycznie we wszechświecie panuje pokój, w praktyce obdarzeni bioimplantami piloci superinteligentnych myśliwców kosmicznych, starają się bronić ludność mniejszych planet przed żądnym krwi i bezlitosnym cesarzem Eubian. Nie można powiedzieć, że życie płynie monotonnie, gdy podróżuje się z ponadświetlną prędkością i walczy śmiercionośną bronią. Jednak pozorny spokój kobiety zostaje zaburzony, najpierw przez postanowienie ożenku, a później spotkanie wrogiego następcy tronu.

„Wielka Inwersja” to nie typowa powieść science-fiction. Choć znajdziemy tutaj wszystkie cechy charakterystyczne dla tego gatunku, nie zabraknie nam przygód niczym ze space opery, wzruszeń, ani romansów. Choć niektóre zwroty fabuły można przewidzieć, historia Sauscony porusza i dostarcza emocji godnych najlepszych filmów sensacyjnych. Napisana we wspaniałym stylu, bezbłędnie trafiła w mój gust. Mamy tu wszystko, czego chciałby od książki czytelnik literatury fantastycznonaukowej: odległe światy, zaawansowaną technologię, cuda przestrzeni kosmicznej. Wszystko to dopracowane do najmniejszych szczegółów i potraktowane na równi z opowiadaną historią. Akcja rzadko zwalnia, nie raz jej zwroty nas zaskoczą, a wątki miłosne i przygodowe znakomicie się ze sobą przeplatają.

Jednakże fabuła to nie wszystko, Catherine Asaro wymyśliła sobie świetnych bohaterów. Sauscony jest męska w walce i kobieca poza nią. Przez swoje bioimplanty czuje emocje otaczających ją ludzi, co sprawia, że i jej uczucia zyskują na intensywności. Jako jedna z ewentualnych następców tronu żyje na krawędzi, by udowodnić przydatność swojemu ludowi. Będąc jugernautą potrafi połączyć się umysłem z systemem sztucznej inteligencji w swoim pojeździe i, wykorzystując zjawisko tytułowej inwersji, podróżować z nadświetlną prędkością. W trakcie książki poznajemy jej mocne i słabe strony, aczkolwiek jedno jest nam wiadome na pewno: Sauscony niemal z każdej sytuacji wyjdzie obronną ręką. Otaczający ją ludzie są równie intrygujący. Każdy bohater ma swoją rolę do zagrania i na pewno prędzej czy później czymś nas zaskoczy.

Fanom autorów typowych utworów science-fiction, którym zależy na przedstawieniu pewnej filozofii, jakiejś wizji świata, aniżeli zaprezentowania ciekawej fabuły, „Wielka Inwersja” niekoniecznie przypadnie do gustu. Mi zabrakło trochę historii całej wyprawy ludzkości w kosmos, opisania, w jaki sposób zaczęła się powolna jego eksploracja i zasiedlanie kolejnych planet. Okazuje się jednak, że za granicą seria Catherine Asaro liczy już… trzynaście tomów! Możemy być więc pewni, że i na historię pierwszych podróży międzygwiezdnych znajdzie się w nich miejsce.

Mało jest książek, które łączą jednocześnie moje ukochane science-fiction z niesamowitą fabułą, akcją i postaciami. „Wielka inwersja” to piękna historia osadzona w fascynującym wszechświecie i napisana w świetnym stylu. Mam nadzieję, że ogarniająca po lekturze książki nieprzemożna chęć natychmiastowego sięgnięcia po kolejne tomy zostanie jak najszybciej zaspokojona przez Fabrykę Słów. Czy naprawdę potrzeba lepszej rekomendacji?


Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 

 Link do recenzji w serwisie: Kobieta w kosmosie