wtorek, 26 czerwca 2012

#90 Player one - recenzja

Tytuł: Player one
Autor: Ernest Cline
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2012
Stron: 416

Moja ocena: 9/10










„Player one” Ernesta Cline’a wpisuje się w nurt książek zawierających motyw gier komputerowych. „Hyperversum”, „Kroniki awatarów”, czy „Erebus” to tytuły, które próbują podjąć ten temat, aczkolwiek nie zawsze im się to udaje. Książki ze wzniosłymi rekomendacjami na okładce w stylu „Najlepsza powieść science fiction 2011” zawsze wzbudzają słuszny sceptycyzm. Jednakże w przypadku „Player one” w pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem, a jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego – sprawdźcie poniżej.

Graczy na pewno ucieszy informacja, że w 2044 roku cały świat gra w jedno darmowe MMORPG (grę fabularną online) Oasis, o niewiarygodnej grafice, pozwalającej na najwyższy stopień wciągnięcia. Do minimalnej interakcji potrzebny jest sprzęt na oczy i ręce, a także spokojne miejsce, w którym można zalogować się do gry. Z tym ostatnim ciężko jest szczególnie dla Wade’a, nastolatka, żyjącego w stosie – górze przyczep, pełnych uchodźców. Świat wokół podupadł i chyli się ku zagładzie, a światełko nadziei milionom ludzi zaoferował James Halliday, który niegdyś dał im równoległą rzeczywistość w postaci Oasis. Teraz otrzymali od niego nowy cel życia w postaci wielkanocnego jaja, konkursu, w którym do wygrania jest cała fortuna w spadku po geniuszu. Pierwszy krok na drodze do zwycięstwa postawił właśnie Wade, pięć lat później. A świat oszalał.
„Kiedy wokół wszystko się wali, a my możemy porozmawiać tylko ze swoim zarządcą systemowym w komputerze, to wiadomo, że spieprzyliśmy sobie życie.”
Wizja przyszłości Ernesta Cline’a jest pesymistyczna. Chociaż jest to niewiarygodne, łatwo mi wyobrazić sobie, jak wszyscy wokół stopniowo zaczynają tracić ochotę do życia, powoli przenosząc się do wirtualnej rzeczywistości Oasis. Tam każdy może być kim chce, stworzyć postać na swoje podobieństwo lub wręcz przeciwnie. Granice się zacierają i w ogromnym świecie, pełnym nieograniczonych możliwości wydaje się być lepiej niż w realu, gdzie bieda i głód zaglądają w oczy ze wszystkich stron. Któż z nas nie wybrałby tego potencjalnie lepszego świata? Pisarz przedstawia nam twór Hallidaya równocześnie jako zbawienie i zgubę ludzkości. Chociaż w 2044 roku nadal mamy Youtube’a, a postęp technologiczny jest ogromny, powinniśmy starać się, żeby na Ziemi nadal istniała chęć do życia.

Świat Oasis i wielkanocne jajo jego autora to pomysł genialny, także w swojej formie. Usatysfakcjonuje on szczególnie fanów gier komputerowych, ale także pasjonatów lat 80. Książka stanowi swoisty hymn pochwalny na ich część. Jeżeli ktoś lubi te czasy lub się nimi interesuje, to bardzo szybko odnajdzie się w realiach książki i wyłapie wszystkie smaczki i zagrywki słowne, których Cline umieścił naprawdę wiele. Cały konkurs polega na odszyfrowaniu zagadek, które Halliday powiązał ze swoim ukochanym dziesięcioleciem. Wraz z Wadem poznajemy losy powstawania pierwszych komputerów i gier, fantastyczne seriale i filmy z tamtych lat, a także muzykę. Nigdy mnie to szczególnie nie fascynowało, aż do teraz. Żałuję, że nie poznałam tamtych czasów, a czytelnicy, którzy je pamiętają na pewno będą świetnie się bawić, odkrywając ponownie swoje dzieciństwo. Jedynymi mankamentami, które mnie rozpraszały było tłumaczenie skrótów związanych z grami (NPC, PVP) jednakże jeśli ktoś nie grał nigdy w MMORPG, nie będzie mu to przeszkadzać.

„Player one” łączy w sobie science fiction z niezwykle emocjonującym thrillerem. Wade wraz z przyjaciółmi, poznanymi w wirtualnym świecie, musi podjąć wyzwanie i nie dać wygrać grupie Szóstek – ludzi, którym zależy na zwycięstwie, aby przejąć świat Oasis i uczynić go komercyjnym piekłem. Z ogromnym zapleczem pracowników i pieniędzy stanowią bardzo groźnego wroga, który nie powstrzyma się nawet przed morderstwem w rzeczywistym świecie. Do końca książki nie jesteśmy pewni, czy głównemu bohaterowi uda się ich pokonać, jednakże gorąco mu kibicujemy. Jest on postacią całkowicie z krwi i kości, którą Cline przedstawił w wiarygodny sposób. Śledzimy jego wzloty i upadki, wraz z nim dochodząc powoli do emocjonującego finału.

Ernest Cline stworzył przyszłość, w której świat nie jest przyjaznym miejscem, a ludzie uciekają do wirtualnej rzeczywistości, pełnej nieograniczonych możliwości. Wraz z Wadem przeżyjemy niezapomnianą przygodę będąc równocześnie w dwóch miejscach i czasach na raz – na Ziemi i w Oasis, w 2044 roku i w latach 80. Tytuł „najlepszej powieści science fiction 2011” jak najbardziej należy się tej powieści i po prostu trzeba ją poznać! 

Książka została przekazana od serwisu Secretum za co serdecznie dziękuję.

środa, 20 czerwca 2012

#89 BZRK - recenzja

Tytuł: BZRK
Autor: Michael Grant
Seria: BZRK (Tom 1)
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2012
Stron: 352

Moja ocena: 8/10









Myślimy, że wiemy, jak wygląda świat. Sądzimy, że widzimy wystarczająco wiele, by powiedzieć, że znamy jego naturę i budowę. Weźmy na przykład ludzkie ciało. Wydaje nam się, że jest ono złożone z wielu skomplikowanych części, ale poznaliśmy je już dogłębnie i nic w nich nie mogłoby nas zaskoczyć. W książce M. Granta do akcji wkracza nanotechnologia i cząstki tak małe, że potrzeba mikroskopu, by je zobaczyć. Możliwe, że znajdują się teraz w Twoim oku. I walczą o przetrwanie.

Michael Grant to autor znany z ciepło przyjętej w Polsce i na świecie, serii dla młodzieży "Gone: Zniknęli". Niemal z miesięcznym odstępem różne wydawnictwa podjęły się wydania dwóch książek Australijczyka: piątej części wspomnianego wyżej cyklu oraz pierwszego tomu nowej serii - "BZRK". Tym razem pisarz przenosi nas do całkowicie nowego świata, a jednocześnie tak dobrze nam znanego. Choć wydaje nam się, że znamy własne ciało, poznamy je z nowej perspektywy. Tym bardziej przerażającej, bo prawdziwej.

Sadie i Noah to dwójka dzieciaków, które spotkały się w najgorszych momentach swojego życia. Ona straciła ojca miliardera i brata, zostając sama na świecie. On obserwuje powolne staczanie się swojego starszego brata w otchłań szaleństwa. Nagle i brutalnie zostają wrzuceni w sam środek śmiertelnie groźnej walki, której akcja dzieje się w świecie nano - niedostępnym dla gołego oka. BZRK, czyli organizacja, do której oboje trafiają, to akurat "ci dobrzy". Bazując na pomyśle ojca Sadie, członkowie posiadają bioty - stworzenia, które są integralną, biologiczną częścią swojego właściciela, uzupełnieniem o nowoczesną technologię. Po drugiej stronie znajdują się bracia Armstrongowie, twór straszliwej matki natury, która zamknęła dwie osoby w jednym ciele. Możliwe ze względu właśnie na swoją deformację, chcą oni pozbawić ludzi wolnego wyboru i zmienić świat według własnego uznania. Aby to osiągnąć, przy pomocy zespołu uzdolnionych młodych ludzi, którzy kierują nanobotami, chcą przejąć umysły najważniejszych ludzi świata, a nasi główni bohaterowie muszą im w tym przeszkodzić.
"Jesteś środowiskiem, światem. Planetą zamieszkaną przez formy życia bardziej obce niż cokolwiek stworzonego przez science fiction."
Przez dużą część książki obserwujemy świat z punktu widzenia biotów i nanobotów. Całe nasze ciało jest ekosystemem, w którym żyją bakterie i zarazki, występują nieprzebyte pustynie skóry, lasy włosów, a wspomnienia w mózgu to kwestia odpowiedniego dopasowania dróg neuronów. Nanotechnologia to trzeci bohater książki, możliwe, że najważniejszy. Pisarz nie wybiega za daleko w przyszłość - wszak ta technologia już obecnie jest w powszechnym zastosowaniu w pewnych dziedzinach nauki, jednakże połączenie człowieka i biota to w pełni science fiction i, ze względu na przedstawione w "BZRK" możliwości, módlmy się, by tak zostało.

Grant w niesamowicie plastyczny sposób przedstawia nam nasze ciało, które, zdawałoby się, znamy tak dobrze. Jednakże po przeczytaniu jego soczystych opisów można nabawić się do niego swoistego wstrętu. Dla czytelników serii "Gone. Zniknęli" bezpośredniość i występująca w książce brutalność nie będzie zaskoczeniem. Jak na autora książek dla nastolatków cechuje go odwaga - zarówno w słownictwie bohaterów, jak i w wydarzeniach, które się rozgrywają na kartach powieści. Starcia, zarówno w "realu" jak i w nano, są śmiertelnie groźne. Momenty spokojniejsze, w których śledzimy głównie poczynania Sadie i Noaha również wyróżnia dobitność - wbrew pozorom, tych dwoje nie połączy od razu namiętna miłość, ich postacie poprowadzone są wiarygodnie i wzbudzają sympatię.

Michael Grant udowodnił swój talent pisarski wszystkim, którzy wątpili w sens kolejnych tomów "Gone. Zniknęli". Pokazuje, że jego znakiem rozpoznawczym są plastyczne, mroczne opisy i odważne słownictwo. "BZRK" nie jest książką naiwną, spodoba się zarówno starszym jak i młodszym czytelnikom. Bez problemu może pełnić także funkcję popularyzatora nauki, gdyż prawdziwej fantastyki naukowej nie ma tu wiele, ale to co jest wystarczy do zaciekawienia i sięgnięcia po więcej. Miejmy nadzieje, że kolejne tomy serii ukażą się jak najszybciej.


Książka została przekazana od serwisu Secretum za co serdecznie dziękuję.

niedziela, 17 czerwca 2012

#88 Stosik przedwakacyjny

(Baaaardzo) dawno niczym się nie chwaliłam, więc już najwyższa pora, abym to zrobiła :) Tym razem na stosach sama fantastyka, z chwalebnymi pozycjami science-fiction.

1. "Odrodzenie Ziemi", Orson Scott Card - do recenzji od wydawnictwa Prószyński i S-ka (recenzja)
2. "Otchłań. W potrzasku", Alexander Gordon Smith
3. "Gone. Zniknęli. Faza piąta: Ciemność", Michael Grant - do recenzji od portalu Secretum
4. "Saga", Conor Kostick - do recenzji od nakanapie.pl (recenzja)
5. "Epic", Conor Kostick (recenzja)

6. "Player one", Ernest Cline - do recenzji od Secretum, świetna książka, recenzja już niedługo :)
7. "BZRK", Michael Grant - do recenzji od Secretum, recenzja niedługo :)
8. "Uczta dusz", C.S. Friedman - do recenzji od wydawnictwa Prószyński i S-ka
9. "Zaginione wrota", Orson Scott Card - jak wyżej
10. "Inwazja", Michaił Achmanow - do recenzji od Secretum i wydawnictwa Almaz

Nie ma tego za wiele, za to większość to egzemplarze recenzenckie, z czego się bardzo cieszę i dziękuję za zaufanie. Interesują was któreś z tych pozycji? :)

sobota, 16 czerwca 2012

#87 Dzieci Ziemi - zapowiedź


Tytuł: Dzieci Ziemi
Autor: Orson Scott Card
Seria: Powrót do domu (Tom 5 i ostatni)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Stron: 376

Data wydania: 24.07.2012

Ostatni rozdział przygody na kosmiczną skalę!
Wysoko na niebie, na pokładzie „Basiliki”, Shedemei, ostatni żyjący przybysz z Harmonii, i sztuczna inteligencja, Naddusza, pomimo lat obserwacji wciąż nie znaleźli tego, czego szukali. Nie znaleźli Opiekuna Ziemi, który jako jedyny może naprawić uszkodzony program Nadduszyi umożliwić jej powrót na Harmonię. Tymczasem na Ziemi, po kilkuset latach rozwoju, wpływ Opiekuna znów daje o sobie znać. Ludzie śnią prorocze sny. W świecie kontrastów – wojen i pokoju, swobody i zniewolenia, miłości i nienawiści – rozpala się iskierka nadziei na zmiany. Zło jednak nie śpi. A stare waśnie i uprzedzenia, konflikty rasowe i nierówności społeczne nie pozwolą o sobie zapomnieć. Jaki jest plan Opiekuna? 

Fani Carda z pewnością nie mogą się już doczekać tego tomu - wiem, że ja na pewno! Zwieńczenie tej ciekawej serii, która wprawdzie miała swoje wzloty i upadki, będzie miało epicki rozmach godny Carda. Czekacie? :)

Moje recenzje tomów z serii "Powrót do domu" Orsona Scotta Carda:
1. Pamięć Ziemi
2. Wezwanie Ziemi
3. Statki Ziemi
4. Odrodzenie Ziemi

środa, 13 czerwca 2012

#86 Nowa Fantastyka 06/2012 - omówienie

Czerwcowy numer "Nowej Fantastyki" skupia się głównie na fantastycznych filmach, które już miały, bądź mają mieć premierę w najbliższej przyszłości. W odróżnieniu od poprzedników wyróżniają go bardzo słabe opowiadania. Ale może po kolei.

Zaczyna się wstępniakiem Jakuba Winiarskiego "Cyborgi", w którym przeciwstawia się on opinii z artykułu w Gazecie Wyborczej o tym, że postęp nas zmienia i jest w gruncie rzeczy zły. W pełni zgadzam się z redaktorem, że "wszystko jest tak, jak być musi". Jerzy Rzymowski w swoich zapowiedziach "Niecierpliwy mózg" porusza podobny problem - napływu informacji i przyśpieszonego ich wchłaniania.

Jakub Ćwiek w felietonie "Dzień Dziecka" porównuje wychowanie dzieci obecnie do czasów, w których on sam dorastał. Kanon filmów popularnych się zmienia, a chyba lepiej byłoby gdyby został ten sam, gdyż zmierza w niezbyt optymistycznym kierunku (patrz "Zmierzch" czy "Hanna Montana"). Pozostając w sferze felietonów, swoje rady dla piszących jak co miesiąc przekazuje Michael J. Sullivan. Tym razem mówi o "Dialogu", przedstawiając interesując zagrywki i często popełnianie błędy. Tym razem w pełni zgadzam się z opinią Rafała Kosika, którą przekazuje w tekście "Nieuchronność pomysłu". Każda technologiczna innowacyjność musi powstać - bez związku z tym, kto ją wymyśli. Peter Watts w "Groźnym nadmiarze wiedzy" prawdopodobnie kończy serię felietonów o pisarzach-naukowcach. Tym razem przekonuje nas, że uczeni, którzy podejmują się pisania powieści po prostu wiedzą za dużo i ta wiedza ogranicza ich kreatywność. Jakby się nad tym zastanowić to faktycznie tak jest. Cały cykl jego tekstów był bardzo dobry i ostatnie zdanie Wattsa idealnie go podsumowuje.

Jak już wspominałam na początku artykuły skupiają się głównie na filmach. "Start Prometeusza" Bartosza Czartoryskiego to bardzo udany tekst, który podsumowuje naszą wiedzę dotyczącą "Prometeusza". Obraz będzie osadzony w uniwersum "Obcego", aczkolwiek nie można go traktować jako kontynuacja bądź poprzednik serii. Marcin Zwierzchowski w "Nowym Śródziemiu" traktuje o "Królewnie Śnieżce i Łowcy". Byłam na tym filmie niedawno i z całą pewnością mogę stwierdzić, że choć bardzo się stara, wiele brakuje mu do polotu ekranizacji "Władcy Pierścieni". "Różni jak klony" pióra Wawrzyńca Podrzuckiego przedstawia znany nam motyw klonowania od początków jego istnienia - przez książki i filmy, podrzucając wiele inspiracji. Odchodząc na chwilę od tematów o ruchomych obrazach, Wojciech Chmielarz w "Postapo-franczyzie" prezentuje "Uniwersum Metro 2033" na podstawie książek Dmitra Glukhovsky'ego. "Metro 2033" i "Metro 2034" to naprawdę świetne książki, tym bardziej więc cieszą kolejne dziejące się w tym samym, postapokaliptycznym świecie. Marcin Zwierzchowski przeprowadził wywiad z Robertem M. Wagnerem, autorem "Opowieści z meekhańskiego pogranicza". Chociaż sama jeszcze nie miałam przyjemności poznać jego twórczości, po przeczytaniu "Nie odpuszczamy realiom" bardzo chętnie to zrobię. Wracając do tematyki filmów - na koniec artykuł "Agenci paranoi" autorstwa Piotra Mirskiego, czyli przegląd przez "facetów w czerni" w kinie i telewizji. 

Sednem numeru jak zawsze są jego opowiadania. W tym numerze jest ich sześć, lecz niestety tym razem ilość nie przekłada się na jakość... Szczególnie przez polskie opowiadania z trudem przebrnęłam. 

"Bunt Maszyn" Bartosza Działoszyńskiego byłby interesujący, gdyby na jego końcu pojawiła się jakaś puenta. A tak mamy dwu-stronicowe opowiadanie, które nie zaciekawia.
Anna Brzezińska to znane nazwisko wśród polskich fanów fantastyki. Jednakże mnie do siebie tekstem "Głód" zupełnie nie przekonała. Opowiadanie to ciągnie się przez 12 stron i ani razu mnie nie zainteresowało ani wciągnęło. Dziwny styl zdań i nagłe przeskoki w czasie to tylko jedne z bolączek "Głodu". Ciężko mi nawet powiedzieć, o czym autorka opowiada. W każdym razie pojawiają się anioły i czarownice, a akcja dzieje się w fantastycznym odpowiedniku średniowiecza.
"Wydarzenia radomskie" Damiana Drabika to najciekawsze z utworów przedstawicieli Polski w tym numerze. Burza nad Radomiem zdaje się mieć katastrofalne skutki dla władz komunistycznych w tym mieście. Ludzie nie boją się walki z ZOMO-wcami, a w samym środku tych wydarzeń znajduje się trójka dzieciaków. Ciekawa fabuła z odrobiną grozy.

Proza zagraniczna tym razem jest o niebo lepsza od rodzimej. Jeffrey Ford w "Życiu na dnie" prezentuje dziwny świat, w którym życie zależy od "wybierania wody z łodzi". Hatch w końcu zaprzestał tej męczącej czynności i znalazł się pod wodą. Ze wszystkich sił próbuje skontaktować się z rodziną na powierzchni. Całkiem interesująca fabuła, napisana w dobrym stylu i z puentą.
Ken Liu to autorka, o której tekście "Zapisane w węzłach" pisałam dwa numery temu. W "Papierowej menażerii" ponownie udowadnia swój talent pisarski i umiejętność wymyślania oryginalnych fabuł, które zmuszają do namysłu. Smutny, lecz piękny tekst, najlepszy w tej "Nowej Fantastyce".
Ostatnie opowiadanie przedstawia historię dwojga ludzi, którzy widzą przyszłość i wiedzą, jak skończy się ich związek, jednak mimo to są ze sobą. Charlie Jane Anders w "Sześć miesięcy i trzy dni" skupia się na historii tych dwojga obdarzonych ludzi oraz na paradoksie ich daru. Ciekawe, acz nie porywające. 

Poza tym jak zwykle w numerze: recenzje książek, filmów, komiksów i konkursy, w których do wygrania między innymi "Tron szarych wilków" Cindy Williams Chima. Czerwcowe wydanie Nowej Fantastyki jest naprawdę godne polecenia w sferze tekstów publicystycznych oraz prozy zagranicznej. O naszej rodzimej twórczości wolałabym zapomnieć...

Za miesięcznik dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka

niedziela, 10 czerwca 2012

#85 Niuch - recenzja

Tytuł: Niuch
Autor:Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria: Świat Dysku
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 360

Moja ocena: 8/10



Sir Terry Pratchett i jego „Świat Dysku” to para znana i kochana na całym świecie, ceniona głównie za humor, trafne komentarze i satyrę na współczesny, otaczający nas świat.

„Niuch” jest  kolejną odsłoną cyklu, w której śledzimy losy Straży Miejskiej Ankh-Morpork, a przede wszystkim komendanta Samuela Vimesa. Wraz ze swoją małżonką, Sybil, i potomkiem – Małym Samem, wybierają się na wakacje na wieś, do starej i wielkiej posiadłości Ramkinów. Wyjęty bezpardonowo ze znanego sobie otoczenia miejskiego, Vimes nagle znajduje się na całkiem mu obcym terytorium, które zdaje się należeć do niego. Jako pan domu i całej wsi, musi odnaleźć się w konwenansach, nie narobić sobie wrogów i nie traktować służących zbyt przyjacielsko. Chyba jednak nikt nie sądzi, że główny bohater zaadaptuje się do zmian szybko i bez sprzeciwu - co to, to nie! Komendant nadal czuje się policjantem i wytropi każdą zbrodnię. Z racji, że tereny poza miastem nie należą do jego jurysdykcji, do pomocy będzie miał lokalnego funkcjonariusza, lojalnego i zabójczo groźnego Willikinsa oraz… gobliny. 

Bo to właśnie na goblinach skupia się Pratchett w tym tomie. Na tych małych, niepozornych stworzeniach, które przez lata traktowane były gorzej niż szczury – za towarzyszący im smród i zwyczaj podkradania kur. Okazuje się jednak, że znają one swoje miejsce, umieją myśleć i tworzyć (nie tylko sakramentalne fiolki ze śliną) i tak naprawdę nie czynią nikomu szkody. Cała ta niesprawiedliwość dotycząca goblinów i ich prześladowania przypominają nieco nazistów i nagonkę za czasów Hitlera. Pratchett pięknie przedstawia tę rasę i nakreśla jej przedstawicieli, dzięki czemu i czytelnik chce, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Już od pewnego czasu można zaobserwować w książkach ze „Świata Dysku” tendencję do zmierzania ku mroczniejszym klimatom. Coraz częściej autor zawiera swoje opinie na współczesne wydarzenia i podejmuje trudniejsze tematy. Dodatkowo, sam komendant Vimes ma w sobie pewną ciemność, przez co nadaje książce niepokojący ton. Nie bójcie się jednak, że znikł gdzieś ten humor, który tak lubimy. Wszystko nadal jest na swoim miejscu, bawiąc, skłaniając do namysłu i podziwu dla trafności spostrzeżeń Pratchetta. Ten mroczny świat jednakże jest obok i nie pozwala o sobie zapomnieć.

W „Niuchu” głównym bohaterem jest Sam Vimes i poznajemy go jeszcze lepiej niż do tej pory.
Śmierć nie była dla Vimesa zjawiskiem obcym – i vice versa.
Możemy podziwiać jego odwagę, kreatywność, wnikliwość i ten „policyjny” nos.  Zdolność do rozwiązywania zagadek na wsi naprawdę się przydaje – angielski pisarz wymyślił iście piekielną intrygę, której losy i zakończenie na pewno nie raz nas zaskoczy. Co jakiś czas zmienia się punkt widzenia, z którego obserwujemy tok fabuły – tych, którzy kochają Straż nie tylko za jej komendanta, ucieszy wieść, że pojawiają się także Fred Colon, Nobby Nobbs oraz inni dzielni funkcjonariusze z Ankh-Morpork, a także i lord Vetinari. 

Z każdym kolejnym tomem pisarz potrafi nas zaskoczyć i rozśmieszyć. Także przy „Niuchu” będziecie się znakomicie bawić, jeśli tak jak ja kochacie Pratchetta. A może jeszcze nie odważyliście się sięgnąć po książkę ze „Świata Dysku”? W tym wypadku radzę zrobić to jak najszybciej, bo naprawdę warto. Chociaż seria ma swoje wzloty i upadki, ogólny jej poziom jest bardzo wysoki i idealny na rozluźnienie. Niestety, bez znajomości poprzednich tomów czytanie tego mija się z celem, więc do książek, czytelnicy – bo „Niucha” wypadałoby poznać.

Książka została przekazana od serwisu kobieta20.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Mroczne oblicze Świata Dysku

piątek, 8 czerwca 2012

#84 Błędne słowo na dziś: opcja

opcja
                 ~stanowisko, możliwość, wersja, zastosowanie, rozwiązanie


Poprawne znaczenia:
1. prawo swobodnego wyboru obywatelstwa;
2. w morskim obrocie handlowym prawo wyboru i wyładowania towaru oraz ustalenie jego ilości;
3. zastrzeżone prawo wydawnictwa do publikowania jakiegoś dzieła

Zdanie-babol:
"Problem z imigracją polega na tym, że opcja wyjazdu pozbawia ludzi opcji wyrażania swojego stanowiska i walki o nie oraz opcji lojalności."

Kto przetłumaczy to zdanie na polski? A ponoć język to narzędzie komunikacji!

Nadużywanie słowa opcja z pewnością wzięło się z option z języka angielskiego. Ze względu na częste używanie go w mass mediach przeniknęło do mowy potocznej i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jest to błąd.

niedziela, 3 czerwca 2012

#83 Saga - recenzja

Tytuł: Saga
Wydawnictwo: Telbit
Seria: Kroniki Awatarów (tom 2)
Rok wydania: 2012
Stron: 350


Moja ocena: 5/10








Conor Kostick w pierwszej części trylogii "Kroniki Awatarów" wysyła nas w komputerowy, wirtualny świat, w którym każdy może być kim chce - znamy to chociażby z gier MMORPG. Jednak Epic nie był zabawą, a miejscem, gdzie ważyły się losy jednostek. Eryk, wraz z przyjaciółmi, pokonał niesprawiedliwy system i sprawił, że ludzie mogli żyć normalnie. Chociaż zakończenie wydawało się nie zostawiać miejsca na niedomówienia, amerykański pisarz ponownie wraca na Nową Ziemię, lecz tym razem nie bezpośrednio.

Zjawa należy do grupki anarchistów - dzieciaków spędzających całe dnie jeżdżąc na deskolotkach. Nie zgadzają się oni na podział społeczeństwa ze względu na kolor posiadanej karty. Zakazy i obostrzenia nic dla nich nie znaczą, a dewastowanie centrów handlowych przeznaczonych dla ludzi o wyższym statusie jest chlebem powszednim. Tak naprawdę jednak są niegroźni, bo w końcu to dzieci. Poza uprzykrzaniem życia władzom w głowie im zabawa, imprezy i używki. Jednakże jedynie do czasu... W ich świecie pojawia się nagle Cindella - awatar Erika z Epica - piratka, której kule i lasery nie robią żadnej krzywdy. Zjawa wraz z przyjaciółmi, wykorzystując okazje dążą do chaosu i, może, obalenia despotycznej władzy Czarnej Królowej.

Świat znany nam z "Epica" łączy z "Sagą" bunt młodych ludzi, którzy są na końcu łańcucha pokarmowego i nie godzą się z podziałem społeczeństwa na lepszych i gorszych. Zjawa, podobnie jak Erik chce zmienić ustrój, wyrwać się spod jarzma królowej. Twarz głównego wroga jest inna, mroczniejsza i bardziej tajemnicza. Ale i poznajemy ją lepiej, gdyż wiele rozdziałów zostało napisane z punktu widzenia Czarnej Królowej. Dzięki temu dowiadujemy się, czym jest Saga i co stało się z Ziemią, oraz o pobudkach kierujących jej działaniami. Ustrój zmienił się z kastokracji w monarchię z pozorami demokracji w postaci gildii. W przeciwieństwie do "Epica" tutaj ludzie mają większy wpływ na swoją egzystencję, ale zależny od swojej pozycji społecznej, a koniec końców i tak niewielki.

Brak tutaj klimatu znanego nam z poprzedniej części, jednakże tam Epic był grą i wszyscy o tym wiedzieli. Była to więc, poniekąd, zabawa, a śmierć postaci nie oznaczała końca życia człowieka i wszystko można było zacząć od nowa. W Sadze umiera się naprawdę, a nikt, oprócz królowej, nie zdaje sobie sprawy, że ten świat jest sztuczny. Każde zagrożenie więc jest realne, a ta śmiertelna powaga odbiera nieco książce. Autor nie wykorzystał w pełni potencjału jaki dawał mu świat, w którym nikt nie kwestionowałby zupełnie pokręconych praw fizyki. Jedynym odstępstwem jest możliwość jazdy na deskolotkach, które odpychają się od materii.

Widoczna jest tutaj przewidywalność fabuły, a także jej powtarzalność względem "Epica". Mamy grupkę przyjaciół, która nie godzi się na jawnie niesprawiedliwy system władzy, więc buntuje i zyskuje poparcie społeczeństwa. Pomaga im ktoś, kto był bliski rządzącym, ale teraz chce zemsty. Brzmi znajomo? Dla mnie nawet za bardzo. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się szybko i przyjemnie, chociaż bez wypieków na twarzy. Miejmy nadzieję, że trzeci tom trylogii będzie zbudowany na innym schemacie, a wtedy jego lektura przyniesie więcej wrażeń.

Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję.
Link do recenzji w serwisie: Powtórka z rozrywki

piątek, 1 czerwca 2012

#82 Cykl przybysze z kosmosu. Inwazja - zapowiedź


Tytuł: Przybysze z ciemności. Inwazja
Autor: Michaił Achmanow
Seria: Przybysze z ciemności (Tom 1)
Wydawnictwo: Almaz
Stron: 250

Data wydania: 2012-06-14 

Bliżej...
U kresu Układu Słonecznego, za Obłokiem Oorta, zaczyna się mrok Galaktyki. Ludzkość przygotowuje się właśnie do sforsowania ostatniej granicy, zamierzając wyruszyć ku odległym gwiazdom. Zanim do tego dojdzie, w Układzie Słonecznym pojawi się armada obcej, wrogiej nam rasy. Ziemia na szczęście nie jest bezbronna. Dochodzi do starcia kosmicznych flot, ale to dopiero początek wojny na nieznaną ludzkości skalę…
Cykl „Przybysze z ciemności”, porównywany niejednokrotnie do najlepszych dokonań gatunku, w tym do znanej i u nas trylogii Siergieja Sniegowa „Ludzie jak bogowie”, ma wszystkie atrybuty znakomitej space-opery i bije na głowę wiele dokonań zachodniej science fiction.
Na kartach dziesięciu tomów tego cyklu czytelnik może prześledzić kolejny tysiąc lat ludzkiej historii, znajdzie opisane z rozmachem bitwy kosmiczne, polityczne intrygi godne Bizancjum, kontakty z obcymi rasami, samotnego bohatera stawiającego czoło licznym niebezpieczeństwom, tajemnice wymagające rozwikłania, dylematy moralne, a nawet rozterki miłosne i seks.
Jedna z najlepszych space-oper zza naszej wschodniej granicy.
Czy ktoś również czeka z niecierpliwością na tę powieść? Jako pożeracz sci-fi jestem zaintrygowana i nie mogę się doczekać premiery.