poniedziałek, 14 listopada 2011

#45 EVE. Era empireum - recenzja

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2011
Stron: 592












Gry MMORPG niezmiennie cieszą się dużą popularnością wśród nastoletnich (i nie tylko) graczy. Rozbudowane światy, wielka swoboda decyzji i kontakt z innymi amatorami spędzania czasu online to jedne z wielu rzeczy, które je określają i przyciągają do siebie ludzi. Nie inaczej jest w EVE, w jej przypadku dodatkową zachętą jest miejsce akcji – rozległy wszechświat, który daje nieskończone wręcz możliwości. Kto nie zagrał, nigdy się nie dowie, jak unikalne jest to doświadczenie. Doświadczenie, które Tony Gonzales spróbował przedstawić na kartach książki „EVE. Era Empireum”. 

Ludzie dawno temu opuścili Ziemię. Zasiedlili wiele planet odległych od niej o miliony lat świetlnych. Podzieleni na potężne frakcje stoją w obliczu katastrofy - w Nowym Edenie nastał kres pokoju. Gdy parę jednostek chce osiągnąć absolutną władzę i poddanie innych, wielkie nacje zaczynają mieć problemy z utrzymaniem chwiejnej równowagi. Tibus Heth, kierowany przez tajemniczego Brokera, obala wielkie korporacje, a klon Falke’a Grange’a przeżywa zamach na swoje życie, lecz zarazem traci pamięć. Plany wielkich osobistości padają niczym domek z kart, naprzeciwko buntownikom wychodzą jednak ci, którym zależy na losach świata. W tę skomplikowaną sytuację mimowolnie zostają wplątani zwykli obywatele, których przeżycie zależy od prawidłowych wyborów i szczęśliwych zrządzeń losu.

Fabuła książki dzieli się na rząd głównych wątków, z których każdy jest równie ważny. Nie mamy tu tak zwanego głównego bohatera, ale wiele postaci mniej lub bardziej znaczących. Choć ich imiona potrafią się mylić, na niemal sześciuset stronach, autor zdołał nadać im osobowość i zapewnić sympatię (lub antypatię) czytelnika. Śledzimy ich losy, dowiadując się przy tym o tak różnych kulturach wszystkich frakcji, poznając cywilizacje i ich religie, obserwując rozwijające się procesy społeczne. Akcji niczym z filmów sensacyjnych znajdziemy tu jak na lekarstwo. To właśnie na ukazanie tych przemian i ludzkich pragnień postawił Gonzales. Niejednokrotnie zmusi czytelnika do chwili namysłu nad istotą klonowania, intensywnego zbrojenia, niewolnictwa, czy nierówności społecznych.

Nie zawsze do końca czuć, że akcja dzieje się w odległej przyszłości, w głębokim kosmosie. Wszystkie technologiczne nowinki, które pojawiają się w powieści są traktowane nieco po macoszemu, bez wgłębiania się w szczegóły i tajniki ich działania. W niektórych przypadkach wysoce rozwinięta technika traktowana jest wręcz jako magia – tajemnicza i niemożliwa do poznania. Jednocześnie poprzez płynny styl autora powyższe mankamenty nie wydają się być wadą. Lektura płynie szybko i bezboleśnie, rzadko tylko przyprawiając o zawrót głowy, wspomnianym przeze mnie wyżej natłokiem nazwisk.

Pierwszą rzeczą, która zwraca uwagę w przypadku tej książki jest jej wygląd zewnętrzny. Większy niż normalnie format, wiele stron i przejrzyste litery zapowiadają długą, acz emocjonującą lekturę. Gabaryty nie sprzyjają noszeniu jej w torebce, a i liczba znaków na stronę jest większa niż w innych powieściach, przez co czas czytania znacząco się wydłuża. Miłym elementem są oznaczenia rozdziałów według symbolu nacji, której losy zostają aktualnie przedstawione. Najbardziej brakowało mi mapki   wpływów lub jakiegokolwiek przedstawienia wszystkich frakcji. Autor uparcie skraca ich nazwy do form władzy jakie w nich panują, czym dodatkowo spowalnia czytanie.

Choć „Era Empireum” to książka powstała na bazie MMORPG, by w pełni zrozumieć i cieszyć się lekturą, nie trzeba być zatwardziałym graczem. Jest to z pewnością pewien sposób promocji gry, za którą niestety trzeba płacić. Gdyby nie moja silna wola i chroniczny brak czasu książka ta zachęciłaby mnie do zagrania w grę, która zapowiada się wybitnie interesująco. Po odpaleniu 14-dniowej darmowej wersji demo mam ochotę na więcej, czego zasługa na pewno po części leży w powieści Gonzalesa.  

Książka osiąga swój cel – zachęca do kupienia EVE Online, a zarazem zapewnia ambitną rozrywkę z wysokiej półki. Nie jest to space opera, prędzej typowa powieść science-fiction, w której autor poprzez ukazanie przyszłości komentuje obecne wydarzenia. Jest ona idealnym uzupełnieniem, a także wprowadzeniem do świata EVE. Zadowoli zarówno czytelników nie zainteresowanych grą, jak i jej miłośników.

Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję

12 komentarzy:

  1. Mimo naprawdę szczegółowej i zachęcającej recenzji nie skuszę się na tę ksiązke, gdyż nie potrafię odnaleźć się w takich klimatach, ale wiem komu polecić tę ksiązkę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś gdzieś czytałam, że aby napisać dobre sci-fi, trzeba doskonale znać fizykę. I gdy wspomniałaś o tym: "Wszystkie technologiczne nowinki, które pojawiają się w powieści są traktowane nieco po macoszemu, bez wgłębiania się w szczegóły i tajniki ich działania. W niektórych przypadkach wysoce rozwinięta technika traktowana jest wręcz jako magia – tajemnicza i niemożliwa do poznania." - właśnie mi się przypomniało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @limonka Jeszcze w tym wypadku autor miał ułatwione zadanie, gdyż świat wraz z mechanizmami działania zostały wymyślone za niego. Ale z tą magią to prawda, a ja do tej pory nie wiem kim do końca są kapsularze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Weź zacznij dodawać oceny co? :P Dobrze jest wiedzieć jaki wydźwięk ma recenzja przed jej przeczytaniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Długo sie zastanawiałem, czy sobie tej książki nie wziąć do recenzji, ale koniec końców zrezygnowałem w obawie, że będzie to tylko próba nabicia dodatkowej kasy. Widzę że się myliłem, ale nie do końca:) gdzies kiedyś napisałem, że 600 stronicowa książka musi być świetna, żeby chciało im się ją czytać i tym razem zastosuję to stwierdzenie w praktyce:)

    OdpowiedzUsuń
  6. I mam dylemat. Z jednej strony książek pisanych na podstawie gier programowo nie cierpię, z drugiej - brzmi ciekawie. I co teraz?;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozpaczliwe sytuacje wymagają rozpaczliwych metod. Rzuć monetą :D

    OdpowiedzUsuń
  8. @Harashiken Musze się do pomysłu ocen przyzwyczaić xP No i w sumie po co masz się nastawiać na pozytywną lub negatywną recenzję? :P

    @podsluch Z tą 600-stronicową książką w pełni się z Tobą zgodzę - jakby nie było warto, bardzo wpieniałoby to czytelników :P I myślę, że w tym wypadku rzeczywiście jest bardzo dobrze, a momentami świetnie. Takie sci-fi pełną gębą :)

    @Moreni Mam tak jak Ty - nie czytałam żadnej książki opartej na grze, poza tą. I myślę, że dobrze zrobiłam, że tamtych nie ruszałam, ale ta... no zupełnie inny poziom :) Autor się postarał i skutecznie zachęca do zagrania w grę. Nie rzucaj monetą tylko idź za głosem serca... ekhm, recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Po to, że jak widzę, że jest pozytywna to przeczytam z ciekawości od razu, a jak jest negatywna i nie mam szczególnej ochoty bądź czasu na dłuższy tekst to mogę odłożyć na później wiedząc, że niewiele tracę.

    OdpowiedzUsuń
  10. To sobie dopisuję do listy już bez marudzenia.;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie jestem miłośniczką gier ale science fiction i owszem, nawet bardzo. Dlatego książka mnie bardzo zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń
  12. @Immora

    Wiem, że piszę po niewczasie (2 lata? Derp...), ale w książce jest dokładnie powiedziane kim są. Choć nie jest to podane na tacy - tak tam jest, opisy świata są wlepione w okoliczności. Jest to z jednej strony bardzo dynamiczne i filmowe, z drugiej można nie załapać treści.

    I tak wyjaśnię kim są

    Kapsularze to bohaterowie graczy z EVE mmo. W świecie gry to taka banda ludzi, którym udało się przetrwać bardzo rygorystyczny i trudny kurs, gdzie były ćwiczenia zarówno umysłowe jak i fizyczne. Wszystko po to by ich ciała były w stanie zaakceptować i przystosować się do implantów które w połączeniu ze statkiem kosmicznym przerabiają jego mózg w komputer pokładowy. Implanty te są na tyle inwazyjne, że nie a się ich wszczepić, a jedynie ciało może obrosnąć gniazda, dlatego każdy zostaje na starcie sklonowany. Dla wielu konserwatystów oznacza to że taka osoba umarła, a klon to nowy byt. Bardzo niewielu ludzi jest w stanie przejść taką torturę bez objawów syndromu wyparcia (gdzie układ nerwowy mówi: nope i zmienia się w toffi). Z drugiej strony są tak potrzebni, że wiele się im wybacza - CONCORD finansuje im klony, zaś sami robią za swego rodzaju gwiazdy i elitę w oczach społeczeństwa. Żadna korporacja lub rząd też nie odważy się im bezpośrednio rozkazywać. Choć spora grupa bezpośrednio współpracuje z ugrupowaniami politycznymi, większość to najemnicy. Inni (jak. np. ja), zasiedlają regiony gdzie cywilizacja nie dotarła (czyli jest ogromne nie wyeksploatowane bogactwo) i działają jak gangi rywalizując o wpływy i ziemię.

    Pozdrawiam
    -Kenneth Freadshaw

    OdpowiedzUsuń