Tegoroczna edycja Dni Fantastyki to edycja specjalna
pod wieloma względami. Po roku przerwy, twórcy postanowili przetestować
nowe rozwiązania i zrezygnować z niektórych starych chwytów. Impreza
trwała więc tylko dwa dni, ale za to program miał być docelowo
wypełniony po brzegi interesującymi punktami. Założenie to nie do końca
zostało spełnione i chociaż skrócony termin konwentu raczej nikomu nie
przeszkadzał, to jednak co do atrakcji można mieć pewne zastrzeżenia.
Główną
rzeczą, która pozostała niezmienna to miejsce odbywania się wydarzenia.
Centrum Kultury Zamek w Leśnicy to lokalizacja dość odległa od
śródmieścia Wrocławia, ale dojeżdżają tam zarówno autobusy jak i
tramwaje, a nawet pociągi. Sam obiekt, chociaż w środku dość ciasny i
chłodny, ma rozległe tereny zewnętrzne, obszerny taras, parking oraz
otaczają go sklepy i restauracje. Wszystko to składa się na idealną
lokalizację na tego typu wydarzenia, a mury zamku dodają tylko klimatu
konwentowi. Wiele jednak zostało do zrobienia wewnątrz budynku, jak na
przykład remont, czy chociażby przemeblowanie auli pamiętającej jeszcze
lata poprzedniego ustroju.
Zmianom uległa także organizacja stoisk, które zostały przeniesione na zewnątrz tak, że dostęp do nich był dla osób także bez akredytacji. Z jednej strony był to bardzo dobry chwyt, bo ciasne korytarze zamku przynajmniej trochę się rozluźniły. Z drugiej jednak – na dworze było bardzo zimno, choć na szczęście w sobotę nie padało. We znaki dał się także brak szatni. Zamiast niej było coś w stylu przechowalni, ale była ona często zamykana, a jednak po wiele punktów programu, autografy i jedzenie trzeba było wychodzić na zewnątrz.
Podziemia, w których uruchomiony był gamesroom były bardzo chłodne, a w spokojnym graniu w planszówki przeszkadzała także zbyt głośna muzyka. Bardzo w głębi „lochów” została umiejscowiona wypożyczalnia, a na jej zwyczajowe miejsce postawiono sklep. Niby dobrze, bo wokół stoiska nie kłębiły się tłumy ludzi, a jednak wprowadzało to nieco zamieszania. Do wyboru pasjonaci mieli mnóstwo ciekawych tytułów, dla każdego coś dobrego. Częste turnieje, wiele atrakcji dla dzieci – wszystko to przyciągało ludzi, ale miejsc do grania starczyło dla każdego, co jest ewenementem na konwentach. Na tym samym poziomie znajdowało się także pomieszczenie z komputerami i konsolami, na których można było pograć w Halo czy Guitar Hero.
Dużym plusem i wypełniaczem czasu był retro gamesroom, opatrzony w komputery z takimi hitami jak Worms: Armageddon, Dyna Blaster czy Prehistorik 2. Dla wyjadaczy była to świetna okazja, żeby przypomnieć sobie stare dzieje. A dla młodych, początkujących graczy szansa na poznanie co ich ominęło. Nie brakowało również możliwości zakupu pikselowych okularów, poduszek w kształcie pada, czy innych tego typu gadżetów.Chodząc po korytarzach można było podziwiać także dekoracje typowe nie tylko dla starych gier, ale dla samej tematyki fantastycznej. Podczepione do sufitu wisiały stylizowane miotły, na ścianach plakaty starych i znanych filmów, na parterze zaś odbywała się wystawa komiksu.
![]() |
Z Markiem Hodderem |
Przechodząc do
sedna każdego konwentu, czyli prelekcji i gości, muszę przyznać, że
bardzo pozytywnie wypadło podzielenie programu na wiele różnych stref, z
których każdy mógł wybrać coś dla siebie. Ogromnym minusem był brak
wydarzeń z dziedziny nauki, które przecież zawsze na wrocławskich
konwentach miały swoje miejsce i cieszyły się dużym powodzeniem. Na
osłodę musiał wystarczyć korowód zagranicznych i polskich autorów. Tym
razem gościem specjalnym był Mark Hodder, a dla fanów była to idealna
okazja do zadania dręczących ich pytań na spotkaniu autorskim, czy
zdobyciu autografu. Z polskich nazwisk raczej znane i lubiane już
doborowe towarzystwo – Jakub Ćwiek, Aneta Jadowska, Anna Kańtoch,
Andrzej Ziemiański, Tomasz Kołodziejczak, ale i wielu innych.Niektórzy
prowadzili prelekcje (jak Jakub Ćwiek z „Książką 2.0” czy Tomasz
Kołodziejczak i „Dlaczego uwielbiamy czytać i pisać literaturę science
fiction, czyli co różni fantastykę naukową”), ale z większością można
się było spotkać na spotkaniach autorskich czy w ogóle na terenie
konwentu.
Dni Fantastyki 2013 we Wrocławiu to konwent, który ciężko mi oceniać, gdyż byłam na nim tylko w sobotę. Na plus jednak na pewno mogę zaliczyć brak kolejek, fantastyczny klimat zamku i dekoracji oraz robotę jaką wykonali „gżdacze”, aby wszystkim konwentowiczom umilić pobyt. Trzeba także docenić liczbę prelekcji, choć niektóre skierowane były do konkretnego odbiorcy i przez to nie cieszyły się dużą popularnością. Chociaż było zimno to przynajmniej nie padało, jednakże błoto w knajpie konwentowej trochę dokuczało. Twórcy chyba nie przewidzieli też tak dużego zainteresowania, bo miejsc w godzinach obiadowych stanowczo brakowało. Szczególnie popołudniem zrobiło się bardzo tłoczno – ale to dobrze, pokazuje ile ludzi interesuje się fantastyką. Osobiście brakowało mi także bloku naukowego, ale pewnie większość uczestników nawet tego nie zauważyła, spędzając swój czas na jednej z wielu, wielu atrakcji, które zapewnili autorzy konwentu.
Relacja napisana dla portalu Bestiariusz
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa