czwartek, 28 marca 2013

#164 Dreszcz - recenzja

Tytuł: Dreszcz
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2013
Stron: 296

Moja ocena: 8/10









 
Jakub Ćwiek to postać znana wśród polskich fantastów. Swoją karierę rozpoczął cyklem „Kłamca", a dalej było już z górki. Nie jest to autor zwyczajny, stereotypowy. Nie boi się nowych pomysłów, a wręcz szuka okazji do zrobienia czegoś nowego, oryginalnego. Ostatnim takim projektem była trasa autorska "Rock & Read Festival". Odwiedził on także największy konwent fantastyczny w Stanach Zjednoczonych (oraz na świecie) ComicCon, z czego zdał relację na łamach Nowej Fantastyki, w której także publikuje comiesięczne felietony. Jest częstym bywalcem konwentów i szuka kontaktu z fanami, którzy także traktują go jako świetnego kumpla. Miałam przyjemność poznać go na Bachanaliach Fantastycznych w Zielonej Górze, lecz dopiero teraz przekonałam się, że to nie tylko interesujący człowiek, ale i jeden z najbardziej obiecujących polskich pisarzy.

„I twoją matkę też!"

W Polsce jeszcze nie mieliśmy superbohatera z prawdziwego zdarzenia ("Biały Orzeł" jednak nie jest zbyt popularny). Wolimy fascynować się tymi Marvela i DC Comics, wysokobudżetowymi i efektownymi, z własnym filmem, a najlepiej ich serią. I tutaj do akcji wkracza Jakub Ćwiek, który dał nam Ryszarda Zwierzchowskiego, pseudonim Zwierzu. Jeśli jednak spodziewacie się drugiego Spidermana czy Kapitana Ameryki, rozczarujecie się. Tej postaci bliżej do rozgoryczonego i zmęczonego życiem Batmana z filmów Nolana, czy do wiekowego Profesora X. Jest stary, siwy, pije, pali, nie może znaleźć sobie pracy, ale dziwnym trafem lecą na niego wszystkie laski (syndrom Hanka Moody'ego?). Jego największą miłością jest rock n' roll, stara gitara i wspomnienia z czasów młodości i najlepszych rockowych zespołów. Pewnego dnia trafia go piorun i... w sumie niewiele się zmienia.

Na początku śledzimy wydarzenia z perspektywy niezbyt ogarniętego Ryśka, który unika pracy jak może i czas spędza głównie pijąc i ćpając. Z drugiej strony mamy Benjamina Benforda – Anglika z krwi i kości, którego motywacje nie są nam z początku znane. Szybko okazuje się, że Ćwiek ma dla niego rolę niezbędną przy bohaterze, wzorowanym w końcu nieco na Batmanie – lokaja i pomocnika w jednym. Do tej dwójki dołącza także Alojz – sąsiad Zwierza i Ślązak pełną gębą. Dialogi w jego wykonaniu to niezła męka dla nieznających śląskiej gwary.

„Bo ma być głośno (póki Angus gra)"

Jak na superbohatera przystało, „Dreszcz" ma swojego antagonistę, którego jeszcze nie poznajemy w tym tomie. Bo tak, tomów będzie więcej. Na razie mamy do czynienia z jego pomagierami – bandytami, którzy mordują młodych i bogatych studentów. Odkrycie, kim są i jakie są ich zamiary, będzie pierwszą misją Ryśka. Spytacie więc, czym będzie on walczył z przeciwnikami – bo chyba nie gitarą? Trafiony piorunem zyskuje moc porażania elektrycznością, ale także panowania nad przyrządami, które jej używają. Mimo początkowej niechęci, ochoczo korzysta ze świeżo nabytych umiejętności.

Czego tu jeszcze brakuje? A tak, mentora! Niczym Batman, Dreszcz otrzymuje swojego mentora, który jest tajemniczy, zna "większy plan" i przekazuje mu swoje nauki. Ćwiek zresztą nie udaje, że wymyślił coś oryginalnego, często bezpośrednio nawiązując do wyżej wspomnianych bohaterów komiksów. Co jednak interesujące, akcja dzieje się w naszym kraju, głównie w Krakowie i Katowicach. Możemy wykąpać się w tej swojskości. „Dreszcz" jest w pewien sposób wypadkową zainteresowań Ćwieka – muzyki i komiksów. Ta „ćwiekowość" wręcz wycieka z kart. Nawet główny bohater przypomina Jakuba i ten pod wieloma względami pewnie chciałby tak przeżyć swoją przyszłość.

Ta książka to emocjonujące połączenie powieści o superbohaterach i kryminału, dziejąca się w tak znanych nam miejscach. Okraszona jest ogromną ilością humoru, wulgaryzmów (wynikających głównie ze swojskości języka i przedstawiania go bez subtelności). Jest to także skarbnica wiedzy o rock n' rollu i dla jego fanów lektura również będzie prawdziwą przyjemnością. Ogromna kampania promocyjna tej książki jak najbardziej jej się należała. Warto przeczytać i głosić słowo dalej. Rock N' Roll is not dead!

Jakubie, jeśli to czytasz, to wiedz, że „Dreszcz” nie sprawi, że zapomnimy o Wendy. Lecz właśnie dostałeś przedłużenie deadline’u.

Książka została przekazana od serwisu Secretum za co serdecznie dziękuję.