niedziela, 10 marca 2013

#161 Kości niezgody - recenzja

Tytuł: Kości niezgody
Autor: Charlaine Harris
Seria: Aurora Teagarden (#2)
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2013
Stron: 266

Moja ocena: 7/10









Charlaine Harris jest najbardziej znana ze swojej wampirze serii o Sookie Stackhouse, przeniesionej na ekran za pośrednictwem serialu „True Blood”. Niewielu jej czytelników wie, że przedtem pisała ona powieści kryminalne, w których główną bohaterką jest bibliotekarka. Obecnie, dzięki wydawnictwu Replika możemy zgłębić tę odnogę twórczości pisarki. Choć po pierwszym tomie, „Prawdziwe morderstwa”, byłam nastawiona nieco sceptycznie, zauważam tu pewną tendencję zwyżkową i kolejne książki mogą okazać się bardzo dobrymi czytadłami, choć na jeden wieczór i skierowanymi głównie do kobiet.

Po raz drugi spotykamy się z Aurorą Teagarden, cichą, zamkniętą w sobie bibliotekarką, która jednak jest na tyle ładna, żeby mieć całkiem bogate życie towarzyskie, a zarazem popularna, ze względu na jej rolę przy morderstwach znanych z poprzedniej części. Przy okazji, jest także bogata – po koleżance z klubu dziedziczy dom, ponad pięćset tysięcy dolarów, kota i... czaszkę. Właśnie ta ostatnia trochę miesza naszej bohaterce szyki i nie daje w nocy spać w spokoju. Czy to Jane, dawna lokatorka domu, zabiła nieszczęsnego właściciela owej kości? Gdzie podziała się reszta ciała? I co właściwie stało się z dawno zaginionym sąsiadem? 

Chociaż w „Kościach niezgody” aspekt kryminalny został pochłonięty przez elementy obyczajowe i wątki romansowe, pozycja ta stanowi wyraźne przejście między dwoma tomami i próbę zawiązania akcji na wyższym poziomie. Autorka zostawia nas z Aurorą, która trochę zagubiła swoje „ja”, szczególne tylko dla niej, jako niezdarnej, niezbyt otwartej bibliotekarki, zaczytanej w książkach o mordercach. Na nowej drodze życia towarzyszy jej kot, mężczyzna oraz spadek, którego potencjał niewątpliwie zostanie zaskakująco wykorzystany.

Pierwsze tomy serii zostały wydane na początku lat dziewięćdziesiątych, co często rzuca się w oczy podczas lektury. Bohaterka jest zmuszona do korzystania z telefonu stacjonarnego, umieszczonego w jej własnym domu, przez co nie może natychmiastowo skontaktować się z matką, czy chociażby policją. Wbrew pozorom jednak nie jest to problemem i poza tym, że obecnie reakcja dziewczyny na wydarzenia byłaby zgoła odmienna, nie czujemy tej różnicy kulturowej – problemy rodzinne, miłosne, a nawet o zabarwieniu kryminalnym zostały przedstawione ponadczasowo i z dużą wprawą.

Charlaine Harris nie zadowoli miłośników rodzaju kryminałów, jaki ostatnimi czasy znajdujemy na naszym rynku – brutalnych, ze skomplikowaną intrygą i gronem postaci, najchętniej z terenów Skandynawii. Tutaj najbardziej przyciąga oryginalna główna bohaterka, Aurora, oraz jej niesamowicie wciągające perypetie. Zbrodnia wydaje się jej nie opuszczać, ale jednocześnie jest tylko dodatkiem do bardziej obyczajowej fabuły z elementami romansu. Intryga prowadzona jest na wzór Agathy Christie – poznajemy ludzi, którzy mogliby być związani w jakiś sposób ze zbrodnią i próbujemy odgadnąć odpowiedź na pytanie „kto zabił?”.

Książkę czyta się niesamowicie szybko ze względu na prosty język, którym została napisana, a także wrodzony, lekki i barwny styl autorki. Bez problemów przeplata ona momenty dramatyczne i zabawne, prezentując nam humor sytuacyjny, jak i bardziej bezpośredni. Niecałe 300 stron stanowi wciągającą lekturę na jeden wieczór. Największe zastrzeżenia mam co do ceny za tę właśnie objętość – wydawnictwo Replika życzy sobie za nią prawie 30 zł, co w odniesieniu do ilości tomów w serii stanowić będzie niemały wydatek. Dla fanów Aurory, do których także zaczynam się uważać, nie będzie to stanowiło problemu.

Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl.
 Link do recenzji w serwisie: Kryminał bez zbrodni