Tytuł: Nieśmiertelność zabije nas wszystkich
Autor: Drew Magary
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 464
Data wydania: 21.02.2012
Moja ocena: 10/10
Czyż nieśmiertelność nie jest jednym z marzeń ludzkości?
Obok umiejętności latania, podróżowania
w czasie to właśnie powstrzymanie procesów starzenia jest kolejnym
przedmiotem badań zakręconych naukowców. Co byśmy robili będąc wiecznie
młodymi, pięknymi ludźmi, którym czas jest niestraszny? Wiadomo – wiecznie
imprezowali! Jednakże Drew Magary przemyślał ten pomysł dogłębniej i na wielu
płaszczyznach. Okazuje się, że wizja niestarzejącego się społeczeństwa tak
naprawdę nie jest tak różowa jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
Głównym bohaterem książki jest John Farrell, który miał
(nie)przyjemność żyć w czasach, w których odkryto tak zwane „lekarstwo na
śmierć”. Czytamy jego relacje z tego burzliwego procesu, a także kolejnych
dziesiątek lat, które nastąpiły później. Jako wiecznie młody
dwudziestodziewięciolatek przeżył on osiemdziesiąt dziewięć lat, obserwując jak
wszyscy wokół niego kolejno odchodzą, wariują lub popełniają samobójstwa. Sam
chwytał się różnych prac, aktywnie biorąc udział w przekształceniu
społeczeństwa i uważnie je obserwując. Pogrążające się w anarchii społeczeństwo
oraz pogłębiające się różnice między „nieśmiertelnymi”, a tymi, którzy z
wyboru, bądź ze względu na trudną sytuację majątkową, nie przyjęli lekarstwa
powoli, acz nieubłaganie prowadzi do katastrofy…
Czytelnik śledzi losy ludzkości czytając elektroniczny
dziennik Farrella zapisany w pamięci urządzenia zwanego WEPS-em. Nie są to
tylko jego przemyślenia, ale także kopie artykułów i wywiadów, dzięki którym
powieść czyta się bardziej jako naoczną relację, a nie wytwór wyobraźni autora.
Przedstawiona przez Drew Magary’ego wizja jest przerażająca w swoim
prawdopodobieństwie. Przecież w każdej chwili ktoś może wynaleźć takie
lekarstwo, a z tego punktu tylko krok dzieli nas od wydarzeń przedstawionych w
książce. Żyjąc w tych czasach sami wiemy jak niewiele brakuje, aby ogarnęła nas
społeczna znieczulica…
Gdy ludzie nie umierają śmiercią naturalną, a przed sobą
mają tysiące lat życia powoli stają się epidemią na skalę globalną, która
zabije naszą planetę. Autor opisuje procesy, które doprowadzą do kulminacyjnego
momentu, od którego wszystko zacznie się walić. Skupia się na bardzo życiowych
i prawdopodobnych kwestiach, które uległyby zmianie w momencie odkrycia
lekarstwa zatrzymującego starzenie: małżeństwie (w końcu jest to połączenie
dwóch osób „póki śmierć ich nie rozłączy”, co nabiera całkiem przerażającego
znaczenia, gdy żyje się setki lat), a co za tym idzie zwiększonej ilości
rozwodów; nadużyć w podawania lekarstwa (przypadek matki, która wstrzyknęła je
swojej ośmiomiesięcznej córce); przeludnienia i powolnego zużywania wszelkich
zasobów; braku miejsc w więzieniach i rewaloryzacji systemu karnego; religia w
formie jaką znamy teraz nie będzie już potrzebna, gdyż przyszłym bogiem jest
Człowiek. Obok ludzi, którzy wzięli lekarstwo są jeszcze ci śmiertelni, którzy
starają się uprzykrzyć im życie. Choć na pewno znalazłyby się kwestie, o
których autor nie wspomniał lub nie pomyślał, zmusza on czytelnika do gruntownego
przemyślenia idei nieśmiertelności. Nie sposób czytać o tak dramatycznych
wydarzeniach, zostając obojętnym i nie obawiając się o własną, prawdziwą
przyszłość.
Zarówno forma, fabuła, jak i styl autora stoją na naprawdę
wysokim poziomie. Od „Nieśmiertelności…” nie mogłam się oderwać. Ta książka
jest złożona ze wszystkich elementów, jakie uwielbiam z osobna, a razem tworzą
one po prostu mieszankę wybuchową, niemal genialną. Oczywiście mamy tu do
czynienia z science-fiction, ale bez natłoku niezrozumiałych zwrotów i wyrażeń
naukowych. Cały postęp opisany jest w klarowny i jasny sposób, który dotrze
nawet do nieoczytanych z fantastyką naukową czytelników. Jest to również
powieść apokaliptyczna, której nastrój towarzyszy nam przez wszystkie karty
książki, a lekki niepokój nie opuszcza aż do ostatniej strony, a nawet odrobinę
dłużej. Wtrącane artykuły, a także nieco relacyjny sposób opisywania wydarzeń
sprawiają, że wydaje nam się, że one naprawdę już się rozegrały, za co autorowi
należą się brawa.
Już oficjalnie mogę to stwierdzić – znalazłam swoją „perełkę”
w serii „(Najprawdopodobniej) najlepsze książki na świecie”. Nie sądziłam, że
nastąpi to tak szybko, ale powieść „Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” to kawał
świetnej literatury, który ma w sobie wszystko to, co uwielbiam, a nawet
jeszcze więcej. Wszystkim zainteresowanym polecam lekturę tej książki z całego
serca. Zresztą, tym niezainteresowanym też. Naprawdę warto.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka