czwartek, 13 grudnia 2012

#138 Zawładnięci - recenzja

Tytuł: Zawładnięci
Autor: Elana Johnson
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Stron: 320

Moja ocena: 4/10










W debiutanckiej powieści Elany Johnson nasza przyszłość nie prezentuje się zbyt dobrze. Ludzie zostali podzieleni na tych "dobrych" i "złych", żyją w wyznaczonych obszarach, a władzę nad nimi sprawują "Ci-od-myślenia", odpowiadający za masowe pranie mózgu. Niezbyt optymistyczna wizja, prawda? Żyjąc w każdej z tych stref, widzielibyśmy zupełnie inny obraz świata. Co ciekawsze, to "źli" mają więcej swobody i dzięki temu mogą próbować obalić dyktatorską władzę...

Vi mieszka w Dobrych Ziemiach, ale przestała słuchać audycji już dawno temu. Łamanie zasad to dla niej rozrywka, aby uciec od niekochającej matki i wspomnień o śmierci ojca i siostry. Pewnego razu, gdy spotkała się w parku nocą (wykroczenie pierwsze) ze swoim narzeczonym (wykroczenie drugie), nie stroniąc od kontaktu dotykowego (wykroczenie trzecie), zgarnęła ją wszechobecna policja i zarządzono... wygnanie do Złych Ziem. Jakby tego było mało, w więzieniu dziewczyna poznaje Jaga, "złego" chłopaka, którego inność od razu do niej przemawia. A może to nie tylko jego aparycja ją do niego przyciąga? Co, jeśli łączą ich pewne... zdolności?

Antyutopie to najnowszy trend w literaturze młodzieżowej, który przyniósł oddech świeżości od manii na paranormale. Jego niewykorzystany potencjał tkwi w każdej kolejnej książce, przynosząc nadzieje na coś nowego, o czym jeszcze dotąd nie czytaliśmy. Johnson wykorzystała elementy innych powieści, wnosząc niewiele własnego pomysłu. Z tyłu okładki "Zawładnięci" porównywani są do "Igrzysk Śmierci" i faktycznie, te dwie książki mają ze sobą wiele punktów wspólnych. Romans w trójkącie, państwo podzielone na odseparowane od siebie części, rząd dyktatorów - to wszystko już niestety znamy, nie tylko z trylogii Suzanne Collins, ale i z paru innych tytułów.

Najciekawszym elementem są zdolności bohaterów, których, dla dobra czytelnika, nie będę zdradzać, bo chcę wam zostawić chociaż jedną rzecz, dla której warto przewracać kolejne karty. Na nieco ponad trzystu stronach autorce nie udało się rozwinąć wątku wystarczająco. Za jedyną, w zupełności udaną rzecz, uważam zakończenie. Chociaż przynosi pewien niedosyt i smutek, to czujemy, że było to znakomite zagranie pisarki, która wykazała się sporą odwagą. Jeśli popracuje nad oryginalnością fabuły i lepiej obmyśli świat, który opisuje (bo tutaj nie wyjaśnia nam zupełnie nic...), to jej kolejna powieść może być naprawdę warta uwagi.

"Zawładnięci" wpasowują się w trend powieści dystopijnych dla nastolatek i chociaż próbują być czymś więcej - niestety im to nie idzie. Poza oklepaną historią miłosną (oczywiście w trójkącie), autorka starała się zaoferować intrygującą fabułę, w rzeczywistości bardzo przewidywalną, oraz tajemnicze zdolności, którymi posługują się bohaterowie, a których pochodzenia możemy się tylko domyślać. Lektura przypomina otwieranie matrioszki z pudełek na prezenty, otwierając kolejne i kolejne nasz apetyt wzrasta, a na końcu nie znajdujemy tam zupełnie nic.

21 komentarzy:

  1. Książkę czytałam i choć nie była to może rewelacyjna antyutopia, to jednak miło ją wspominam.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie to, że naprawdę mam wiele rzeczy do czytania, a po tę sięgnęłam, mając nadzieję na po prostu odprężającą i przyjemną lekturę w odpoczynku od egzemplarzy recenzyjnych - może nie byłabym aż tak krytyczna. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. A ja odpuszczę sobie książkę. Mam trochę zaległości a przewidywalność i schematy to nie dla mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram, szkoda czasu na powtórkę z rozrywki! Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Czytałam i.. ekhem, never again. Podpisuję się pod ostatnim zdaniem (tak na marginesie, świetne określenie! :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :D Jakiś taki przypływ geniuszu miałam - ale nadzwyczaj trafny :) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. A ja mimo wszytko jestem ciekawa tej książki. Mam nadzieję, że odbiorę ją nieco przychylniej, ponieważ bardzo rzadko czytam antyutopię, w związku z czym być może będę mniej krytyczna. W każdym razie chce zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będę wypatrywać Twojej recenzji, gdy dorwiesz książkę. Wiem, że jestem trochę krytyczna, ale wkurza mnie strata czasu, gdy tyle fajnych książek czeka. Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Miałam bardzo podobne odczucia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie tylko ja mam już dość schematów :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Szkoda, bo zapowiadała się całkiem interesująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, dlatego się na nią skusiłam... Będę ostrożniejsza następnym razem. Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Nie spotkałam się z tą książką... pomysł na fabułę oczywiście nienajświeższy, ale przecież przy odrobinie wysiłku daloby się zrobić z tego coś nowszego... Szkoda. Przynajmniej wiem, że gdy kiedyś wpadnie mi w oko, powinnam omijać z daleka.:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę, że gdyby wyjąć ten wątek romansowy i włożyć tam po prostu wyjaśnienie czy rozwinięcie fabuły, książka by wiele zyskała. Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Wiele opinii czytałam, że książka słaba i jak widać również po Twojej - książka raczej nie dla mnie. Więc szkoda mojego cennego czasu na nią :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę, że szkoda czasu, ja chętnie bym mój odzyskała :) Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Ech tak to czasem bywa. Oczekiwania wielkie, apetyt się zaostrza, a na końcu klapa. Nie przeczytam, szkoda mi na nią czasu, którego ostatnio o tak mam za mało. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, u mnie ostatnio tak często - szczególnie przy zachwalanych, poczytnych tytułach. Muszę przestać nastawiać się na nie wiadomo co :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. No skoro zakończenie jest takie przewrotowe i wyjątkowe... to chyba jednak coś w tej matrioszce znajdujemy?:P
    Natomiast antyutopie faktycznie ratują wizerunek książek młodzieżowych, ale zaczynam mieć powoli dość tych trójkątów, niech ktoś to wreszcie przełamie, da bohaterce jakiś harem :P albo niech się obejdzie bez miłości - choć akurat w "Igrzyskach" śmierci bardzo podobało mi się to jak autorka wyważyła ilość miłości i aspektów społecznych.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu zakończenie jest nieco lepsze od całej książki, ale matrioszka i tak jest pusta, bo co nam po nim... Powiedzmy, że po prostu ostatnie pudełko jest najpiękniejsze, ale i tak puste w środku :P
      Również czekam na jakąś rewolucję w romansach młodzieżowych... A IŚ też mi się podobały, bo tam dla odmiany nie chodziło o trójkącik sam w sobie i był on dobrze uzasadniony.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  11. Po tak niskiej ocenie, raczej sobie daruję :D

    OdpowiedzUsuń