sobota, 3 marca 2012

#66 Defekt pamięci - recenzja

Tytuł: Defekt pamięci
Autor: Krzysztof "Semp" Bielecki
Wydawnictwo: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości
Rok wydania: 2012
Stron: 154

Moja ocena: 8/10









W wojnie z pewnym multimedialnym sklepowym molochem zawsze wesprę walczących, nawet gdy ich sprawa wydaje się być przegrana już na starcie. Tym razem wykorzystując mniej standardowe środki przekazu, a zarazem oszczędzając tysiące na zakupie widocznego umiejscowienia książki w księgarni, Krzysztofowi „Semp” Bieleckiemu udało się rozreklamować swoją nową powieść. Na facebooku, poprzez blogerów i zaprzyjaźnione portale – o tej książce było głośno i tak być powinno!

Kool Autobee obudził się pewnego ranka i znalazł na stoliku nocnym intrygującą kartkę, nakazującą mu pisać dwie strony tekstu dziennie. Nikt normalny nie wziąłby jej na serio, tak więc i nasz bohater ignoruje to polecenie, a tym samym sprawia, że gdzieś na świecie wydarza się katastrofa. Jest to tak zwany Motywator, który ma za zadanie przypilnować, że cel odbębni swój przydział. A takich jak on jest wielu i zwą się Piszącymi. Niektórzy z nich muszą pisać nawet do dwustu stron tekstu dziennie, bo inaczej, przykładowo, odpadnie im palec. Kool nie godzi się na taki tryb życia, więc wraz z innymi próbuje rozgryźć kto (lub co) ma nad nimi taką władzę. Wnioski, do których dojdą będą zaskakujące…

Może powyższy opis książki nie brzmi zbyt abstrakcyjnie, ale cała fabuła naprawdę jest pokręcona. Raczeni zostajemy krótkimi rozdziałami, w których przeplatają nam się te opisywane z perspektywy głównego bohatera oraz historia pewnego maga z odległej planety. Wydawałoby się, że nie ma między nimi powiązania, ale autor w swojej rozległej wizji zadbał o najdrobniejsze szczegóły, którym aż chce się przyjrzeć ponownie po przewróceniu ostatniej kartki. Zwieńczeniem książki będzie  zakończenie, które zaskoczy nawet bardzo wnikliwych i kreatywnych czytelników.

Powieść czyta się bardzo dobrze. Styl Krzysztofa Bieleckiego jest lekki i nieprzekombinowany. Na kartach tak krótkiej książeczki udało mu się zawrzeć interesującą historię, która jest połączeniem abstrakcji, fantastyki i science-fiction. Zagmatwane losy głównego bohatera wciągają po same uszy, a po lekturze trudno się otrząsnąć z wrażenia, że autor jest niemalże geniuszem zła. Satysfakcji po lekturze chyba nikt nie zaprzeczy.

„Defekt pamięci” to nie debiutancka powieść Krzysztofa Bieleckiego, ale z pewnością pierwsza zareklamowana na taką skalę. Chętnie przeczytałabym pozostałe, których tytuły wydają się zapowiadać równie pokręconą, ale pozytywnie, lekturę. „Miasto to gra”, czy „Kod, czyli rzeczy, które zauważasz w mieście, gdy wpatrujesz się w nie odpowiednio długo” również zostały wydane w ramach Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości. Sam autor to pasjonat i twórca wielu dziwnych projektów w przestrzeni miejskiej, które jednocześnie intrygują i zadziwiają, ale chętnie zgłębiłabym ich reguły.

„Defekt pamięci” nie jest tym na co wygląda. Niepozorna książeczka przynosi satysfakcjonującą lekturę, podczas której wsiądziemy na rollercoaster, przejedzie nas walec, a na koniec w nagrodę dostaniemy wielką miskę budyniu (albo kisielu, czy kawał ciasta, co kto woli). Chociaż niektórzy mogą tego nie przeżyć, inni będą szczęśliwi, że odważyli się sięgnąć.

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję jej autorowi -