Tytuł: Defekt pamięci
Autor: Krzysztof "Semp" Bielecki
Wydawnictwo: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości
Rok wydania: 2012
Stron: 154
Moja ocena: 8/10
W wojnie z pewnym multimedialnym sklepowym molochem zawsze
wesprę walczących, nawet gdy ich sprawa wydaje się być przegrana już na
starcie. Tym razem wykorzystując mniej standardowe środki przekazu, a zarazem
oszczędzając tysiące na zakupie widocznego umiejscowienia książki w księgarni,
Krzysztofowi „Semp” Bieleckiemu udało się rozreklamować swoją nową powieść. Na
facebooku, poprzez blogerów i zaprzyjaźnione portale – o tej książce było
głośno i tak być powinno!
Kool Autobee obudził się pewnego ranka i znalazł na stoliku
nocnym intrygującą kartkę, nakazującą mu pisać dwie strony tekstu dziennie.
Nikt normalny nie wziąłby jej na serio, tak więc i nasz bohater ignoruje to
polecenie, a tym samym sprawia, że gdzieś na świecie wydarza się katastrofa.
Jest to tak zwany Motywator, który ma za zadanie przypilnować, że cel odbębni
swój przydział. A takich jak on jest wielu i zwą się Piszącymi. Niektórzy z
nich muszą pisać nawet do dwustu stron tekstu dziennie, bo inaczej,
przykładowo, odpadnie im palec. Kool nie godzi się na taki tryb życia, więc
wraz z innymi próbuje rozgryźć kto (lub co) ma nad nimi taką władzę. Wnioski,
do których dojdą będą zaskakujące…
Może powyższy opis książki nie brzmi zbyt abstrakcyjnie, ale
cała fabuła naprawdę jest pokręcona. Raczeni zostajemy krótkimi rozdziałami, w
których przeplatają nam się te opisywane z perspektywy głównego bohatera oraz
historia pewnego maga z odległej planety. Wydawałoby się, że nie ma między nimi
powiązania, ale autor w swojej rozległej wizji zadbał o najdrobniejsze szczegóły,
którym aż chce się przyjrzeć ponownie po przewróceniu ostatniej kartki. Zwieńczeniem
książki będzie zakończenie, które
zaskoczy nawet bardzo wnikliwych i kreatywnych czytelników.

„Defekt pamięci” to nie debiutancka powieść Krzysztofa
Bieleckiego, ale z pewnością pierwsza zareklamowana na taką skalę. Chętnie
przeczytałabym pozostałe, których tytuły wydają się zapowiadać równie
pokręconą, ale pozytywnie, lekturę. „Miasto to gra”, czy „Kod, czyli rzeczy,
które zauważasz w mieście, gdy wpatrujesz się w nie odpowiednio długo” również
zostały wydane w ramach Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości. Sam autor
to pasjonat i twórca wielu dziwnych projektów w przestrzeni miejskiej, które
jednocześnie intrygują i zadziwiają, ale chętnie zgłębiłabym ich reguły.
„Defekt pamięci” nie jest tym na co wygląda. Niepozorna
książeczka przynosi satysfakcjonującą lekturę, podczas której wsiądziemy na
rollercoaster, przejedzie nas walec, a na koniec w nagrodę dostaniemy wielką
miskę budyniu (albo kisielu, czy kawał ciasta, co kto woli). Chociaż niektórzy
mogą tego nie przeżyć, inni będą szczęśliwi, że odważyli się sięgnąć.
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję jej autorowi -