niedziela, 18 września 2011

#35 Istoty Ciemności - recenzja

Tytuł: Istoty Ciemności
Autor: Kami Garcia & Margaret Stohl
Wydawnictwo: Łyński Kamień
Rok wydania: 2011
Stron: 462












„Piękne Istoty” okazały się niczym innym jak kolejną kopią „Zmierzchu” Stephenie Meyer. Obdarzeni, niczym wampiry, dzielą się na tych dobrych i złych, a główny bohater książki to męska wersja Belli. Szanse na to, by kontynuacja była choć trochę lepsza zaprzepaściło zakończenie, jakie zaserwowały nam autorki. Po „Istotach Ciemności” spodziewałam się nudy, miłosnych wynurzeń i całkowitej powtarzalności zdarzeń z poprzedniczki. Co otrzymałam?

Niestety nie uda mi się uniknąć spoilerów, więc jeśli jednak was nie przekonałam i nadal chcecie przeczytać „Piękne Istoty” pomińcie ten akapit. Data naznaczenia Leny przesunęła się o rok w czasie. Ani czytelnik, ani Ethan do końca nie wie, co się stało, ale jakoś przechodzi nad tym do porządku dziennego. Młodzi mogliby być razem w spokoju, ale Obdarzona zachowuje się irracjonalnie, odpycha głównego bohatera od siebie, zostawiając go na pastwę Linka i nowej uczennicy bibliotekarki Marion, Liv. Czyżby głos Leny w głowie Ethana ucichł na zawsze? Dlaczego jest tak nieprzewidywalna, raz miła, a raz zimna? Czy w ogóle są jeszcze razem? Te i wiele, wiele innych pytań (wierzcie mi, naprawdę wiele) stawia Ethan i za wszelką cenę stara się znaleźć do nich odpowiedzi, i, co najważniejsze, odzyskać  dawną Lenę.  Wszystko zmierza do upragnionego końca… A nie, bo to są przecież Kroniki Obdarzonych, więc pewnie będzie jeszcze parę części.

Przewidywalność i powtarzalność fabuły jest podczas lektury dobijająca. Nie pomagają tajemnicze korytarze Obdarzonych pod biblioteką, nie pomaga kotka Lucille (chyba moja ulubiona postać). Swoją drogą, zauważyliście ten natłok imion na „L”? Do starych bohaterów dochodzą nowi, a ich historie są konsekwentnie rozbudowywane, choć nadal mało interesujące. Motywacje Leny wydały mi się płytkie i za mało wiarygodne, natomiast nieustępliwość Ethana nudna. Panie Garcia i Stohl mają wyraźny problem z uśmiercaniem ukochanych postaci, przez co w dalszej części książki czytelnik wręcz czeka, aż dawno niewidziany lub zmarły Obdarzony wyskoczy zza pobliskiego rogu.

Fanów „Zmierzchu” ucieszy wiadomość, że pojawia nam się „Jacob”! Biedny, rozdarty pomiędzy Edwardem i Jacobem Ethan nie wie, co zrobić i dzieli się z nami swoimi wynurzeniami na temat miłości, dziewczyn i innych typowych dla jego wieku spraw. Niekiedy wydawał mi się wręcz gorszy od Belli, biorąc pod uwagę również przegadanie książki. Każda akcja zostaje spowolniona i wypełniona przez dialog, podczas gdy Istoty Ciemności czekają ze swoimi niecnymi planami, aż nasi bohaterowie w końcu się zorganizują.

Choć wydanie książki z zewnątrz cieszy oczy, w środku jest źle. I nie chodzi mi tylko o treść, ale o redakcję. Literówki, błędnie oznaczane kwestie dialogowe denerwują i przeszkadzają w czytaniu. Poza tym, styl autorek uległ znacznemu pogorszeniu. Pierwsze 100 stron czyta się ciężko, jakby każde zdanie było pisane na siłę, bez konkretnego pomysłu. Później nie jest niestety lepiej. Pojawiające się znikąd wszechmocne postacie w ostatniej sekundzie przed śmiercią bohaterów, ogólny brak logiki i konsekwentności to kolejne, ciężkie zarzuty.

Chcąc znaleźć coś, co mi się podobało, muszę się najpierw otrząsnąć z negatywnych wrażeń, jakie pozostawia książka. Interesującym, choć nie do końca wykorzystanym pomysłem są korytarze Obdarzonych. Rozległe, pełne tajemnic i dziwnych istot labirynty były najlepszym miejscem akcji w obu częściach. Nadal trzyma się mroczny klimat, choć na pewno wiele traci przez powyższe wady. Wśród mdłych postaci na czoło wybija się kotka, Lucille - niezależna, wyniosła i pewna siebie. Sceny z jej udziałem znosiłam nieco lepiej.

Drugi tom Kronik Obdarzonych nie zaskoczył mnie. Był równie słaby jak część pierwsza, może nawet trochę gorszy. Na pewno wielu osobom cała seria przypadnie do gustu. Mnie – niezbyt. Klimat miasteczka i tajemniczość labiryntów pod nim nie zrównoważą złego wrażenia, jakie zostawiają wynurzenia Ethana, kiepski styl i całkowita wtórność i przewidywalność. Choć dostałam to, czego się spodziewałam, ani odrobinę więcej, czuję się rozczarowana. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że „Istoty Ciemności” choć odrobinę pozytywnie mnie zaskoczą.

Za książkę do recenzji dziękuję serwisowi StrefaRPG.pl

8 komentarzy:

  1. Odpuściłem sobie czytanie po wstępie i porównaniu do Zmierzchu ^^ Wybacz, nie chce mi się czytać skoro i tak wiem, że to nic dla mnie ^^ Poczekam na recenzję czegośco znam, albo też czegoś co może mi się spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo twoich negatywnych odczuć ja jednak dam tej serii szansę, gdyż ciekawi mnie niezmiernie. Kto wie, może akurat mi przypadnie do gustu?

    OdpowiedzUsuń
  3. To są te minusy czytania książek recenzyjnych - trzeba doczytać do końca, żeby coś o nich napisać. Gratuluję cierpliwości i samozaparcia :)

    Widzę, że teraz czytasz Wattsa - wynagrodzi Ci wszelkie bóle związane z lekturą Istot Ciemności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. mam już dość Zmiechopoodbnych tworów. żerowanie na popularności jednej serii jest dla mnie drażniące, dlatego Istoty Ciemności sobie odpuszczę. szkoda, że autorzy nie silną się na oryginalność tylko w kółko powtarzają te same schematy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam o tej serii same dobre rzeczy. Kiedyś przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wygląda to dobrze, a taka fajna okładka! Ale i tak przemyślę czytanie - czasem warto się odmóżdżyć XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny blog.
    Zapraszam www.powiescigrozy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki Twojej opinii nie straciłam czasu na jakąś marną pozycję, która tylko wyprowadziłaby mnie z równowagi, a muszę powiedzieć, że koleżanka proponowała mi wypożyczenie tej serii. Tego typu pozycjom mówię NIE i jeszcze raz n i e.

    OdpowiedzUsuń