Tytuł: Uzdrowiciel
Autor: Ken McClure
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2012
Stron: 272
Moja ocena: 5/10
Autor: Ken McClure
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2012
Stron: 272
Moja ocena: 5/10
Ken McClure to obok
Robina Cooka jeden z najpoczytniejszych i najbardziej znanych pisarzy
parających się thrillerem medycznym. Gatunek ten często nie unika
wtórności i schematyczności, bo w końcu ile można pisać o morderczym
wirusie, czy niepowstrzymanej epidemii? W „Uzdrowicielu”
udaje mu się wyjść poza ramy jedynie po części, ale to nadal dobra
lektura, która jednak nie wyróżnia się niczym z mnóstwa podobnych jej
pozycji.
Od początku jesteśmy rzuceni w wir tajemniczych spotkań, postaci bez twarzy i planów, skalą dorównujących zawładnięciu nad światem. Seria wybuchów i zabójstw zwraca uwagę Stevena Dunbara z Inspektoratu Naukowo-Medycznego w Anglii. Chociaż porzucił on już tę niebezpieczną robotę, powraca w zastępstwie za przyjaciela i okazuje się być właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Po nitce do kłębka prowadzi dochodzenie, odkrywając, że wszystko to wiąże się z dawno zarzuconym Północnym Planem Opieki Medycznej. Skomputeryzowany system, chociaż tak dobrze pomagał stawiać diagnozy, został po cichu wyprowadzony z użycia, a osoby z nim związane dziwnym trafem okazują się być martwe.
„Uzdrowiciel” ma właściwie dwa największe mankamenty. Jednym z nich są bohaterowie, którzy wprowadzani ze strony na stronę, w liczbie większej niż można zapamiętać, wywołują w głowie czytelnika niezły mętlik, z którego nie wygrzebie się on nawet po przewróceniu ostatniej kartki. Autor zresztą nie daje do tego motywacji, gdyż jakikolwiek zarys psychologiczny ma jedynie główny bohater, a i ten pozostawia wiele do życzenia. Jedyne, co o nim wiemy to to, że zrezygnował niegdyś z pracy w Inspektoriacie na prośbę żony. Ta z kolei postać powstała chyba jedynie po to, by Dunbar miał, gdzie wyładować frustrację, a także, by naprowadzać go na nowe, genialne pomysły.
I w tym momencie trafiamy na kolejny problem, mianowicie styl pisania. Dialogi są bardzo drętwe, a z początku lektura sunie jak po gruzie, gdyż nie potrafimy odnaleźć się w opisywanej scenie. Nie jestem do końca pewna, czy to wina tłumacza czy samego autora (który nomen omen ma w dorobku wiele pozycji). Ten pierwszy jednak spisał się z pewnością z przetłumaczeniem tytułu książki, który w oryginale zdradza trochę zbyt wiele.
Mimo ewidentnych wad, książkę czyta się bardzo szybko i można ją stosować jako przerywnik w lekturze poważniejszych pozycji. Plusem są trafne przemyślenia, a także umiejscowienie głównych wydarzeń w Anglii. Akcja mknie prędko, rwie się w odpowiednich momentach, przez co wydaje się być idealna na film. Po przekroczeniu mniej więcej połowy, ciężko jest się oderwać. Niestety, wrażenie po lekturze pozostaje raczej negatywne. „Uzdrowiciel” to książka dla miłośników tego gatunku, którym nie straszny brak rysów psychologicznych, czy odrobina schematu. Gdyby przymknąć oko na te braki, będziecie się w miarę dobrze bawić, jeśli tylko przebrniecie przez pierwszą połowę.
Od początku jesteśmy rzuceni w wir tajemniczych spotkań, postaci bez twarzy i planów, skalą dorównujących zawładnięciu nad światem. Seria wybuchów i zabójstw zwraca uwagę Stevena Dunbara z Inspektoratu Naukowo-Medycznego w Anglii. Chociaż porzucił on już tę niebezpieczną robotę, powraca w zastępstwie za przyjaciela i okazuje się być właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Po nitce do kłębka prowadzi dochodzenie, odkrywając, że wszystko to wiąże się z dawno zarzuconym Północnym Planem Opieki Medycznej. Skomputeryzowany system, chociaż tak dobrze pomagał stawiać diagnozy, został po cichu wyprowadzony z użycia, a osoby z nim związane dziwnym trafem okazują się być martwe.
„Uzdrowiciel” ma właściwie dwa największe mankamenty. Jednym z nich są bohaterowie, którzy wprowadzani ze strony na stronę, w liczbie większej niż można zapamiętać, wywołują w głowie czytelnika niezły mętlik, z którego nie wygrzebie się on nawet po przewróceniu ostatniej kartki. Autor zresztą nie daje do tego motywacji, gdyż jakikolwiek zarys psychologiczny ma jedynie główny bohater, a i ten pozostawia wiele do życzenia. Jedyne, co o nim wiemy to to, że zrezygnował niegdyś z pracy w Inspektoriacie na prośbę żony. Ta z kolei postać powstała chyba jedynie po to, by Dunbar miał, gdzie wyładować frustrację, a także, by naprowadzać go na nowe, genialne pomysły.
I w tym momencie trafiamy na kolejny problem, mianowicie styl pisania. Dialogi są bardzo drętwe, a z początku lektura sunie jak po gruzie, gdyż nie potrafimy odnaleźć się w opisywanej scenie. Nie jestem do końca pewna, czy to wina tłumacza czy samego autora (który nomen omen ma w dorobku wiele pozycji). Ten pierwszy jednak spisał się z pewnością z przetłumaczeniem tytułu książki, który w oryginale zdradza trochę zbyt wiele.
Mimo ewidentnych wad, książkę czyta się bardzo szybko i można ją stosować jako przerywnik w lekturze poważniejszych pozycji. Plusem są trafne przemyślenia, a także umiejscowienie głównych wydarzeń w Anglii. Akcja mknie prędko, rwie się w odpowiednich momentach, przez co wydaje się być idealna na film. Po przekroczeniu mniej więcej połowy, ciężko jest się oderwać. Niestety, wrażenie po lekturze pozostaje raczej negatywne. „Uzdrowiciel” to książka dla miłośników tego gatunku, którym nie straszny brak rysów psychologicznych, czy odrobina schematu. Gdyby przymknąć oko na te braki, będziecie się w miarę dobrze bawić, jeśli tylko przebrniecie przez pierwszą połowę.
Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl.
Link do recenzji w serwisie: Ciemna strona altruizmu
Mnie Anglia jakos nie zacheca. Poza tym sam Cook rowniez nie przypadl mi do gustu.
OdpowiedzUsuńDobrze czyta sie Twoje recenzje, ale tym razem za ksiazke podziekuje...
Czytałem kiedyś "Kameleona" Kena McClure. Prosta, ale wciągająca. Myślę, że jak ta wpadnie mi w ręce, nieomieszkam przeczytać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWidać, że to dość ciężka książka. A szkoda, bo okładka zachęca. Ale bardzo cenię sobie w literaturze przejrzysty język i łatwość czytania, dlatego mówię zdecydowane "nie".
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie czytałam żadnego kryminału czy thrillera i w ogóle nie ciągnie mnie do tego gatunku, głównie przez schematyczność, o której wspominałaś w recenzji. W dodatku ta okładka...jak dla mnie to gwóźdź do trumny dla tej książki :(
OdpowiedzUsuńto ja sobie podaruję lekturę tej książki
OdpowiedzUsuńwolę swój czas przeznaczyć na coś innego
Już dawno nie czytałam thrillera medycznego, ale chyba na razie sobie i ten odpuszczę.
OdpowiedzUsuńMimo tych kliku mankamentów bardzo chce przeczytać ,,Uzdrowiciela''. Dawno już nie czytałam żadnego thrillera medycznego a ten, mnie mimo wszytko zaciekawił.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty, chociaż pewnie i tak bym nie sięgła bo ocena wcale nie jest za wysoka :P
OdpowiedzUsuńOcena pośrednia, więc póki co się wstrzymam.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Raczej nie przepadam za thrillerem medycznym.Nie pamiętam kiedy ostatnio zetknęłam się z tym gatunkiem, jedyny tytuł jaki pamiętam to Coma - przeczytana dawno dawno temu :)
OdpowiedzUsuń