Tytuł: Uznany za niewinnego
Autor: Scott Turow
Wydawnictwo: Buchmann
Rok wydania: 2010
Stron: 436
Zachęcająca okładka w tym wypadku działa jak najbardziej, niestety. Przeglądając dział „nowości” w bibliotece od razu rzuciła mi się w oczy, a interesujący opis z tyłu tego „thrillera” tylko potwierdził pierwsze odczucia i książka wylądowała tym razem u mnie.
Autor: Scott Turow
Wydawnictwo: Buchmann
Rok wydania: 2010
Stron: 436
Zachęcająca okładka w tym wypadku działa jak najbardziej, niestety. Przeglądając dział „nowości” w bibliotece od razu rzuciła mi się w oczy, a interesujący opis z tyłu tego „thrillera” tylko potwierdził pierwsze odczucia i książka wylądowała tym razem u mnie.
Tak zachwalany przez przeróżne magazyny i dziennik New York Post, rzekomo światowy bestseller, w moim wypadku okazał się totalnym niewypałem. Do 150 strony nie dzieje się w nim absolutnie nic. Akcja stoi na światłach, mimo że już dawno świeci zielone, a ja jedynie mogę sobie na nią trąbić.
Mamy tu namiętność, zdradę, morderstwo, śledztwo, tajemnice. Brzmi nieźle, prawda? Wszystko kręci się wokół postaci Rusty’ego Sabicha, który niegdyś miał namiętny romans z denatką - Carolyn Polhemus. Jest on prokuratorem, a jednocześnie zastępcą Raymonda Horgana, przez co obraca się nie tylko w kręgach śledczych, ale także politycznych. To właśnie polityka zajmuje główne miejsce w tej powieści, przeplatana z opisem romansu Rusty’ego i Carolyn. Wiele nazwisk, niezrozumiałe intrygi i, przede wszystkim, zero akcji nie pozwoliły mi dotrzeć nawet do połowy książki, a wierzcie mi, starałam się, bo najbardziej nie lubię zostawiać lektury niedokończonej. Dla uspokojenia sumienia zajrzałam na ostatnie strony, żeby przekonać się, kto był mordercą ponętnej Carolyn. Muszę przyznać, że autor mnie zaskoczył i może jednak warto byłoby przebrnąć przez niekończący się wstęp, może gdzieś tam dalej fabuła nagle skacze do przodu... Niestety, ja się poddałam i nie mam zamiaru wracać.
Polityczny thriller (albo bardziej dramat), z 1987 roku, zekranizowany przy udziale Harrisona Forda, wydany w Polsce po raz pierwszy w 2010, „Uznany za niewinnego” czytacie na własną odpowiedzialność. Jeśli akurat te rzeczy, które na mnie wywierały przeskakiwanie oczami tekstu i nieskończoną irytację Was kręcą – polecam. Jeśli nie, nie dajcie się skusić i omijajcie szerokim łukiem.