piątek, 31 stycznia 2014

Rachel Cohn, "Beta" - recenzja

Autor: Rachel Cohn
Tytuł: Beta
Wydawnictwo: Czarna owca
Rok wydania: 2013
Strona: 320

Moja ocena: 5/10


„Beta" Rachel Cohn wpisuje się w nurt książek dla starszej młodzieży zahaczających o science-fiction, a jednocześnie wplatających w fabułę obowiązkowy wątek miłosny – czyli tak zwanego young adult. Tym razem elementem wziętym z fantastyki naukowej są klony. Wydawałoby się, że na ten temat już nic nowego napisać nie można i raczej do tego typu powieści ciężko mieć wysokie oczekiwania. Sięgając po nią szuka się raczej dobrej, niegłupiej rozrywki na jeden czy dwa wieczory.

Wyspa Dominium to dom najbogatszych rodzin, które mogą sobie pozwolić na wynajem ziemi. To także miejsce, w którym powietrze jest gęstsze, a ludzie wolą odpoczywać niż pracować. Z tego powodu jako służących używają... klonów. Są one unikalne dla wyspy, jednakże wzbudzają wielkie kontrowersje, a nawet aktywne sprzeciwy. Jedną z nich jest Elizja, nowszy model, w którym wszystko wydaje się być takie idealne. Z biegiem czasu okazuje się, że aż nadto...

Porównawszy powyższy opis fabuły z tym dystrybutora odkryjecie, że któryś z nich jest mylący. Ten z okładki sugeruje, że „Beta" to kolejne romansidło z klonami w tle. Tak naprawdę wątek miłosny rozpoczyna się dopiero w połowie książki. Autorka o wiele większą wagę przykłada do ukazania inności Elizji, jej początkowo beztroskiego życia, w które ostrożnie wplata poważniejsze elementy. Szkoda, że nie potrafiła wykorzystać potencjału swojego pomysłu do końca. Druga część powieści sprawia wrażenie, jakby pisarka została zmuszona, aby jednak spełnić zachcianki kobiecej części docelowej grupy odbiorców i umieścić w książce mdły romans bez polotu.

Chociaż pomysł na wykorzystanie klonów w powieści young adult Rachel Cohn miała dobry, ostatecznie książka w swojej wymowie jest naiwna. Sprowadza wszystko do zakochanych nastolatków, chociaż aż prosi się rozwinąć wątki bardziej poważne, które porusza, takie jak: uzależnienia, posłuszeństwo, wolność, czy chociażby moralność w stosunku do klonów. Stanowczo za mało tu także opisów świata poza Dominium. Wiemy tylko, że parę miast zostało zalanych, na Kontynencie budowane są nowoczesne metropolie, ale czy to w ogóle dzieje się na Ziemi? Nie dostajemy żadnych wskazówek.

Autorka opanowała sztukę pisania o niczym. Nie znaczy to, że powieści nie czyta się przyjemnie. Co to, to nie, ale nie jest to jednak lektura, którą zapamiętamy na dłużej. Rachel Cohn nie całkowicie spełniła pokładane w niej nadzieje. Ciężko stwierdzić, co zawodzi tutaj bardziej – część młodzieżowa, czy ta ambitniejsza, czerpiąca z dość ciężkiego gatunku jakim jest science-fiction. Damskiej części starszej młodzieży mimo wszystko powinno się spodobać, bo utrzymuje poziom konkurencyjnych tytułów. Otwarte zakończenie daje nadzieję, że wszystkie mankamenty zostaną choć trochę poprawione w przyszłości, na co na pewno będą liczyć ci, którzy oczekiwali po „Becie" czegoś więcej.

Książka została przekazana od serwisu Secretum za co serdecznie dziękuję.

środa, 4 grudnia 2013

Elizabeth L. Silver, "Przed egzekucją" - recenzja

Autor: Elizabeth L.Silver
Tytuł: Przed egzekucją
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2013
Stron: 416

Moja ocena: 5/10












Ostatni raz kara śmierci została wykonana w Polsce w 1988 roku. Mimo wątpliwości natury moralnej czy etycznej, jakie budzi taki wyrok, poparcie dla niej w naszym kraju jeszcze parę lat temu wyniosło niemal 65 procent. Jednak co raz mniej krajów zasądza karę śmierci, a jeszcze mniej ją wykonuje (często dochodzi do ułaskawienia). Jednym z nich są Stany Zjednoczone, gdzie w 32 stanach egzekucje nadal są zasądzane. Elizabeth L. Silver przenosi nas do Pensylwanii, w której więzieniu na śmiertelny zastrzyk oczekuje Noa P. Singleton.

Noa została oskarżona o morderstwo Sarah, młodej kobiety w ciąży. Na swoim procesie nie broniła się, nie wypowiedziawszy nawet słowa. Skończyło się wyrokiem, o które walczyło oskarżenie – karą śmierci. Dziesięć lat później, pół roku przed „dniem X”, odwiedza ją matka ofiary, prawniczka Marlene Dixon, wraz z młodym adwokatem, Oliverem. Chcą oni walczyć o ułaskawienie dla Noa, gdyż kobieta zmieniła swoje nastawienie i uważa, że nikt nie zasługuje na tak ostrą karę. To jednocześnie szansa dla głównej bohaterki, ale także konieczność spojrzenia w przeszłość i przeżycia wydarzeń z tamtego okresu ponownie. Dzięki dwutorowej narracji (także z perspektywy listów Marlene pisanych do Sarah) możemy osądzić ją sami.

Elizabeth L. Silver starannie przygotowała się do stworzenia swojego debiutu. Wielokrotne wywiady i odwiedziny u ludzi skazanych na karę śmierci przyniosły efekty w postaci rzeczywistego obrazu skazanej oczekującej na egzekucję. Chociaż otoczona innymi kobietami, jest samotna, a odwiedziny Olivera, a nawet Marlene Dixon przynoszą jej nadzieję, ulgę i ukojenie, do którego nie byłaby skłonna się przyznać przed samą sobą. Podobną wnikliwość pisarki można zaobserwować przy ciekawostkach, które zręcznie wplata w opowieść – o autentycznych postaciach morderców, ostatnich słowach skazanych, czy o sposobie wyboru jury.

Jako prawniczka, autorka zna system sprawiedliwości i korzysta ze swojej wiedzy, przedstawiając nam arkana procesu głównej bohaterki. Choć momentami zachowanie Noa zdaje się nie mieć sensu albo być wręcz niemądre, żaden element fabuły nie był niezamierzony i wszystko staje się jasne w miarę zmierzania do końca powieści. Mimo to, Silver nie uchroniła się od błędów. Nad stylem musi jeszcze dużo popracować, ale jeszcze bardziej wyraźny jest chaos wątków i nierównomierne rozłożenie akcji. Raz zwalnia, gdy Noa rozmyśla w więzieniu, innym razem przybierając na prędkości. Szczególnie zaskakuje wysokie tempo zakończenia, odstające od reszty książki. Nie znaczy to, że czyta się ją źle, jednakże przeskoki fabuły, a zarazem zmiana szybkości wydarzeń nieco nuży i skłania do wyczekiwania na ciekawsze momenty.
„Przed egzekucją” to debiut amerykańskiej autorki, Elizabeth Silver, która zawarła w nim swoje prawnicze doświadczenia oraz fascynację karą śmierci. Pod warstwą intrygującej historii i elementów kryminalnych znajdujemy pytania o sens tego największego wyroku, a także o moralność ludzi, którzy podejmują o nim decyzję. Przygnębiający jest ostateczny wydźwięk powieści, w którym zdaje się, że tak naprawdę niewiele zależy od nas samych, a duży wpływ na los człowieka mają inni ludzie oraz zrządzenia losu. Książka nierówna i niezbyt optymistyczna, lecz skłaniająca do refleksji.

Recenzja ukazała się najpierw na portalu dlalejdis.pl: Winna?

niedziela, 1 grudnia 2013

Michael Cobley, "Ziarna Ziemi" - recenzja

Autor: Michael Cobley
Tytuł: Ziarna Ziemi
Seria: Ogień ludzkości (#1)
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Stron: 504

Moja ocena: 9/10

 









Wyobraźcie to sobie. Odbieramy sygnał z kosmosu, od pierwszego obcego gatunku, który poznajemy. A ten – chce nas zniszczyć. To typowy, znany schemat, powtarzający się w wielu książkach tego typu. Bez szans na wygranie wojny, tym razem jednak możemy dać sobie szansę na przetrwanie. Wysyłamy w odległe strony wszechświata trzy statki. Statki pełne ludzi różnych narodowości, mające stanowić nadzieję na przetrwanie ludzkości. Dokąd dolecą? Czy w ogóle dolecą? Czy będą mieli do czego wracać? Jeśli działoby się to w rzeczywistości, pewnie byśmy się nie dowiedzieli.

Na szczęście, to tylko książka. A w książce wszystko może się zdarzyć.

Ludzkości na ratunek rusza Federacja, czyli zjednoczenie różnych ras pod jedną banderą. Wspólnie pokonują wroga i oddychają z ulgą. Ale statki już odleciały, ziarna Ziemi rozniosły się po wszechświecie. Czy będzie z nich udany plon? 150 lat później od tych wydarzeń dowiadujemy się, że tak.
Pierwszy ze statków doleciał na planetę Darien, by w zgodzie i pokoju z pierwotnymi mieszkańcami zakładać miasta, prosperować i odkrywać tajemniczą historię rasy Uvovo. Gregori, Ziemianin, i Chel, tubylec, zajmują się badaniem zagadkowych ruin. Jednocześnie, genetycznie ulepszona kobieta-naukowiec, Catriona zwiedza bujne puszcze księżyca planety, Nieviesty, poznając tajemnice natury, zwanej Segraną. Z początku wszystko wydaje się być jak najbardziej racjonalne. Później mistycyzm i fantastyczność starożytnych miejsc czy wydarzeń sprawia, że wraz z bohaterami zaczynamy wierzyć w wyjątkowość tego świata.

Sielanka nie trwa długo, bo kolonię odkrywa nie kto inny jak sami wysłannicy Ziemi, teraz Ziemiosfery, będącej w przymierzu z Federacją, na której obszarze znajduje się glob. Tutaj do akcji wkraczają kolejni bohaterowie, zagrywki polityczne, a nawet ruchy oporu i bomby. Ambasadorzy innych ras zainteresowani są tylko przejęciem planety oraz jej starożytnymi ruinami, tymi samymi, które bada para głównych bohaterów. Atmosfera zagęszcza się z minuty na minutę, aż do akcji wkroczyć musi siła, która przez tyle wieków trwała w uśpieniu.

Przenikanie elementów fantasy do science-fiction to może nie nowość w gatunku, ale na pewno powiew świeżości. To także idealna okazja dla obawiających się zbyt ciężkostrawnej lektury na odważenie się i spróbowanie z czym to się je. Aspekty naukowe zostały nieco odsunięte na bok, ale to koszty wprowadzenia do fabuły, a niewykluczone, że więcej dowiemy się w kolejnych tomach trylogii. Na lekki styl, dzięki czemu kolejne strony przewraca się tak szybko, na pewno miała wpływ także tłumaczka, Agnieszka Hałas. Wbrew moim początkowym obawom dała sobie radę i sprawiła, że książkę czyta się jeszcze przyjemniej.

Liczni bohaterowie dostają swoje krótkie rozdziały, przeplatające się ze sobą. Nie jest ich jednak tak wielu, by się pogubić, a dostajemy szeroki obraz na wydarzenia w książce. Wielowątkowość fabuły uzasadniona jest rozpięciem akcji na cztery tomy. Nie raz zostaniemy zaskoczeni rozwiązaniami, które stosuje autor – jednym z ciekawszych są narodowości załóg na arkach. Na Darienie wylądowali na przykład: Skandynawowie, Szkoci i Rosjanie. Innym interesującym pomysłem jest przedstawienie ambiwalentnego stosunku kolonistów do sztucznej inteligencji. Z jednej strony, mieszkańcy Dariena obawiają się jej i czują do niej niechęć po jej awarii, gdy po raz pierwszy lądowali na planecie. Z drugiej sami widzimy, że obywatele Ziemiosfery efektywnie z jej korzystają. Mimo wszystko, za każdym razem, gdy ambasador Ziemi rozmawia ze swoją SI, odczuwa się pewien niepokój.

„Ziarna Ziemi” to lektura nie tylko dla fanów fantastyki naukowej, ale i fantasy. Michael Cobley skupia się bardziej na aspektach socjologicznych niż naukowych, tworzy wiele wątków, obejmujących licznych bohaterów. Widać, że książka została pomyślana jako seria i z jednej strony to dobrze – przyjemny i porządnie napisany pierwszy tom daje nadzieję na emocjonującą podróż w kolejnych. Z drugiej, teraz trzeba na nią niestety poczekać przynajmniej do stycznia 2014 roku.

Recenzja ukazała się najpierw na portalu dlalejdis.pl: Na skraju wszechświata

wtorek, 26 listopada 2013

Audiobook+ - audiobook + e-book w jednym

Audioteka+ - audiobook i tekst w jednym

Lubię słuchać audiobooki, ale czasem przeszkadza mi to, że ich "czytanie" trwa tak długo. Wersję papierową pochłonęłabym w 6 godzin, słuchaną - w 20. Oczywiście, takie rozwiązanie sprawdza się, gdy czytać fizycznie po prostu nie możemy. Podczas spaceru, jazdy autobusem, staniu w korku, ćwiczeń, gotowania, etc... Wtedy jednak zanim skończymy daną pozycję upłynie naprawdę dużo czasu, a czasami przydałoby się jednak przyśpieszyć.

Rozwiązanie audioteka+

Audioteka to mój ulubiony sklep z audiobookami, głównie dlatego, że udostępniają bardzo wygodną aplikację do ich słuchania. Poszczególne rozdziały nie mieszają mi się z muzyką, zawsze wracam do momentu, w którym skończyłam, a także mogę dodawać ewentualne komentarze. Wirtualna półka również wygląda świetnie, a obsługa jest intuicyjna. 

Aplikacje na poszczególne urządzenia mobilne nie różnią się za bardzo między sobą, ale obecnie system Android ma dużą przewagę nad iOSem, który używam na co dzień. Mianowicie, teraz w każdym momencie możemy przenieść się z trybu słuchania na tryb czytania tekstu i na odwrót, nie tracąc zakładki miejsca, w którym jesteśmy. Wyjątkowo pobrałam więc program ze sklepu Google play, żeby przetestować to innowacyjne rozwiązanie.

Audiobook + e-book = rozwiązanie idealne?

Niestety, aplikację musiałam testować na nie swoim urządzeniu, które jak na złość co chwila się wieszało. Udało mi się jednak spróbować przesłuchać fragment audiobooka, aby następnie po kliknięciu "teraz czytaj"  przenieść się do e-booka. Nad samymi przenosinami z wersji słuchanej do czytanej i odwrotnie można jeszcze popracować, gdyż reakcja jest nieco opóźniona. Lektor, co oczywiste, zaczyna ponowną lekturę na zdaniu, które jest pierwsze od góry ekranu, nawet jeśli zaczyna się na poprzedniej stronie. Klikając "wstecz" zostajemy przeniesieni z powrotem do znanego już widoku okładki z opcjami nawigacji.

Co ciekawe, cena takiego audiobooka wcale nie jest wyższa. E-book jest jego nieodłączną częścią, której nie odepniemy i nie poczytamy nagle na czytniku. Mimo wszystko, w tej samej cenie mamy dwa formaty, które możemy dowolnie przeplatać ze sobą, gdy tylko tego zechcemy. Na dole tekstu przydałaby się tylko jakaś numeracja strony oraz szybkie menu, gdy klikniemy na ekran, aby bardziej intuicyjnie nawigować po e-booku.




Oferta

Na razie w kolekcji znajdziemy 22 pozycje, a w tym:
  • Jo Nesbø, "Policja"
  • Stanisław Lem, "Powrót z gwiazd" 
  • Dmitry Glukhovsky, "Metro 2033"
  • Marcin Meller, "Między wariatami - opowieści terenowo-przygodowe"
  • Vladimir Wolff, "Kryptonim Burza"

Ja akurat w weekend skusiłam się na promocję bestsellerów (każdy po ~10zł w AppStore) i zakupiłam sobie genialny "Powrót z gwiazd" Stanisława Lema, który czytałam już raz w formie papierowej. Na decyzję miał też wpływ mój ulubiony lektor, znany z "Gry Endera". Tak się złożyło, że mogłam na tym tytule przetestować rozwiązanie Audioteki. Chętnie kupiłabym coś jeszcze, ale poczekam na okazje i jakieś nowe tytuły - może więcej Lema? ;)

Na plus!

Audioteka+ to coś, na co podświadomie czekałam. To idealne rozwiązanie dla ludzi, którym nie odpowiada wolne tempo audiobooków, ale nadal chcieliby ich słuchać wykonując czynności, podczas których fizycznej książki (lub czytnika) trzymać się nie da. Teraz tylko czekać na wersję na iPhone'y i na poszerzenie oferty!

A Wy się skusicie? Jak podoba się Wam takie rozwiązanie?

Obrazki ze strony audioteka.pl, zrzuty ekranu własne. I nie, wpis nie jest sponsorowany, chociaż mógłby być ;P

piątek, 15 listopada 2013

Nadchodzi nowe... :)

Jestem już na własnej domenie, ale przede mną jeszcze wiele pracy, by ten blog, to moje miejsce wyglądało tak jak sobie to wymarzyłam...

Dlatego przez kolejne parę dni mogą się tu dziać bardzo dziwne rzeczy. Nie zrażajcie się, nie uciekajcie z krzykiem - niedługo wszystko będzie dobrze :)

Miejmy nadzieję, że powitam was ponownie w miejscu, którego nie będę się wstydzić, a Wy będziecie chcieli zostać w nim na dłużej.