niedziela, 23 września 2012

#117 Wejście w zbrodnię - recenzja

Tytuł: Wejście w zbrodnię
Autor: Jill Hathaway
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2012
Stron: 296

Moja ocena: 5/10










Uwielbiamy czytać powieści o mordercach, nie da się temu zaprzeczyć. Co, jeśli w pewnym momencie znaleźlibyśmy się w jego głowie? Fenomen kryminałów i thrillerów jest rzeczą nie do końca wyjaśnioną. Dlaczego tak bardzo uwielbiamy zabójców, a im krwawiej i inteligentniej, tym lepiej? Na to pytanie sami nie potrafimy odpowiedzieć. Niemniej, zawsze oni nas fascynowali i z przyjemnością poznajemy ich umysły. Co jednak, gdyby los potraktował nas brutalnie i obdarzył umiejętnością faktycznego "wchodzenia" do głowy mordercy?

Tym przekleństwem (a może darem?) została naznaczona Sylvia Bell, bohaterka książki „Wejście w zbrodnię”. Byłaby typową nastolatką, gdyby nie narkolepsja, na którą choruje od pewnego czasu. Jej nagłe omdlenia przestały już wszystkich dziwić. Jednak, co by było, gdyby wiedzieli, że to nie nerwica natręctw nie pozwala jej dotykać rzeczy należących do innych, a fakt, że potem, gdy jest nieprzytomna, może widzieć świat ich oczami, choć wcale tego nie chce. W ten właśnie sposób zostaje świadkiem morderstwa. Z biegiem czasu przestaje się bać swojej umiejętności, a nawet uczy się z niej korzystać i używać zgodnie z własnym życzeniem. Czy jednak to wystarczy, by zapobiec kolejnym zbrodniom? Szczególnie, że kolejnym celem wydaje się być jej siostra.

Powieść z nastolatką w głównej roli nie byłaby pełna, gdyby nie występowali w niej także dwaj bohaterowie płci męskiej. Pierwszy to wierny przyjaciel, drugi - nowy chłopak w sąsiedztwie. Autorka „Wejścia w zbrodnię” stanowczo zbyt wiele miejsca poświęca rozterkom kobiecym i młodzieńczym, jak na zwykły kryminał. Trzeba jednak przyznać, że świetnie stopniuje napięcie tak, że od książki nie można się oderwać. Wszystkie podsyłane tropy starają się mydlić nam oczy, ale ostatecznie ani trochę nie jesteśmy zaskoczeni. Zakończenie niestety całkiem rozczarowuje.

Ani okładka, ani tytuł książki nie zapowiadały tak wyraźnego elementu stricte fantastycznego, bez którego powieść w tej formie w ogóle nie miałaby racji bytu. Warto to odnotować, gdyż nie wszystkim wielbicielom kryminałów taki sposób prowadzenia fabuły przypadnie do gustu. Dodając do tego naiwny wątek romansowy, główną bohaterkę - nastolatkę oraz niewielką objętość, otrzymamy mierną powieść kryminalną przeznaczoną głównie dla młodzieży, wbrew temu, co napisano na okładce.

Jill Hathaway nie można odmówić lekkiego stylu i pióra, gdyż lektura mija szybko i bez wielkich zgrzytów. Wątek fantastyczny, stanowiący jej nieodłączny element, został misternie wtopiony w fabułę. Jeśli szukacie lekkiej książki na jeden wieczór, przy której nie trzeba za dużo myśleć, a czas mija szybko, "Wejście w zbrodnię" będzie idealne. Bardziej ambitni czytelnicy, niestety, rozczarują się.


Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Oczami zabójcy

17 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się gra kolorów na okładce - to tak gwoli mojego 'zmysłu' estetycznego :)

    książka mnie zaciekawiła, mimo, że może nie jest to szczyt ambicji, takie książki na jeden wieczór czasem się przydaję :)

    pozdrawiam
    prywatna-poczytajka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, co jakiś czas można sięgnąć. A kolory na okładce i do mnie bardzo przemawiają :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Okładka rzeczywiście przyciąga wzrok, tak samo jak opis i twoja recenzja :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już podobny kryminał i muszę przyznać, że przechodzący na pierwszy plan wątek miłosny, naiwna bohaterka i mieszanie w głowie przez wydawcę okładką i opisami na niej mnie rozczarowały i zraziły. Raczej nie za eksperymentuję:/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Już trzeci akapit utwierdził mnie w przekonaniu, że "Wejście..." nie będzie w moim przypadku właściwym wyborem. A szkoda, bo chętnie przeczytałabym w końcu jakiś dobry kryminał; wielbicielką gatunku nie jestem, ale fajnie czasem sprawdzić coś spoza głównych zainteresowań. No, ale znając mój wybredny gust, pewnie jeszcze trochę poszukam.

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże, naiwny wątek romansu i już mi źle... Ostatnio przejadły mi się wszystkie takie książki, punktem kulminacyjnym były "Sekrety Los Angeles". Widzę, że prawdziwą bolączką pisarzy nie jest brak pomysłów, ale brak wyobraźni, jak by też dalej pociągnąć fabułę, żeby była NAPRAWDĘ dobry i wciągająca, a nie mierna i mdła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja fanką kryminałów nie jestem i jakkolwiek to zabrzmi nastolatków też nie, dlatego odpuszczę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  7. mam ją na półce i czeka na swoją kolej
    ciekawe jak wypadnie w moich oczach... aż się boję

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm...Na książkę mam w dalszym ciągu ochotę. Nie ostudziłaś moich zapałów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo wszystko jak spotkam, to zaryzykuje i sięgnę po nią. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślałam, że ,,Wejście z zbrodnie'' będzie bardziej ambitniejszą powieścią, ale po twojej recenzji widzę, że raczej się zawiodę, dlatego chyba tym razem jednak spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam ochotę na tę książkę, ale widzę, że jednak nie jest tak ciekawa, jak mi się wydawało.. Jeśli natknę się na nią to prawdopodobnie sięgnę po nią, aby przekonać się czy trafi w mój gust, ale nie będę jakoś specjalnie zabiegać, aby ją znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam mieszane uczucia, bo z jednej strony chciałam tę książkę przeczytać, bo widziałam w zapowiedziach, a z drugiej strony wnioskuję, że nie przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam ochotę na tę książkę. Chciałabym się przekonać jakie wrażenie na mnie wywrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Na początku recenzji, czułam, że to coś dla mnie, ale im bliżej końca, tym bardziej utwierdzałam się, że jednak nie. A szkoda, bo sam pomysł można by fantastycznie wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
  15. A już myślałam, że to książka doskonała ^^
    Teoretycznie stoi na półce, praktycznie - coraz mniej mam na nią ochotę. Ale może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń