Tytuł: Ślepowidzenie (Blindsight)
Autor: Peter Watts
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2011
Science-fiction, w którym występują wampiry i to takie, które nie błyszczą? „Pierwszy kontakt” z Obcymi, w którym nie ma znamiennych w skutki walk i bitew, a sami kosmici nie wychodzą ludziom z brzucha? To wszystko tylko w „Ślepowidzeniu” Petera Wattsa. Wyruszcie w podróż przez miliony kilometrów do miejsca, w którym wszystko traci znaczenie i zyskuje je na nowo, a w obliczu innej cywilizacji zastanowimy się nad sobą samymi.
W roku 2082 ludzkość osiągnęła niemalże szczyt postępu technologicznego. Zaczęto powolną ekspansję w odległe obszary kosmosu, jednakże nie my odnaleźliśmy inne życie we wszechświecie, a ono nas. W ślad za sygnałem z odległych krańców Układu Słonecznego wyrusza ekipa badawcza, na czele której stanie wampir. Tajemniczy obiekt, identyfikujący się nazwą Rorschach zdaje się być nastawiony pokojowo. Oczywiście, do czasu…
Na wstępie należy zaznaczyć, że „Ślepowidzenie” to powieść very hard science-fiction. Nawet bardziej science, niż fiction. Mnogość zwrotów naukowych wyróżnia tę książkę na tle innych. Terminologia medyczna, psychologiczna i fizyczna sprawia, że przeciętnemu czytelnikowi lektura będzie szła bardzo ciężko. W porównaniu do innych autorów gatunku, A. C. Clarke’a czy O. S. Carda, a nawet niedawno recenzowanej przeze mnie debiutanckiej książki Wattsa, „Rozgwiazdy”, ilość naukowej paplaniny jest ogromna i przytłaczająca. Pasjonaci wiele razy skorzystają z wikipedii, jednakże kwestia całkowitego zrozumienia książki najpewniej zostanie nierozstrzygnięta. Z wykształcenia będąc naukowcem, autor przygotował się do napisania powieści co najmniej bardzo dobrze, oferując zainteresowanym obszerną bibliografię i spis źródeł.
W „Ślepowidzeniu” Watts bierze typowe, przerabiane już setki razy schematy i serwuje je nam w nowatorskiej formie. Wspomniane na początku wampiry nie są słodkimi, błyszczącymi się stworzeniami, ale z drugiej strony nie są również potworami. Ich miejsce wśród ludzi jest ustalone, bo to właśnie ludzie przywrócili wymarły gatunek homo sapiens vampiri, do życia. Dziesiątki razy szybciej myślący i inteligentniejszy od ludzi, wampir Sarasti, nieprzypadkowo stoi na czele wyprawy. Dowodzi czwórką świetnie wykreowanych postaci. Siri Keeton to pozbawiony połówki mózgu żargonauta, potrafiący bezbłędnie odgadnąć myśli innych ludzi. Isaac Szpindel zajmuje się biologią. Na tak ważnej i niepewnej misji nie mogłoby zabraknąć kogoś, kto wie jak się zabija. Jest więc również i żołnierz, Amanda Bates. Na dokładkę mamy lingwistkę, Susan James, której osobowość dzieli się na cztery oddzielne i zupełnie różne osoby.
Watts wobec spotkania ludzi z obcą cywilizacją stawia wiele ważnych pytań o istotę człowieczeństwa i inteligencji. W jakże ciekawy i chyba najbardziej prawdopodobny sposób przedstawia on samych obcych. Nie są oni krwiożerczymi, bezmyślnymi istotami, a już przede wszystkim nie są do nas podobni. Mając do dyspozycji nieznaną technologię mają nad nami przewagę i wykorzystują ją beznamiętnie. Ludzie wobec obcej siły nie mają wiele do powiedzenia. Autor obnaża braki naszych mózgów, wykorzystując do tego psychologiczne chwyty, które są tym gorsze, że w większości występują naprawdę już teraz, bez konieczności przebywania obok artefaktu Obcych.
Lekkość stylu sprawia, że lektura prze do przodu i byłaby błyskawiczna, gdyby nie hamujące ją fragmenty pełne niezrozumiałych terminów naukowych. Jednakże bez nich, „Ślepowidzenie” nie byłoby takie samo. Większość rzeczy, które Watts przytacza jest niesamowicie interesująca (przykładowo eksperyment myślowy „Chiński Pokój”, lub też samo zjawisko ślepowidzenia) i zachęca do zgłębiania naszego mózgu, czy chwili refleksji nad nami samymi. Nie można również zarzucić książce braku akcji – dzieje się wiele, choć wszystko wydaje się być zbyt skomplikowane. Obok śledzenia wypadków misji kosmicznej mamy swoiste flash-backi do przeszłości głównego bohatera, pozwalające nam lepiej poznać ten futurystyczny świat i psychologię jego mieszkańców.
Przyszłość przedstawiona w powieści Wattsa jest bardzo realna. Kto wie, może właśnie tak jak to opisał skończy ludzkość? W naszym interesie jest postarać się, by to technologia służyła nam, a nie na odwrót, by wśród komputerów i botów, nie zapomnieć o drugim człowieku. Choć długo zastanawiałam się po lekturze „Ślepowidzenia”, w jaki sposób je skomentować, wiem jedno: warto przebrnąć przez naukową powłokę, by odnaleźć pod nią głębszy sens. A przy okazji nieźle się bawić.
Nieprędko za nie chwycę, postawiłem sobie bowiem wyzwanie skompletowania całej UW, a czytanie ebooków zarzuciłem już dawno. Pozostaje więc ewentualnie znaleźć kogoś kto będzie skłonnym mi je pożyczyć.
OdpowiedzUsuńZ pewnością jest to lektura zapadająca w pamięć, inna niż wszystko co do tej pory się czytało :) Ale jak to mówią czego oczy nie widzą tego sercu nie żal więc póki co zajme się tym co na półce jest widoczne ;)
Pewnie ciężko by mi było przebrnąć przez tą książkę, ale cholercia strasznie mnie zaintrygowałeś :)
OdpowiedzUsuńłaś, zaintrygowałaś :) chochlik :P
OdpowiedzUsuńŚlepowidzenie akurat dobrze jest czytać w postaci ebooka - w każdej chwili można sięgnąć do wiki przerzucając tylko okno na ekranie komputera :D
OdpowiedzUsuńW każdym razie ja tak tę powieść czytałam (dodam, że to była jedyna książka, jaką na komputerze przeczytałam) i w tym wypadku akurat sobie chwaliłam ten rodzaj czytania :)
JA nie jedną w postaci ebooka już czytałem, poza tym czytam przeważnie w domu, koło wł komputera więc sprawdzenie czegoś wymaga wyłącznie odłożenia książki i przekręcenia się na krześle ;)
OdpowiedzUsuńMnie szczerze mówiąc, natłok niezrozumiałych terminów i konieczność ciągłego biegania po słownik nieco zniechęca. Chyba sobie odpuszczę…
OdpowiedzUsuń