Autor: Juliusz Verne
Tytuł: Przygody kapitana Hatterasa
Wydawnictwo: Fundacja Marka Kamińskiego
Rok wydania: 2011
Stron: 452
Tytuł: Przygody kapitana Hatterasa
Wydawnictwo: Fundacja Marka Kamińskiego
Rok wydania: 2011
Stron: 452
Mało kto nie słyszał o twórczości Juliusza Verne’a, klasyka powieści przygodowych, i nie czytał jego książek. „Podróż do wnętrza Ziemi”, „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” czy „Tajemnicza wyspa” to tytuły znane nam wszystkim. Podejrzewam jednak, że tej pozycji nie mieliście okazji przeczytać, gdyż w Polsce została wydana po raz pierwszy od wersji odcinkowej w 1865 roku. Szczerze radzę nadrobić zaległości!
Gdy listonosz zapukał do moich drzwi z książką „Przygody kapitana Hatterasa” byłam porażona jej wyglądem zewnętrznym, ale w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Twarda okładka, wiele stron, zwiastujących wielogodzinną i, miałam nadzieję, porywającą lekturę, a także klimatyczne ilustracje zrobiły swoje. Kolejną rzeczą, rzucającą w oczy to wydawnictwo, które stoi za opublikowaniem powieści w naszym kraju, mianowicie Instytut Marka Kamińskiego – polskiego podróżnika i polarnika, który jako pierwszy na świecie zdobył oba bieguny w jednym roku. Podjął się on wydania książki, aby, jak sam pisze o tym we Wstępie, dać ludziom możliwość zdobycia inspiracji na życie i osiągania własnych „biegunów”.
Anglia, rok 1860. W Liverpoolskim porcie stoi okręt o nazwie „Forward”, niewątpliwie zbudowany do dłuższej podróży w zimne rejony świata. Jednak na razie statek ten nie ma kapitana. Robert Shandon, jako odbiorca listów pewnego tajemniczego nieznajomego, zgodnie z wytycznymi zbiera załogę i zapasy, a następnie wyrusza w nieznane, ufając, że kapitan wkrótce ujawni prawdę o sobie i celu wyprawy. Ekipa na statku, w większości zachęcona nagrodą pieniężną, wkrótce zaczyna okazywać swoje niezadowolenie. Chwilę przed buntem dwóch marynarzy topi psa kapitana, Duke’a, postanawiając przerwać podróż i tym samym zmusza dowódcę do ujawnienia się. Celem wyprawy jest biegun północny, do którego załogę „Forwarda” czeka długa i usłana niebezpieczeństwami droga. Aby to Anglicy pierwsi postawili stopę na najbardziej wysuniętym na północ punkcie globu, będą musieli sporo wycierpieć i dokonać wielu wyrzeczeń na drodze do upragnionego celu, który niekiedy wyda się nieosiągalnym szaleństwem kapitana Hatterasa.
Lektura książki sama w sobie jest podróżą. Obserwujemy niewiarygodne zmagania grupki ludzi wierzących w swoje marzenia i pragnących osiągnąć cel za wszelką cenę, aczkolwiek nie po trupach. Wyprawa na biegun to misja niemalże samobójcza. W każdej chwili na statek mogą ruszyć lody, wąska cieśnina może zostać zablokowana, a załoga tylko czyha na każde potknięcie kapitana, aby się zbuntować, a tym samym poddać i zawrócić. Gwałtowne zmiany pogody, brak przejściowych pór roku, głód i zmęczenie – wszystko to utrudnia załodze życie jak tylko może. Verne potrafi ogromnie detalicznie przedstawiać rzeczy, których nigdy nie widział, a jedynie o nich czytał bądź słyszał. Jego opisy fauny i flory oraz niebezpieczeństw obszarów podbiegunowych zadziwiają dokładnością. Jednocześnie z ust doktora Clawbonny’ego, chodzącej encyklopedii, dowiadujemy się historii wypraw w różne miejsca na świecie, faktów z biologii, geografii, a nawet techniki, fizyki i astronomii.
„Przygody…” to podsumowanie dotychczasowych dla Verne’a podróży ku biegunowi północnemu oraz jego wizja tego specyficznego miejsca. Natłok nazw cieśnin, przesmyków, wysp, wybrzeży, kanałów, etc. wzbudza podziw dla autora, ale i zawroty głowy z nawału informacji, powodując zmniejszenie zainteresowania lekturą czytelnika niezaznajomionego z tematem wypraw okołobiegunowych i geografii tamtych rejonów.
Mimo że nie znajdziemy tu ani romansu, ani elementów thrillerów, to przygody spotykające podróżników przepełnione są akcją, szczególnie w drugiej połowie powieści, w której wyprawa powoli zaczyna dobiegać upragnionego końca. Do ostatniej strony nie wiemy, jak się to wszystko potoczy.
Ciekawym elementem książki są ilustracje. Niekiedy są to osobne rysunki, rzadziej nakładają się na faktyczne zdjęcia bieguna, zapewne autorstwa samego Marka Kamińskiego, choć nigdzie nie ma o tym wzmianki. Podobnie sprawa się ma z przypisami. Szczególnie na początku mają nawet i pół strony. Tłumacz, bądź sam polarnik, często poprawia Verne’a, któremu mylą się nazwy, daty, miary, a nierzadko popełnia on nawet błędy merytoryczne. Jednakże uważam, że większość tych rzeczy mogłaby zostać poprawiona w treści książki, podobnie jak i angielskie słowa, których używa Francuz, mogły zostać przetłumaczone na bieżąco, zamiast odsyłać czytelnika na dół strony.
„Przygody kapitana Hatterasa” to ślicznie wydana powieść, która jednak swoje waży. Dla drobniejszej osoby trzymanie książki w rękach po pewnym czasie staje się uciążliwe, nie wspominając o przenoszeniu jej gdziekolwiek. Mimo wszystko, ilustracje i specyficzny, wspaniały zapach, a przede wszystkim sama historia opowiadana przez Verne’a to coś, z czym każdy powinien się zapoznać. Lektura nie jest łatwa, podobnie jak wyprawa na biegun. Jednak myślę, że warto wzruszyć się na widok napisu „Koniec” i wspomnieć przebyte trudy załogi „Forwarda”, a następnie z równą nieustępliwością postępować w codziennym życiu dążąc do wymarzonych celów – oto morał tej powieści i przesłanie zarówno Juliusza Verne’a, jak i Marka Kamińskiego.
Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl
Verne'a lubię głównie za "Podróż do wnętrza Ziemi", a po tą pozycję sięgnę, jak tylko mi się natrafi.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się i zastanawiam i wreszcie doszłam do wniosku, że nie przeczytałam w życiu żadnej książki Juliusza. To takie... smutne. A ta brzmi całkiem smakowicie.
OdpowiedzUsuńTak, zdecydowanie "Mówca umarłych" mi się podobał i gorąco polecam, szczególnie, jeśli czytałaś poprzedni tom. I dziękuję za odwiedziny, o. ^^
Zaciekawiłaś mnie i to bardzo ! Czy można się spodziewać, że ujrzę w tej opowieści opis zorzy polarnej ? Zawsze fascynowało mnie to zjawisko.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno !
@Cassin O tak, zorze pojawiają się tam wielokrotnie i, podobnie jak fauna i flora typowa dla bieguna, są bardzo fajnie i dokładnie opisane :) Pozdrawiam i dzięki za wizytę! :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś taką „fazę” na twórczość Verne’a (ładnych parę lat temu), że przeczytałam kilkanaście jego książek, ale tej nie znam. Twoja recenzja jest mocno zachęcająca. Zauważyłam, że łączy nas miłość do pięknych okładek, zwłaszcza jeśli nie wyklucza to pięknej zawartości ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam