wtorek, 30 października 2012

#127 Straż - recenzja

Tytuł: Straż
Autor: Marianne Curley
Seria: Strażnicy Veridianu (Tom 1)
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2011
Stron: 432

Moja ocena: 7/10









W zalewie marnej jakości publikacji z gatunku zwanego „paranormal romance” każda oryginalniejsza pozycja jest na miarę złota. W "Straży" nie znajdziemy elementów nadprzyrodzonych w postaci wampirów, czy wilkołaków, ale czy ta pozycja się czymś wyróżnia i zasługuje na naszą uwagę?

Straż to organizacja zajmująca się ochroną prawidłowego przebiegu historii przed ingerencją ze strony „tych złych”, czyli Zakonu Chaosu. Jeszcze za bycia małym chłopcem, dołączył do niej Ethan, którym wstrząsnęła tragiczna i przedziwna śmierć siostry. Od tamtej pory co jakiś czas przenosi się do przeszłości i próbuje powstrzymać wysłanników bogini Chaosu. Momentem przełomowym w jego życiu jest przydzielenie mu Ucznia w postaci Isabel, siostry jego dawnego przyjaciela. Wbrew pozorom, między tym dwojgiem nie rozkwita od razu bezbrzeżne uczucie – ona wprawdzie od zawsze czuła przyciąganie do najlepszego kolegi brata, lecz on nie jest zainteresowany. Wspólne szkolenie owocuje kolejnymi wyprawami w odmęty historii, które toczą się zupełnie nie po ich myśli…

Narracja książki biegnie dwutorowo – niemal naprzemiennie obserwujemy akcję z punktu widzenia to Ethana, to Isabel. Nie jest to często wykorzystywany zabieg, a w tym przypadku sprawdził się jak najbardziej, bo nabieramy perspektywy i mamy wgląd w „głowy” naszych bohaterów. A ich osobowości są całkiem interesujące. Chłopak czuje się całkiem osamotniony w domu, w którym rodzice wciąż cierpią po utracie córki. Isabel natomiast musi użerać się ze swoim nadopiekuńczym bratem, który chce zastąpić jej ojca. Ten, choć dawniej przyjaźnił się z Ethanem, odczuwa do niego niechęć. Poróżniła ich obecna dziewczyna Matta, Rachel, dla której również znalazło się miejsce w tej historii. To, że bohaterowie są nastolatkami, autorka przedstawiła bardzo wiarygodnie, nie skąpiąc im lekkomyślności, a mimo to, nie odczuwamy wrażenia, że są niedojrzali. Inne postacie nie wyróżniają się zanadto, oprócz może Arkariana, przełożonego naszych Strażników Czasu, o szafirowych włosach i fiołkowych oczach…

W „Straży” Marianne Curley podjęła temat podróży w czasie, który, choć ostatnio często wykorzystywany, wcale nie jest prosty. Łatwo tu o paradoksy i nielogiczności, jednak na razie, dzięki niedopowiedzeniom, udało jej się wybrnąć z zadania bezproblemowo. Pomysł darów, nadawanych strażnikom, wydaje mi się wprost genialny, bo daje ogromne pole do popisu – w końcu autorka może swoich bohaterów obdarzyć czym tylko chce. Oby tylko nie zmarnowała tej szansy w kolejnych tomach. Samo powstrzymywanie historii przed umyślną zmianą stanowi dodatkowy element edukacyjny, a pisarka umiejętnie posługuje się piórem i potrafi zachęcić do samodzielnego poznawania przedstawionych zalążków historycznych tematów.

W trakcie lektury nie sposób nie zauważyć wielu punktów wspólnych z inną powieścią, której premiera była mniej więcej w tym samym czasie. Mam tu na myśli „Czerwień rubinu” autorstwa Kerstin Gier. Podróże w czasie? Są. Historyczna intryga, która sięga współczesności? Jest. Para bohaterów, między którymi coś się święci? Jest. To wcale nie koniec podobieństw, jednak „Straż” ma nad przeciwniczką jedną bardzo wyraźną przewagę w postaci o wiele lepszego stylu pisania autorki, który nie jest infantylny do bólu, a także dość nowatorskiego rozwiązania romansu między dwójką głównych postaci. 

Krótko mówiąc, „Straż” to książka przeznaczona dla młodzieży płci pięknej – i ta grupa docelowa z pewnością się nie rozczaruje. Bo mamy tu wszystko, czego młode czytelniczki mogłyby zapragnąć: akcję, romans, intrygę i w miarę interesujących bohaterów. Do tego, podane w przystępnej formie i oblane pysznym lukrem w postaci, może zbytnio eksploatowanych ostatnio, podróży w czasie. Bardziej dojrzałym zabraknie tu głębi, a niektóre zagrywki autorki wydadzą się stereotypowe i na wskroś przewidywalne. Mimo to, warto sięgnąć po tę powieść, której wielki potencjał, miejmy nadzieję, rozwinie się w dwóch kolejnych tomach trylogii.

Za ksiązkę dziękuję wydawnictwu Jaguar

niedziela, 28 października 2012

#126 Książki, na które czekam w listopadzie

Tytuł: Skrzydła gniewu
Autor: C. S. Friedman
Seria: Cykl o Magistrach (Tom 2)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Stron: 544

Data wydania: 20 listopada 2012

Gniew Bogów to czarnoksięska bariera chroniąca ludzi przed powrotem demonów. Wzniesiono ją, gdy Duszożercy omal nie doprowadzili południowych krain na skraj wyniszczenia. Wtedy udało ich się odeprzeć.
Przez lata pamięć ludzi o tych wydarzeniach zatarła się, podobnie jak strach przed grozą czyhającą za Gniewem Bogów. Bariera zaczyna jednak kruszeć i nawet magowie z coraz większym lękiem spoglądają na północ.
Tymczasem Kamala, młoda kobieta, która ośmieliła się rzucić wyzwanie Magistrom, zmuszona jest uciekać przed ich gniewem na północ w sam środek niebezpieczeństwa.

Drugi tom przygód Kamali i opowieści o mrocznej magii zapowiada się ciekawie. Tylko ta okładka mi tutaj średnio pasuje....

Tytuł: Science fiction po polsku
Redakcja: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Paperback

Data wydania: 21 listopada 2012

Spis treści:
  • Artur Laisen „Księdza Marka trzy spotkania z demonem”
  • Piotr Sarota „Z poradnika niepraktycznego przeżycia postatomowego”
  • Szymon Stoczek „Samolubny gen”
  • Istvan Vizvary „Muneca”
  • Jakub Ćwiek „Obroża”
  • Dariusz Domagalski „Upiorny błękit”
  • Tomasz Duszyński „Placówka na prawo od Syriusza”
  • Agnieszka Hałas „Opowieść o śpiących królewnach”
  • Paweł Paliński „Wszyscy jesteśmy dziećmi BOG-a”
  • Andrzej W. Sawicki „Nadejście zimy”
  • Milena Wójtowicz „Przeżycie”
To już kolejna antologia polskiego science-fiction, a jednak zupełnie inna i przedstawiająca różnych autorów. Co ciekawe, znajdziemy tutaj także debiutantów - zwycięzców konkursu na stronie wydawnictwa. Co z tego wyszło? Jestem niesamowicie ciekawa i nastawiona bardzo optymistycznie.

I na koniec, coś na co czekam najbardziej:
Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu, t.4
Autor: Jarosław Grzędowicz
Seria: Pan Lodowego Ogrodu (Tom 4)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Stron: 896

Data wydania: 30 listopada 2012

Ten cykl to właściwie jeden wielki, literacki popis możliwości kreacji współczesnego pisarza popkulturowego. Faszerowany efektami blockbuster z przesłaniem sprowadzony do postaci książki. Perspektywa opisu zmieniająca się w zależności od tempa akcji, wielotorowa fabuła, słowa kreślące dziwaczny, szalony wręcz obraz rodem z sennych widziadeł Hieronima Boscha. Supertechnologia w bezpardonowym pojedynku z magią. Akcja gna przez świat, który nie jest jedynie płaską dekoracją służącą za tło zmagań herosów. Odkrywamy skomplikowany mechanizm z barierami kulturowymi, obsesjami i pragnieniami, który zachowuje prawo do istnienia i funkcjonowania nawet bez galerii pierwszoplanowych postaci.

To już nie jest tylko forma rozrywki. Jarosław Grzędowicz błyskotliwie udowadnia, że uniwersalnym popowym kodem pisarz może mówić o rzeczach fundamentalnych i prowokować do wyciągania wniosków.

Taki jest Pan Lodowego Ogrodu. Porywająca opowieść o konsekwencjach popełnionych czynów.

W końcu! A 896 stron nie przeraża a cieszy ;)

***
A wy na co czekacie?

poniedziałek, 15 października 2012

#125 Paskuda & Co. - recenzja przedpremierowa

Tytuł: Paskuda & Co.
Autor: Magdalena Kozak
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 17 października 2012
Stron: 292

Moja ocena: 5/10










Chyba każdy kojarzy opowieści, w których rycerz ma uratować księżniczkę w wieży, wykazując się przy tym męstwem i pokonując smoka. Magdalena Kozak pokazuje, jak wygląda to z perspektywy tej drugiej strony.

W „Paskudzie & Co” wszystko jest niemal jak w bajce – mamy i księżniczkę w wieży, i strażnika jej cnoty, i groźnego potwora. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej to coś tu nie gra… Bo potwór jest i owszem, żądny krwi i niezłomny w swym zadaniu, ale mieszka w jeziorze, jest smokiem, a właściwie smoczycą i nazywa się Paskuda. Strażnik chętnie broni cnoty swej księżniczki, ale jeszcze chętniej sam położyłby na niej swoje ręce. A piękna dziewica nie jest ani taka piękna, ani w sumie to nie chce pierwszego lepszego rycerza, a już na pewno nie pozwoli mu zabić swoich przyjaciół. I jak tu uciec z wieży, wyrwać się z impasu?

Magdalena Kozak podeszła do tematu oklepanego i - zdawałoby się - wyczerpanego z nową werwą i pomysłem. W trzynastu rozdziałach przedstawiła swoją własną wersję historii o dziewczynie uwięzionej w wieży, przedstawioną właśnie z jej perspektywy. Księżniczka, podobnie jak Strażnik, nie posiada imienia. Jak zresztą podkreślone zostało w tytule, to smoczyca, Paskuda, stoi w centrum wydarzeń. Przez przygody doświadczone wspólnie (a było ich więcej niż można by się spodziewać), zacieśniają się więzy między całą trójką. Obserwujemy zaczątki przyjaźni, miłości… Razem z nimi przeżywamy zdrady, katastrofy, przybyszów od Księcia, odwiedzające smoki,  wiedźmy, ataki pryszczy, czy zbrojne oddziały, udające krzaki.

Chociaż „Paskuda & Co.” przypomina zbiór opowiadań, jest raczej jedną spójną historią, którą łączy ciąg wydarzeń. Autorka postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, gdyż cała akcja toczy się w jednym miejscu – w wieży Księżniczki oraz jej najbliższych okolicach. Dlatego po pewnym czasie, niestety, można zacząć odczuwać zmęczenie i zniecierpliwienie niezmiennością scenografii. Chociaż lokatorzy wieży to para dość nudna i przewidywalna, niekanoniczność postaci będzie dla niektórych trudna do przełknięcia. 

Najciekawszą bohaterką bez wątpienia jest Paskuda, pieszczotliwie Pasia, która wprowadza ożywienie oraz ogromną dawkę humoru. Jest ona największą zaletą książki i jej kreacja stanowi najlepszy dowód na talent pisarski autorki. Właśnie co do stylu można mieć największe zastrzeżenia, bo momenty powolne, wręcz nudne, przeplatane są świetnymi epizodami ze smoczycą w roli głównej. Zabawne są jej dźwiękonaśladowcze odgłosy, które ostatecznie ewoluują w niezłą umiejętność mowy, w stylu „ble”, „mniam”, „mniam?”, czy „mniam ble”.

Na niespełna trzystu stronach Magdalena Kozak podjęła się bardzo ambitnego zadania – tchnięcia odrobiny świeżości w oklepany temat. Tylko poniekąd jest to próba udana, gdyż zarówno fabuła, jak i bohaterowie są po części świetni, a momentami wieje nudą. Może lepszym pomysłem byłoby zupełna wariacja i rozwinięcie bajki w coś więcej, porzucenie szablonów i uwolnienie wyobraźni. Ta pozycja to ciekawostka, której znajomość nie zaszkodzi, a nawet zapewni parę chwil rozrywki. Na dłuższą metę jednak koncepcja alternatywnej wersji księżniczki w wieży nie wypaliła do końca.


Książka została przekazana od serwisu dlalejdis.pl za co serdecznie dziękuję. 
 Link do recenzji w serwisie: Paskudnie i uroczo

czwartek, 11 października 2012

#124 Upalna zima - recenzja

Tytuł: Upalna zima
Autorzy: Eugeniusz Dębski, Andrzej Drzewiński, Piotr Surmiak, Adam Cebula
Wydawnictwo: Paperback
Rok wydania: 2012
Stron: 321

Moja ocena: 7/10









Zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby paru ekspertów od nauk ścisłych usiadło i napisało powieść fantasy? Czy byłaby lepsza, czy może gorsza od tych, które piszą ludzie niezwiązani z nauką? Możecie się o tym przekonać, sięgając po „Upalną zimę”, czyli efekt kolaboracji czterech naukowców, których nazwiska możecie kojarzyć z literatury lub konwentów. Eugeniusz Dębski, Adam Cebula, Andrzej Drzewiński i Piotr Surmiak, w skrócie Kareta Wrocławski – to oni, dawno temu na Bachanaliach Fantastycznych, usiedli i podjęli decyzję o wspólnym pisaniu literatury. Tak powstał zbiór opowiadań, w których technologia napędza fantasy, a kac to tylko przerwa w piciu.

„I nie da się, żeby nie pili…”

Chcąc stworzyć coś nowego i pokazać, że nie należy bać się nauki w historiach fantasy, pisarze oparli się na starych, znanych strukturach: mamy tu pijaka-szlachcica oraz pijaka-poetę. Dodatkowo od czasu do czasu towarzyszą im pijak-krasnolud oraz mag (dla odmiany nie-pijak). Ich misja? Pytanie! Uratować świat, oczywiście. Na „Upalną zimę” składa się pięć opowiadań, które wiążą ze sobą wyżej wymienione postacie, alkohol (który poniekąd jest piątym bohaterem) i pokręcone przygody, w stylu przesunięcia planety na inną orbitę, czy wyprawy na księżyc (w czasach odpowiadających naszemu średniowieczu).

Opowiadania te lepiej rozpatrywać jako całość, jedną powieść. Bardziej są to rozdziały pewnej historii, niż osobne byty. Tyle w nich dodatkowych szczegółów, że równie dobrze mogłyby robić za ciąg wydarzeń następujących po sobie. Do bohaterów bardzo łatwo i szybko da się przyzwyczaić, są bardzo swojscy, jakby wyjęci z podwórka między blokami. Całe dnie poświęcają na picie, a głównym ich zainteresowaniem są, jakżeby inaczej, kobiety. Mimo wszystko ich przygody wciągają, a po pewnym czasie nawet da się do nich przywiązać. 

 „Świat urządzon, jakby dla kpiny z ludzkich pomysłów”.

Wspólne pisanie dwóch autorów już stwarza pewne problemy, a co dopiero czterech! W Posłowiu wyjaśniono, jak powstał Kareta Wrocławski oraz jak przebiegało powstawanie książki, mimo to wciąż nie do końca potrafię sobie to wyobrazić. Szczególnie biorąc pod uwagę tak spójny styl całości, w którym nie ma zgrzytów, dialogi są wiarygodne i zabawne, a opisy malownicze i dosadne. Z miłą chęcią przeczytałabym powieść science fiction, napisaną przez autorów, bo mogłaby śmiało zatrząść posadami gatunku. 

Jak na książkę napisaną przez czterech naukowców trochę tu za mało nauki. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby było jej za dużo, byłaby to fantastyka naukowa, ale tak naprawdę podstawy świata nie różnią się niczym od tych, wymyślanych przez zwykłych literatów. Mimo to, „Upalną zimę” czyta się szybko i z ciekawością, a Karecie Wrocławskiemu nie sposób odmówić talentu i odwagi. Może kiedyś doczekamy się kolejnej próby, w nieco innej konwencji, która jeszcze bardziej podkreśli związki z nauką pisarzy.

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Paperback

wtorek, 9 października 2012

#123 Nowa Fantastyka 10/2012 - omówienie

I nastało XXX-lecie! Jubileuszowy numer "Nowej Fantastyki" to przede wszystkim wspominkowe artykuły i stojące na bardzo równym, wysokim poziomie opowiadania. 

Jakub Winiarski rozpoczyna numer od wstępniaka o równoległych wszechświatach, czyli temacie fascynującym, ale niemającym nic wspólnego ze świętem obchodzonym przez gazetę. Jerzy Rzymowski w zapowiedziach podsumowując przeszłość, patrzy w przyszłość, czyli na "Cyrk nocy", film "Looper" i komiks "Kłamca: Viva l'arte". Do tego ostatniego wracamy jeszcze w ciekawej dwustronnej kolorowej reklamie. Gdybym lubiła czytać komiksy, jak najbardziej by mnie zachęciła.

Kontynuując temat felietonów, Rafał Kosik, w "Rzeczywistość to za mało" rozwodzi się nad polską fantastyką i swoimi początkami jako pisarza - debiutował opowiadaniem "Pokoje przechodnie" właśnie w Nowej Fantastyce. Peter Watts w "Niegodnych zakończeniach" pomstuje na twórców, którzy potrafią koncertowo zepsuć zwieńczenie serialu. Jako przykład wysuwa tu "Battlestar Galacticę", serial, który zabiły filozoficzno-religijne rozważania. Na koniec, jak zwykle, Łukasz Orbitowski i porównanie filmu Carpentera "Rzecz" do opowiadania Wattsa "Rzeczy". Jego podziw dla kunsztu pisarza skłania do jak najszybszego poznania tekstu i przekonania się, czy faktycznie jest aż taki genialny.

Prawie każdy artykuł w numerze to pewien przekrój. A to przez literaturę, a to naukę, komiks, czy ilustracje i rysowników. Wyraźnie odstaje tekst bardzo "na czasie", czyli o ekranizacji książki Rafała Kosika, "Feliks, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa". Joanna Kołakowska w "Skoku na głęboką wodę" przekonuje, że warto się wybrać. Tekst tylko częściowo przekrojowy to "Nauka kontra fantastyka - stan gry" Wawrzyńca Podrzuckiego. Chyba zainspirował się on felietonem Wattsa z wrześniowego wydania, ale rozwinął pomysł i poszedł w zupełnie inną, bardziej naukową. Pokazuje, że postęp technologii, mimo iż pnie się naprzód, jest mniejszy niż wyobrażali sobie fantaści parędziesiąt lat temu. 

 
Jubileuszowa okładka wyraźnie nawiązuje do tej sprzed 30 lat. Matka i córka?

Obchody 30-lecia "Nowej Fantastyki" to przede wszystkim teksty ludzi związanych z miesięcznikiem od dawna. Tym ciekawszy jest ich punkt widzenia. Michał Cetnarowski w "Socjologicznie, religijnie, historycznie?" wnikliwie i interesująco przedstawia trzy dekady fantastyki w Polsce, poczynając od science fiction, a kończąc na polskim paranormal romance. Maciej Parowski opowiada o początkach miesięcznika i swoich współpracach z rysownikami. Także do komiksu nawiązuje Tomasz Kołodziejczak, znany bardziej ze space opery. W krótkich tekstach, wiążących się ze sobą słowem-kluczem, wspomina swój okres dorastania, fascynację komiksami i "Nową Fantastyką", dochodząc do dorosłości, w której nic się to nie zmieniło.

A teraz sedno numeru, czyli opowiadania. Jak pisałam wyżej, chociaż jest ich wyjątkowo wiele, wszystkie są na bardzo wysokim poziomie, i bardzo miło się je czyta. 
"XV Miniatur na XXX-lecie", Grzegorz Janusz - krótkie teksty z różnej tematyki, a każdy z puentą i jeden lepszy od drugiego.
"Jad", Marta Malinowska - postapokaliptyczna wizja prowadzona z perspektywy małej dziewczynki, strasznie bojącej się pająków. Dłuższa wersja mile widziana.
"Śmierć na chorągwi", Zbigniew Wojnarowski - mając w pamięci "Romantyczność", nastawiona byłam dość sceptycznie, ale już pierwsze wersy mnie wciągnęły. Całość na plus, jest ciekawie i klimatycznie.
"Nocna parada duchów", Xia Jia -  chyba najsłabszy tekst na tle pozostałych, ale i tak dobry. O duchach.
"Siódma mina generała-robota", Jeffrey Ford - jeden z krótszych tekstów, ale za to wyróżniający się pomysłem, i byciem jedynym tekstem science-fiction.
"Chudzina", Lucius Shepard - przyjemna historia dziewczyny, przypominającej śmierć. Również nie odmówiłabym przeczytania dłuższej formy.
"Spopielarze", Nir Yaniv - pokręcony tekst, może trochę przewidywalny, ale za to z kopem na końcu.
"Słowo boże", Nir Yaniv - kolejny zbiór mini historyjek, ale powiązanych ze sobą i bardzo pomysłowych.

Poza tym, jak zawsze, recenzje i konkursy (tym razem do wygrania na przykład "Opowieści praskie" - moja recenzja tutaj).

Jerzy Rzymowski ze swoimi "Serialowymi zwJeRzeniami", ze względu na powrót Wattsa, wylądował chyba na stałe w internetowym dodatku do numeru. Mimo to, warto tam zajrzeć. Redaktor pisze o "Pamięci absolutnej 2070", a dodatkowo znajdziecie tam artykuły dotyczące filmu "Dredd" oraz postaci Arrowa, a także mały przegląd kinowych nowości.

A po więcej zdjęć z jubileuszu zapraszam do omówienia poprzedniego numeru "NF" - tutaj.

niedziela, 7 października 2012

#122 Saga o rubieżach. Tom 1 - recenzja

Tytuł: Saga o rubieżach. Tom 1
Autor: Liliana Bodoc
Seria: Saga o rubieżach (tomy 1 i 2)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Stron: 728

Moja ocena: 8/10









Hiszpańskojęzyczna fantastyka nie jest zbyt częstym gościem na księgarnianych półkach. O wiele częściej sięgamy po angielską lub, chociaż rzadziej, naszą rodzimą. Tym bardziej intrygująca jest powieść "Saga o rubieżach" Liliany Bodoc, której wydania podjęło się wydawnictwo Prószyński i S-ka. Czy faktycznie jest to tak epickie dzieło, jak napisano na okładce?

Lud Husihuilków to najbardziej wojownicze plemię Żyznych Ziem. Spokój w ich życiu zakłóca czarownik, Kupuka, który przychodzi ze śmiertelnym ostrzeżeniem o nadciągającej armii ze Starych Ziem. Czy są to dawno zaginieni Boreaszowie, czy coś gorszego, co chce zniszczyć świat, jaki znają? Każda nacja wysyła swojego przedstawiciela na naradę, a jednocześnie rozpoczyna przygotowania do wojny... Nie wszyscy jednak chcą się przeciwstawić nieuniknionemu, woląc zdradzić Jelenia i zbratać się z siłami zła. Tylko od mieszkańców Żyznych Ziem zależeć będzie ostateczny wynik starcia.

Losy całego kontynentu odpierającego ataki sług zła obserwujemy na przestrzeni wielu lat. Ledwie zdążymy się przywiązać do konkretnej postaci, ta umiera lub odchodzi w cień. Chociaż większość jest czarno-biała, niektóre ich działania mogą nas zaskoczyć. Ich psychologia została ukazana wiarygodnie i wnikliwie, a najciekawsi bohaterowie, paradoksalnie, to ci źli, a szczególnie Pomroka, matka Misaianesa. Trzecią stroną w konflikcie, która, choć nie występuje bezpośrednio, ma ogromne znaczenie jest matka natura. Czerpią z niej czarownicy, wspierający siły dobra, ale również każde żywe stworzenie opierające się najeźdźcom z całych sił.

Autorka podjęła się zadania trudnego, ale nie niewykonalnego. Gdyby tom pierwszy składał się tylko z jednej księgi, efekt byłby o wiele słabszy, a tak dostaliśmy naprawdę epicką powieść, złożoną z dwóch części, która aspiruje do bycia hiszpańskim "Władcą Pierścieni". Bohaterowie stanowią tutaj tylko pretekst do pokazania odwiecznej walki dobra ze złem. Bardziej niż jednostki obserwujemy społeczeństwa, nacje, które jednoczą się (lub wręcz przeciwnie) w starciu z wrogiem, Misaianesem. Tym samym klimat książki jest podniosły, mroczny, tajemniczy i wręcz niepokojący.

Liliana Bodoc musi jeszcze sporo popracować nad swoim warsztatem pisarskim. Szczególnie podczas lektury pierwszej księgi była widoczna pewna nieporadność stylistyczna w postaci nagłych zmian punktu widzenia bohaterów, co wprowadzało niemałe zamieszanie. Bardzo dobrym chwytem ze strony wydawnictwa było zawarcie dwóch ksiąg w jednym tomie. Nie tylko oszczędziło pieniądze, ale także, gdyby pierwsza część, "Dni Jelenia" była osobno, nie zdołałaby utrzymać uwagi czytelnika. Dopiero podczas lektury "Dni Pomroki" zaczęłam przywiązywać się do bohaterów i myśleć o stworzonym przez autorkę świecie.

A ten jest imponujący, chociaż zdaje się być oparty na naszym, współczesnym. Żyzne Ziemie do złudzenia przypominają Amerykę, a Stare Ziemie Eurazję. Królestwem Misaianesa zdaje się być Skandynawia, ukazana jako ląd górzysty, zimny i nieprzyjazny. Natomiast główni bohaterowie zamieszkują tereny Argentyny, notabene kraju pochodzenia autorki. Mapka zamieszczona na początku książki bardzo przydaje się w śledzeniu ruchów wojsk obu stron. Z racji na konieczność przemierzania wielu kilometrów, historia rozciąga się na wiele dni, a nawet lat, podczas których zachodzi wiele widocznych przemian, zarówno w pojedynczych postaciach, jak i naturze.

"Saga o rubieżach" to debiut hiszpańskojęzycznej pisarki. Chociaż styl autorki niekiedy pozostawia wiele do życzenia, a główną rolę gra niezbyt oryginalna walka dobra ze złem, jest on jak najbardziej udany. Wiele tu nawiązań do Tolkiena, ale Liliana Bodoc ma swój pomysł na tę historię. Do końca trylogii brakuje tylko ostatniego tomu, "Dni ognia". Oby wyszedł u nas prędko.

Za książkę dziękuję panu Marcinowi i wydawnictwu Prószyński i S-ka

piątek, 5 października 2012

#121 Stosik jesienny

Dawno żadnego stosiku nie było, a mi zrobiły się już kolejne... Nie przedłużając, oto one:

Stos nabytków własnych:
1. "Ciężar milczenia" Heather Gudenkauf - pobrane na finta.pl
2. "Szósty" Agnieszka Lingas-Łoniewska - prezent od kobieta20.pl
3. "Do światła" Andriej Diakow - prezent od Korvo, w zamian za autograf Petera V.Bretta
4. "W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka" Mark Hodder- również od Korvo
5. "Bogowie są śmiertelni" Grzegorz Drukarczyk - zakup własny w księgarni Almaz na Polconie
6. "Atrament" Hal Duncan - efekt promocji Uczta Wyobraźni 2 w cenie 1 w Empiku
7. "Wieki światła" Ian R. MacLeod - jak wyżej
Po bokach: dwa pierwsze numery "Coś na progu" kupione na Polconie.

Stos recenzencki:
1. Nowa Fantastyka 09/10 - od redakcji Nowej Fantastyki (omówienie)
2. "Saga o rubieżach. Tom 1" Liliana Bodoc - od wydawnictwa Prószyński i S-ka
3. "Przebudzenie lewiatana" James S.A Corey - od Secretum.pl
4. "Opowieści praskie" Tomasz Bochiński - od wydawnictwa Almaz (recenzja)
5. "Listy lorda Bathursta" Marcin Mortka - od Secretum.pl (ah, co to za książka! Moja recenzja niedługo, jak Fabryka pozwoli :))
6. "Wejście w zbrodnię" Jill Hathaway - od dlalejdis.pl (recenzja)
7. "Zakon smoka" Aleksandar Tesic - od kobieta20.pl (recenzja)
8. "Trzeci brzeg styksu" Krzysztof Beśka - od Secretum.pl

Czytaliście coś z powyższych pozycji? A może coś Was ciekawi?

poniedziałek, 1 października 2012

#120 Podsumowanie września

Wrzesień był dla mnie miesiącem wyjazdów. Najpierw tygodniowe wakacje, zaraz po powrocie z nich weekend spędzony na Bachanaliach w Zielonej Górze, a w sobotę wróciłam z deszczowej i drogiej Szwecji. Tym samym nie przeczytałam zbyt wiele, bo po prostu nie było kiedy...

Przeczytałam 3 książki o łącznej liczbie stron 853, co daje ok. 30 stron/dzień. Dodatkowo przesłuchałam pierwszego w życiu audiobooka trwającego 782 minuty (13 godzin).

1. Jill Hataway, "Wejście w zbrodnię" - 5/10
2. Tomasz Bochiński, "Opowieści praskie" - 8/10
3. Orson Scott Card, "Gra Endera" (audiobook) - 10/10
4. E. Dębski, A. Cebula, A. Drzewiński, P. Surmiak, "Upalna zima" - 6/10

Do tego pojawiło się również omówienie Nowej Fantastyki 09/2012, relacja z Polconu 2012 i parę notek informacyjnych.

W tym miesiącu:
- stosik recenzencki
- recenzje "Listów lorda Barthusta" Marcina Mortki (może w końcu Fabryka pozwoli), "Sagi o Rubieżach" Liliany Bodoc, "Upalnej zimy" i "Trzeciego brzegu styksu" Krzysztofa Beśki
- relacja z Bachanaliów Fantastycznych 2012
- omówienie Nowej Fantastyki 10/2012
... i wiele więcej.

Jakie są Wasze plany na październik i jak minął Wam wrzesień?

 A poniżej parę zdjęć ze Szwecji :)

Oszałamiający budynek uczelni w Halmstad i równie powalające ceny książek (70-100 zł).

Wrocław z lotu ptaka.

 Takie tam z tonącym domem i najwyższym budynkiem Szwecji (Malmo).